Название | Powrót bogini Część 2 |
---|---|
Автор произведения | P.C. Cast |
Жанр | Книги для детей: прочее |
Серия | |
Издательство | Книги для детей: прочее |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-238-9490-2 |
Niby oznajmił to twardo, po męsku, ale oczy miał bardzo smutne.
Rozumiałam go, jak dobrze go rozumiałam! Ale i on musiał coś zrozumieć w tych dziwnych okolicznościach, kiedy to jego ciężarna córka nie wybierała się do innego stanu, gdzie mógłby ją odwiedzać i cieszyć się nową życiową rolą dziadka.
Nie, ciężarna córka wybierała się do innego świata.
Spojrzałam uważnie na tatę. Tak, był strasznie smutny… i wszystko rozumiał.
Mimo to powiedziałam nie tak zwyczajnie, informacyjnie, ale z naciskiem:
– Ona go potrzebuje, tato.
– Ona?
– Tak, ona. Wybranka Epony, kiedy po raz pierwszy zostaje matką, zawsze dostaje w darze od Bogini córkę.
– W takim razie pod jednym względem całkowicie zgadzam się z twoją Boginią.
– Pod jakim?
– A pod takim, że… – duża, mocna dłoń taty przykryła moją dłoń – …że córki są prawdziwym darem bogów. I, jak już wiemy, bogiń.
Uśmiechał się, ale jego oczy zalśniły podejrzanie. Moje na pewno też, przecież pod powiekami zapiekło.
Lekko uścisnął moje palce i wstał.
– Mam coś do roboty. Zostaniecie sami, ale nie na długo. Za jakieś pół godziny czekam na was w szopie. Przyda mi się wasza pomoc. – Odwrócił się i spojrzał prosto w oczy Clintowi, którego wzrok można by teraz tak ładnie określić jako zafrasowany. – Pamiętaj, synu, że to, co przed chwilą usłyszeliśmy, całkowicie zmienia postać rzeczy!
– Oczywiście, proszę pana!
Tata pokiwał głową i ruszył do drzwi, którymi wychodziło się do komórki i garażu, jednak tuż przed progiem zatrzymał się i odwrócił, by jeszcze raz spojrzeć na Clinta.
– Teraz już wiem, dlaczego twoja twarz wydała mi się znajoma! Ależ tak! Przecież to ty jesteś tym bohaterskim pułkownikiem ze Straży Powietrznej z jednostki w Tulsie. Twój F-16 zawiódł, kiedy przelatywałeś nad miastem, ale nie katapultowałeś się, tylko doprowadziłeś maszynę nad środek rzeki Arkansas i dopiero tam nastąpiła katastrofa. O tym wydarzeniu donosiły wszystkie media. Pamiętasz, Shannon? To było jakieś pięć lat temu!
Spojrzałam na Clinta, pomyślałam i raptem mnie olśniło. Bohaterski pilot, narażając własne życie, nie pozwolił, by zginęli inni. Trąbiono o tym w kółko przez jakiś czas, a wszyscy mieszkańcy Tulsy bardzo byli tym przejęci. Ale twarz Clinta z twarzą bohaterskiego pułkownika skojarzyłam dopiero teraz, dlatego poczułam się jak kretynka.
A rozentuzjazmowany tata mówił dalej:
– Powinieneś był wcześniej opuścić samolot, ale zrobiłeś to dopiero wtedy, kiedy byłeś całkowicie pewien, że nie spadnie na miasto. W rezultacie katapultowałeś się, kiedy byłeś już za nisko. Tak… – Tata na moment zamilkł wpatrzony w sufit, jakby był tam przyklejony artykuł z gazety, skąd mógł zaczerpnąć nowe informacje. – O ile dobrze pamiętam, miałeś strzaskany kręgosłup.
– Zgadza się – powiedział cicho Clint.
– Wszyscy uważali ciebie za bohatera.
– Po prostu zgodnie z procedurą wykonałem zadanie.
Tata jednak wyprostował się i skłonił głowę, wyrażając tym największy szacunek. Potem uśmiechnął się i definitywnie zabierając się do wyjścia, rzucił na odchodnym:
– Shannon, w szafie są jakieś buty i kurtki. Pamiętaj, przed wyjściem do szopy masz ubrać się ciepło. Nie chcę, żeby moja wnuczka się przeziębiła.
Wyszedł, starannie zamykając za sobą drzwi, a ja zostałam z Clintem sama.
Spojrzałam na niego całkiem innymi oczami, bo wreszcie wiedziałam, kim naprawdę jest. Otóż siedział przede mną heroiczny i dla dobra innych gotów do poniesienia największych ofiar pilot F-16, bohater i wojownik, a także człowiek, który rozmawia z duchami drzew. Przy tym ma aurę szafirową ze złotą otoczką, co oznacza, że Clint jest szamanem.
Zadrżałam z emocji, kiedy w całej pełni dotarło do mnie, że ten człowiek naprawdę dorównuje ClanFintanowi. Owszem, byłam tym bardzo podekscytowana, ale i zarazem mocno speszona z uwagi na dziwnie nieokreślone relacje panujące między mną a Clintem z ClanFintanem w tle. W tej sytuacji doszłam do następnego wniosku, mianowicie takiego, że jak na razie najrozsądniej będzie po prostu czymś się zająć. A ponieważ brudne naczynia czekały, zabrałam się do zmywania. Najpierw w ciszy, po chwili jednak nie wytrzymałam:
– Clint, właśnie dlatego masz te bóle w plecach?
– Tak.
– I dlatego zamieszkałeś w lesie? Bo tam czujesz się lepiej, łatwiej ci przezwyciężyć dolegliwości? – Moim słowom akompaniował szum wody, która lała się do zlewu, mieszając się z mydlinami. Tak! Moi rodzice byli absolutnie przeciwni wszelkiego rodzaju płynom do zmywania. Uważali, że szkodzą środowisku, a zwykłe mydło to całkiem coś innego. To znaczy nie, używali innego sformułowania. Mówili, że te różne płyny są wbrew prawom natury.
Clint odparł dopiero po chwili. Było jasne, że nie bardzo lubi rozmawiać na ten temat.
– Szczerze mówiąc, jestem przekonany, że tylko dzięki temu zachowuję jaką taką sprawność. Im głębiej wchodzę w las, tym czuję się lepiej. Im dalej od lasu i im dłużej mnie w nim nie ma, tym gorzej. Dlatego zresztą, kiedy Rhiannon przeniosła się do Tulsy, zostałem u siebie, i z tej właśnie przyczyny nie miałem pojęcia, co ona tam wyprawia.
– Clint, a jak się teraz czujesz? – spytałam mocno zaniepokojona. Przecież absolutnie nie byliśmy w lesie. – Może powinieneś już wracać do siebie?
– Nie, nie ma takiej potrzeby. Kilka dni na pewno wytrzymam, tym bardziej że w pobliżu rośnie wiele drzew. Wystarczająco dużo, by działały na mnie korzystnie. To nie miasto, w którym od razu opadam z sił.
– Rozumiem. Ale wiesz, Clint, bardzo bym nie chciała, żebyś z mojego powodu…
– Wiem, wiem, ale uwierz mi, Shannon, niepotrzebnie się denerwujesz. Damy radę, zapewniam. Z tym że o jedno mam do ciebie pretensję. Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej o dziecku?
Zajęta namydlaniem talerza, najpierw wzruszyłam ramionami, dopiero potem odparłam:
– Dlaczego? No… bo pomyślałam, że po co robić z tego sensację. Podstawową sprawą jest to, że muszę wrócić do Partholonu. Bo bardzo tego chcę, bo tam jest moje miejsce, i to niezależnie od tego, czy jestem w ciąży, czy nie. A zdecydowałam się powiedzieć o dziecku tylko ze względu na tatę, żeby łatwiej się z tym wszystkim pogodził, rozumiesz?
– Rozumiem… – odparł jakoś tak bardzo powoli. – Chciałbym jednak, żebyś z czegoś jeszcze zdawała sobie sprawę.
Czułam, że to coś bardzo ważnego, dlatego wytarłam ręce w ściereczkę i odwróciłam się twarzą do Clinta.
Który oznajmił:
– Nadal chcę, żebyś została tutaj. – Chciałam coś powiedzieć, ale Clint podniósł rękę w oczywistym geście. – Chwileczkę, daj mi skończyć. Shannon, nawet gdybyś miała już tu nigdy nie powrócić, musisz coś wiedzieć. Nie, nie musisz, to złe słowo. Po prostu zależy mi bardzo, żebyś to wiedziała. Kocham cię, Shannon, kocham i pragnę. I tak będzie zawsze… – Wyciągnął do mnie rękę. W jego spojrzeniu był cały ocean ciepła. – Kocham cię. Kocham was obie, ciebie i twoją