Balady i romanse. Adam Mickiewicz

Читать онлайн.
Название Balady i romanse
Автор произведения Adam Mickiewicz
Жанр Зарубежная классика
Серия
Издательство Зарубежная классика
Год выпуска 0
isbn



Скачать книгу

może jeszcze się śmieje?

      „Daj się namówić czułym wyrazem:

      Porzuć wzdychania i żale!

      Do mnie tu, do mnie! tu będziem razem

      Po wodnym pląsać krysztale —

      „Czy zechcesz niby jaskółka chybka

      Oblicze tylko wód muskać,

      Czy zdrów jak rybka, wesół jak rybka,

      Cały dzień ze mną się pluskać,

      „A na noc w łożu srebrnej topieli,

      Pod namiotami zwierciadeł,

      Na miękkiej wodnych lilijek bieli,

      Śród boskich usnąć widziadeł.”

      Wtem z zasłon błysną piersi łabędzie;

      Strzelec w ziemię patrzy skromnie;

      Dziewica w lekkim zbliża się pędzie

      I „Do mnie! – woła – pójdź do mnie!”

      I na wiatr lotne rzuciwszy stopy,

      Jak tęcza śmiga w krąg wielki,

      To znowu siekąc wodne zatopy,

      Srebrnemi błyska kropelki.

      Podbiega strzelec i staje w biegu,

      I chciałby skoczyć, i nie chce;

      Wtem modra fala, prysnąwszy z brzegu,

      Zlekka mu stopy załechce —

      I tak go łechce i tak go znęca,

      Tak się w nim serce rozpływa,

      Jak gdy tajemnie rękę młodzieńca

      Ściśnie kochanka wstydliwa.

      Zapomniał strzelec o swej dziewczynie,

      Przysięgą pogardził świętą,

      Na zgubę oślep bieży w głębinie,

      Nową zwabiony ponętą.

      Bieży i patrzy, patrzy i bieży,

      Niesie go wodne przestworze;

      Już zdala suchych odbiegł wybrzeży,

      Na średniem igra jeziorze,

      I już dłoń śnieżną w swej ciśnie dłoni,

      W pięknych licach topi oczy.

      Ustami usta różane goni

      I skoczne okręgi toczy.

      Wtem wietrzyk świsnął, obłoczek pryska,

      Co ją w łudzącym krył blasku,

      Poznaje strzelec dziewczynę zblizka —

      Ach, to dziewczyna z pod lasku!

      „A gdzie przysięga? gdzie moja rada?

      Wszak kto przysięgę naruszy,

      Ach biada jemu, za życia biada!

      I biada jego złej duszy!

      „Nie tobie igrać przez srebrne tonie,

      Lub nurkiem pluskać w głąb jasną:

      Surowa ziemia ciało pochłonie,

      Oczy twe żwirem zagasną,

      „A dusza przy tem świadomem drzewie

      Niech lat doczeka tysiąca,

      Wiecznie piekielne cierpiąc zarzewie,

      Nie ma czem zgasić gorąca.”

      Słyszy to strzelec, błędny krok niesie,

      Błędnemi rzuca oczyma;

      A wicher szumi po gęstym lesie,

      Woda się burzy i wzdyma, —

      Burzy się, wzdyma i wre aż do dna,

      Kręconym nurtem pochwycą;

      Roztwiera paszczę otchłań podwodna —

      Ginie z młodzieńcem dziewica.

      Woda się dotąd burzy i pieni;

      Dotąd przy świetle księżyca

      Snuje się para znikomych cieni;

      Jestto z młodzieńcem dziewica.

      Ona po srebrnem pląsa jeziorze.

      On pod tym jęczy modrzewiem.

      Kto jest młodzieniec? Strzelcem był w borze.

      A kto dziewczyna? Ja nie wiem.

      Płużyny, 12 sierpnia 1821 r.

      RYBKA

(Ze śpiewu gminnego)

      Od dworu, z pod lasu, z wioski

      Smutna wybiega dziewica;

      Rozpuściła na wiatr włoski

      I łzami skropiła lica.

      Przybiega na koniec łączki,

      Gdzie w jezioro wpada rzeka,

      Załamuje białe rączki

      I tak żałośnie narzeka:

      „O wy! co mieszkacie w wodzie,

      Siostry moje, Świtezianki,

      Słuchajcie w ciężkiej przygodzie

      Głosu zdradzonej kochanki.

      „Kochałam pana tak szczerze!

      On mię przysięgał zaślubić;

      Dziś księżnę za żonę bierze,

      Krysię ubogą chce zgubić.

      Niechże sobie żyją młodzi,

      Niech się z nią obłudnik pieści, —

      Niech tylko tu nie przychodzi,

      Urągać się z mych boleści!

      „Dla opuszczonej kochanki

      Cóż pozostało na świecie?

      Przyjmijcie mię, Świtezianki;

      Lecz moje dziecię – ach, dziecię!”

      To mówiąc, rzewnie zapłacze,

      Rączkami oczy zasłoni,

      I z brzegu do wody skacze,

      I w bystrej nurza się toni.

      Wtem z lasu, gdzie się dwór bieli,

      Tysiączne świecą kagańce;

      Zjeżdżają goście weseli,

      Muzyka, hałas i tańce.

      Lecz mimo tego hałasu,

      Płacz dziecięcia słychać w lesie;

      Wierny sługa wyszedł z lasu

      I dziecię na ręku niesie, —

      Ku wodzie obraca kroki;

      Gdzie łoza, gęsto spleciona,

      Wzdłuż wykręconej zatoki

      Okryła rzeki ramiona —

      Tam staje w ciemnym zakątku,

      Płacze i woła: „Niestety!

      Ach któż da piersi dzieciątku?

      Ach! gdzie ty, Krysiu, ach, gdzie ty?”

      „Tu jestem, w rzece u spodu,

      Cichy mu głos odpowiada,

      Tutaj drżę cała od chłodu,

      A żwir mi oczki wyjada.

      „Przez żwir, przez ostre kamuszki

      Fale mnie gwałtowne niosą;

      Pokarm mój: koralki, muszki,

      A zapijam zimną rosą.”

      Lecz sługa, jak na początku,

      Tak