Grazyna. Adam Mickiewicz

Читать онлайн.
Название Grazyna
Автор произведения Adam Mickiewicz
Жанр Зарубежная классика
Серия
Издательство Зарубежная классика
Год выпуска 0
isbn



Скачать книгу

sprowadzić do miasta,

      Nakarmić i wziąść na drogę obroku;

      A skoro słońce z Szczorsowskiej granicy,

      Pierwszym promieniem grób Mendoga draśnie,

      Czekać mię rzeźwo, zbrojno i zapaśnie."

          Tak mówi książę. Wprawdzie jego mowa

      Zaleca zwykłe do drogi przybory;

      Lecz za co nagle, i niezwykłej pory?

      Dla czego postać była tak surowa?

      A kiedy mówił, choć gwałtowne słowa

      Biegą, że jedno drugiego nie ścignie;

      Zda się, jakoby wyszła ich połowa,

      A reszta w piersiach przytłumiona stygnie.

      Ta postać coś mi niedobrego wróży,

      I głos ten myśli upojnej nie służy.

          Umilkł Litawor: zdało się, że czeka,

      Az Rymwid z wziętem odejdzie rozkazem.

      I Rymwid milczy, a odejście zwleka;

      Bo to co słyszał, i co widział razem,

      Kiedy stosuje i waży w rozumie,

      Z lekkich słów ciężką rzecz odgadnąć umie.

          Ale cóż pocznie? Zna, że książę młody

      Namowom cudzym mało daje ucha,

      I nie lubiący w długie brnąć wywody,

      Zamiary knuje w swojej głębi ducha;

      A skoro uknuł, nie dba na przeszkody,

      I hamowany tem srożej wybucha.

      Lecz Rymwid, jako wierna panu rada

      I zacny rycerz w litewskim narodzie,

      Zapewne hańbie niemałej podpada,

      Gdzieby powszechnej nie zabieżał szkodzie,

      Milczeć, czy radzić? na dwoje myśl dzieli,

      Waha się; w końcu na drugie ośmieli.

          "Panie! gdziekolwiek chęci twoje godzą,

      Nigdyć na ludziach i koniach nie zbędzie;

      Wskaż tylko drogę, my za twoją wodzą,

      Nie patrząc kędy, gotowi iść wszędzie

      I Rymwid pewnie nie przyjdzie ostatni.

      Ale, o panie, na różnym miej względzie

      Pospólstwo ślepe, twoich rąk narzędzie,

      I mężów, którzy na coś więcej zdatni.

      Bo i twój ojciec, choć lubił sam z siebie

      Wyciągać skrycie przyszłych dzieł osnowy;

      Jednak, nim gminne miecze ku potrzebie,

      Wprzódy ku radzie mądre wzywał głowy;

      Kędym ja nieraz z wolnem zdaniem siadał,

      A com umyślił, śmiało wypowiadał!—

      Więc i dziś, wybacz, jeźli w szczerym głosie

      Zeznam, co serce ustom przekazało:—

      Długo ja żyłem, i na siwym włosie

      Dźwigam i czasów i czynów niemało;

      Przed się dziś widzę, oby nie ze szkodą!

      Rzecz, dla nas starych niezwykłą i młodą.

      Jeżeli prawda, że na Lidzkie państwo

      Ciągniesz do twojej należące właści;

      Ten pochód skory coś nakształt napaści

      Zrazi i nowe i dawne poddaństwo:

      Ci tak zwycięzcy czekają zdobyczy,

      Tamci kajdanów. jak lud niewolniczy.

          "Zaraz po kraju wieść ziarna rozsypie—

      Ucho je gminne chwytu i przesadza:

      Zkąd w końcu gorzki owoc się wyradza,

      Co truje zgodę i co sławę szczypie.

      Okrzykną zaraz, żeś chciwy łupieży

      Wdarł się na państwo, któreć nie należy.

          "Inaczej cale po dawnym zwyczaju

      Litewskie niegdyś stąpały książęta,

      Niosąc stolicę do własnego kraju;

      Tych książąt dobrze mój wiek zapamięta.

      I jeźli zechcesz iść po starym trybie:

      Spuszczaj się na mnie, w niczem nie uchybię.

          "Najprzód rycerstwo obeszlemy wszędy,

      I tych co w mieście zostali się blizcy,

      I co na wiejskie powrócili grzędy,

      Mają na zamek zgromadzić się wszyscy;

      Więc krewne pany, więc starsze urzędy,

      Ku bezpieczeństwie, a większej ozdobie,

      Z sowitym pocztem niech staną przy tobie.

      Co nim dokonasz, ja mogę tymczasem

      Wyruszyć jutro, lub pojutrze zrana,

      Ze służbą, z świętą osobą kapłana,

      Tudzież z potrzebnym do uczty zapasem:

      Aby się wszystko złatwiło na przodzie,

      A na zwierzynie nie brakło i miodzie.

          "Nietylko bowiem sam naród prostaczy,

      Lecz i starszyzna za łakocią goni;

      A widząc zrazu pańskiej hojność dłoni,

      Dobrze ztąd sobie na przyszłość tłumaczy.

      Tak zawżdy było w Litwie i na Żmudzi:

      Jeźli nie wierzysz, pytaj starych ludzi."

          Skończył, podchodzi ku oknom i doda:

      "Wietrzno, niepewna na jutro pogoda.

      Jakiegoś widzę rumaka przy wieży.

      A tuż i rycerz oparty na łęku.

      Drudzy dwaj chodzą konie wodząc w ręku;

      Posły niemieckie—poznałem z odzieży.

      Czy ich zawołać? czy niech na dole

      Przez usta sługi odbiorą twą wolę?"

          To mówiąc, okno przymknięte zaszczepił,

      Niby niechcący, i patrzał i gadał:

      Ale umyślnie pytanie uczepił.

      By coś o postach niemieckich wybadał.

          Na to mu prędko Litawor odpowie:

      "Jeżeli kiedy wychodzę po radę

      Do cudzych, własnej nie ufając głowie,

      Zawżdy twe zdanie na początku kładę,

      Boś zewsząd godzien mojej czci i wiary,

      Jak w polu młody, tak na radzie stary.

          "Więc choć nie lubię, by dzieł przyszłych końce,

      Lada czyjemu widne były oku—

      Zamiar, wylęgły w myślenia pomroku,

      Źle jest przed czasem wykazać na słońce;

      Niechaj rzecz cała, dokonania blizka,

      Jak piorun wprzódy zabija, niż błyska—

      Przetoż ja krótko pytania odbywam:

      Kiedy! dziś, jutro; gdzie? na Żmudź, do Rusi."

      "To