Czerwony Pająk. Katarzyna Bonda

Читать онлайн.
Название Czerwony Pająk
Автор произведения Katarzyna Bonda
Жанр Классические детективы
Серия Cztery żywioły Saszy Załuskiej
Издательство Классические детективы
Год выпуска 0
isbn 978-83-287-0953-9



Скачать книгу

Ot sterta makulatury pod podłogą. Dziś ich potrzebujemy. Dziadek popełnił błąd, że zrobił próbę ich ujawnienia. Słona cena za głupi szantaż. Myślał, że jest królem. A umarł król, niech żyje król.

      Polak wysłuchał jej perory spokojnie. Twarz wykrzywiał mu nadal grymas bólu, ale nawet mrugnięciem oka nie dał po sobie poznać, jak bardzo jest wściekły. Sandra znała go jednak nie od dziś. Powstrzymała się przed komentarzem, choć obojgu cisnęły się na usta jedynie przekleństwa. Okazuje się, że Dziadek był dla nich groźniejszy po śmierci niż za życia.

      – Ciekawa historyjka. – Łukasz wypluł skrzep krwi i otrząsnął się z trudem. Podniósł głowę. Wykrzywił usta w nonszalanckim uśmiechu. – Przypomnę ci, że szef służby ma dostęp do materiałów zbioru zastrzeżonego i decyduje, czy ich użyć, których użyć i które ujawnić. Pozwala mu to na polityczne wykorzystanie tych czy innych dokumentów, choćby bezpieki, przeciwko konkretnym osobom w celu osiągnięcia konkretnych korzyści. Natomiast informacje o aktywach bezpieki wszystkich departamentów MSW PRL dostały się w ręce osób prywatnych lub obcych agencji. IPN nie jest i nigdy nie będzie ich dysponentem. Jak wiadomo, materiały nacisku mają moc tylko dopóty, dopóki pozostają tajne. Ujawnienie ich automatycznie sprawia, że robią się niegroźne. Tak się składa, że Sasza to wie. Zadajesz mi zagadkę do rozwiązania? Kto jest teraz królem? Kto zdrajcą? Chyba to oczywiste. Zawsze najbliższy przyjaciel. Minister szykuje zamach. Zbiera dupochrony. A ty, jak głupia, chodzisz na jego pasku. Do czasu, mała patriotko. Liczysz, że ktoś kiedyś będzie o tobie pamiętał? Nigdy nie zdobędziesz sławy. I nie masz, niestety, klasy Krystyny Skarbek, choć się za nią przebierasz. Zawsze będziesz tylko słabą kopią samej siebie. Żal mi cię. Uważaj lepiej, z kim się kładziesz do łóżka, Sandro.

      Znów strzał. Tym razem w krocze. Mężczyzna zgiął się wpół na ile pozwalały więzy. Zemdlał. Kobieta w płaszczu odgarnęła włosy, chwyciła pierwszą z brzegu gazetę i zaczęła się nią wachlować.

      – Jeść się chce – zwróciła się do żylastego chudzielca z haczykowatym nosem. – Może pizza?

      Mężczyzna odłożył klej, papiery i podszedł do telefonu stojącego przy łóżku. Podniósł słuchawkę. Sapnął, zanim zaczął wybierać numer.

      – Co ty robisz, Bułka? – syknęła.

      – Jesteś głodna. Znam jeden numer. To niedaleko. Przywiozą.

      Kobieta pokręciła głową z niedowierzaniem.

      – To jest lokator – wskazała Polaka. – A nas tu nie ma – wyjaśniała mu jak dziecku. – Ciebie, mnie, Remontnika. Nie ma nas tutaj! Już nie jesteś gangusem. Mamy sprawę załatwić tak, by było czysto. Nikt nie będzie po nas sprzątał.

      Bułka długą chwilę przetwarzał dane, aż wreszcie podszedł do Łukasza i schwycił go wraz z krzesłem, a następnie przeniósł w pobliże telefonu. Niestety Polak nadal był nieprzytomny. Przelewał się chudzielcowi przez ręce. Bułka wpatrywał się w opadającą coraz bardziej do przodu sylwetkę.

      – Chyba przesadziłaś, Sandra.

      Kobieta podeszła do Polaka.

      – Po prostu ma słabe jaja. Zawsze tak było.

      Dała znak. Bułka uderzył mężczyznę z pięści w twarz. Łukasz przewrócił się z krzesłem na bok. Kobieta westchnęła ciężko.

      – Masz go obudzić, nie skatować.

      – Tylko go połaskotałem – zdziwił się Bułka i obejrzał swoją dłoń wielkości bochna chleba.

      Kobieta rozsunęła płaszcz. Pod spodem miała wydekoltowaną sukienkę w różyczki.

      – To masz problem.

      Dryblas znów się zawiesił. W końcu wygenerował chyba jakąś myśl, bo postawił krzesło i złapawszy Polaka za brodę, zaczął nim energicznie potrząsać. Co jakiś czas patrzył prosząco w stronę szefowej. Wreszcie kobieta nie wytrzymała. Podeszła i wymierzyła Łukaszowi siarczysty policzek.

      – Pobudka! – zakomunikowała, kiedy Polak otworzył oczy. – Jeśli chodzi o twoją byłą, zmienił się człowiek i dobiegł kres waszej kryszy. Mamy pozwolenie ją zdetonować. Czaisz?

      – Więc dla-sze-ho tego nie sssrobisz? – wychrypiał Łukasz.

      – Przynieś wody. – Sandra zwróciła się do Bułki. – Zimnej!

      I do Polaka:

      – A kto powiedział, że sprawa nie jest w progresie. Na razie Calineczka ma rolę do wypełnienia. Problem wyłącznie w tym, że zerwała się ze smyczy.

      Łukasz zaczął się radośnie śmiać. Kobieta na chwilę wpadła w osłupienie, ale po chwili dołączyła do Polaka. Bułka i człowiek zwany Remontnikiem patrzyli na to zaskoczeni. Następnie Sandra wyjęła z rąk Bułki szklankę i chlusnęła Łukaszowi w twarz.

      – Spodziewaj się jeszcze wielu gwałtownych wypadków i nagłych śmierci.

      Natychmiast zapadła cisza.

      – Daleko ta pizzeria? – zwróciła się do Bułki. – Widzę, że to może jeszcze potrwać.

      – Na nogach dam radę.

      Skinęła głową.

      – Sandro – odezwał się Łukasz, zdawało się, że tym razem ulegle. – Naprawdę nie mam pojęcia, gdzie jest Załuska. Mnie też zakręciła.

      – Nie wierzę ci.

      Kobieta pochyliła się i spod materaca wyciągnęła „Dziennik Bałtycki”. Spojrzała na Remontnika, a potem na Polaka. Przewertowała. Szpaltę z ogłoszeniami poznaczono długopisem. Pojedyncze litery i cyfry tworzyły ciąg arytmetyczny. Stronę z nekrologami w połowie wydarto.

      – Co tutaj było?

      Łukasz wzruszył ramionami. Zaczerwienił się.

      – Muchę zabijałem. – Uśmiechnął się krzywo. – Może pająka?

      – Wiem, co to jest, debilu. To zaszyfrowana wiadomość. Do kogo? – Nadepnęła Łukaszowi szpilką na stopę. – Jesteście z tą suką w kontakcie.

      Mężczyzna wydał z siebie stłumiony jęk. W tym samym momencie zawyła syrena. Skutecznie zagłuszyła dalsze jęki Polaka. Nikt nie usłyszał też trzaśnięcia drzwi. Bułka ruszył na połów pożywienia.

      Jekyll obszedł blok dookoła i skierował się do części z balkonami. Minął słynną wiatę, która miała służyć mieszkańcom do integracji sąsiedzkiej, ale lokalne pijaczki przejęły ją na imprezownię. Długo rozmyślał nad dziwacznym zachowaniem Łukasza. Kto jeszcze był w mieszkaniu? Dlaczego Polak chronił intruza? Jaki to ma związek z zaginięciem Saszy? I jeszcze to mruganie, siniaki, pręgi na nadgarstkach. Wiedeńskie wystawy? Jak miał rozszyfrować ten kod? Czy ta rozmowa go w ogóle zawierała? O co chodziło ojcu Karoliny? Nie miał jednak wątpliwości, że Polak potrzebuje wsparcia.

      Tymczasem na klatce zaroiło się od harcerzy. Ciągnęli węże strażackie i wpinali je do hydrantów.

      – Co to, Bałtyk wylewa? Szykuje się nowy potop szwedzki? – mruczał do siebie Jekyll, krążąc po osiedlu.

      Najpierw żałował, że wyszedł z mieszkania bez bliższej penetracji, ale potem uznał, że nic straconego. Wszak kiedyś, jeszcze w czasach narzeczeństwa, wspinał się do Anielki nocami po barierkach i tą samą drogą wracał, bywało, że przed świtem, w głębokich ciemnościach. Jej rodzice nigdy ich nie złapali. A dziś dzień był słoneczny, widoczność doskonała. Może jest już stary, fantazja i motywacja też nie ta sama, ale co szkodzi spróbować? Winien był