Название | Trawers |
---|---|
Автор произведения | Remigiusz Mróz |
Жанр | Крутой детектив |
Серия | Komisarz Forst |
Издательство | Крутой детектив |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-8075-127-9 |
Nie. To, co miał, się nie liczyło. Ważniejsza była druga strona medalu. Prawdziwym atutem Forsta było to, że nie miał nic do stracenia.
Eliasz się uśmiechnął.
– Jesteś już daleko myślami.
– Tak – przyznał.
– Wracasz w góry?
Podszedł do niej i wziął ją za rękę. Naprawdę chciał podzielić się z nią wszystkim, co planował. Na tym etapie nie był jednak jeszcze na to gotowy. Problemem nie było ryzyko – lokatorka była tutaj zamknięta i nie miała żadnych szans, by opuścić piwnicę. Kłopot tkwił w barierach, jakie miał Iwo.
Czasem zastanawiał się nad tym, skąd się wzięły. Przez większość czasu starał się jednak o tym nie myśleć. Był lepszy od innych. Bardziej wartościowy od szarej masy. Miał misję i skrupulatnie ją wykonywał.
Jakąś cenę musiał zapłacić.
– Kiedy będziesz z powrotem?
– Najwyżej za tydzień – powiedział, a potem odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia.
Lokatorka cofnęła się tak, jak wymagały tego zasady. Eliasz otworzył drzwi, a potem obejrzał się przez ramię.
– Uważaj na siebie – powiedziała.
Skinął jej głową, po czym wyszedł na korytarz. Zamknął obydwa zamki, przeszedł na górę, a tam zaryglował drugie drzwi. Klucze upchnął do kieszeni. Czuł podniecenie na samą myśl o tym, co zamierzał zrobić.
Przeszedł do swojego pokoju i zaczął się pakować. W tle słyszał telewizor. Na antenie NSI trwała relacja o ofierze odnalezionej pod Czerwonymi Wierchami. Nie było to zbyt precyzyjne określenie, ale Iwo nie spodziewał się wiele po dziennikarzach, którzy lansowali teorię, jakoby Bestia z Giewontu powiesiła się pod słowackim Szatanem.
Nie mogli być dalej od prawdy.
10
Istniały tylko dwa sposoby, by Forstowi udało się ustalić, gdzie znajduje się Bestia z Giewontu. Właściwie żaden z nich nie był dobry, ale innej możliwości nie było.
Wiedział, że musi zacząć od zdobycia komórki. W zakładach karnych wbrew pozorom nie było to nader skomplikowane. Telefony często dostarczali członkowie rodziny czy znajomi, przesyłając odpowiednio skonstruowane paczki z drugim dnem. Wprawdzie w celi niełatwo było skorzystać z przeszmuglowanej komórki, ale istniały miejsca, które nadawały się do tego wprost idealnie. Jednym z nich była więzienna szwalnia. W niejednej maszynie osadzeni chowali telefony, a potem wyciągali je, kiedy przychodziła pora pracy. Ciche rozmowy były skutecznie zagłuszane przez kakofonię pracujących urządzeń.
Forst postanowił zdobyć telefon od tego samego człowieka, który pośredniczył w załatwianiu mu kompotu. Przedstawiał się jako Czachor i trudno było powiedzieć, czy to ksywa czy nazwisko.
By się z nim rozmówić, Wiktor musiał wyjść na spacerniak. Nie było to najmądrzejsze posunięcie, biorąc pod uwagę, ilu więźniów się tam kręciło, ale skorzystanie z jeszcze jednego pośrednika nie wchodziło w grę. Musiał załatwić to bezpośrednio z Czachorem.
Wyszedł na niewielki plac i ściągnął poły pomarańczowej kurtki, którą narzucił bodaj po raz pierwszy. Chłód doskwierał wszystkim, ale niewielu zdecydowało się na pozostanie w celach.
Ci, których Wiktor zdążył poznać, ignorowali go jak zawsze. Problem stanowili pozostali, z którymi dotychczas nie miał styczności. Wszyscy znali go z przekazów medialnych, ale nie wszyscy zdążyli przekonać się, że nie warto go ruszać.
Próbując wypatrzyć Czachora, starał się nie rozglądać zbyt nerwowo. Raz po raz jednak musiał zerknąć gwałtownie w bok. Cały czas miał wrażenie, że kilku osadzonych na niego dybie.
W końcu zobaczył tego, na którego czekał. Czachor rozmawiał z dwoma innymi więźniami. Miał na sobie dmuchaną kurtkę z kapturem. Były komisarz zbliżył się i odchrząknął.
– Mam sprawę – oznajmił.
Osadzeni odwrócili się do niego i zmierzyli go wzrokiem. Jeden z nich już otwierał usta, zapewne po to, by w niewybrednych słowach go odprawić, ale Czachor szybko uniósł rękę.
– Spokojnie. Ta kurwa przychodzi tylko w interesach.
Forst trwał w bezruchu, z kamiennym wyrazem twarzy.
– Pies to pies. Nie powinieneś…
– Zamknij ryj – uciął Czachor, a potem skinął na bok.
Wiktor odszedł z nim kawałek, ignorując ciężkie spojrzenia, które go odprowadzały. Musiał przyznać, że idący obok więzień miał ikrę. Ubijanie biznesu z trędowatymi tego świata z pewnością nie należało do najroztropniejszych rzeczy. Z drugiej strony mógł więcej zarobić. Stawki dla byłych policjantów były chyba najwyższe.
– Zrozum jedną rzecz, charcie – zaczął Czachor. – Rozmawiamy tylko dlatego, że płacisz na czas i nie odpierdalasz żadnych numerów. Dopóki będziesz tak robił, możesz na mnie liczyć.
Forst nie miał zamiaru odpowiadać.
– Słyszysz?
– Potrzebuję czegoś – oznajmił Wiktor. – I to na już.
– Lepszej hery?
– Nie. Ta w zupełności mi wystarcza.
– Do czasu. Jak będziesz chciał skuteczniej odciąć się od całego tego gówna, daj mi tylko znać.
– Potrzebuję komórki.
Czachor mruknął przeciągle, jakby był jubilerem mającym oszacować wartość kawałka diamentu. Szli wzdłuż ogrodzenia, z rękoma w kieszeniach, nie rozglądając się. Załatwiali interesy dokładnie tak, jak wszyscy inni więźniowie – i klawisze doskonale o tym wiedzieli. Najwyraźniej jednak szkoda im było czasu i energii, by zawczasu zapobiegać kontrabandzie. Woleli działać po fakcie, może dlatego, że wówczas mogli pstryknąć zdjęcie i pochwalić się potem swoimi osiągnięciami.
– Jakiej?
– Obojętnie.
– Mogę coś mieć. Kilka dni temu dostałem w mięsie.
Forst przez moment chciał zapytać, co to sformułowanie oznacza w gwarze więziennej, ale szybko zrozumiał, że to nie żadna metafora. Telefony często chowano w produktach spożywczych, a mięso nadawało się do tego wprost idealnie. Inną popularną metodą było wsadzanie cienkich smartfonów do podeszew butów czy umieszczanie ich w innych towarach elektronicznych.
– To stary, gówniany model.
– Ile ma minut?
Czachor spojrzał na niego, jakby urodził się wczoraj.
– Minutami się nie przejmuj, to już nie te czasy. Teraz wszyscy liczą gigabajty transmisji. Ale twoim komem nie wejdziesz do sieci. Jak chcesz smartfona, będziesz musiał poczekać do następnego…
– Chcę tylko dzwonić.
– Więc ten, co mam, wystarczy.
Forst przypuszczał, że tanio nie będzie, ale nie miał zamiaru się tym przejmować. Praca w policji nie należała może do najlepiej płatnych, ale kiedy nie miało się nikogo na utrzymaniu i zasadniczo chodziło się w jednej koszuli, można było odłożyć całkiem sporo. W porównaniu do innych osadzonych Wiktor był bogaczem. Przynajmniej jeśli brać pod uwagę legalne obroty.
– Ile?