Название | Lecz imieniem Twoim… |
---|---|
Автор произведения | Александр Усовский |
Жанр | |
Серия | |
Издательство | |
Год выпуска | 0 |
isbn |
Komisarz westchnął ciężko.
– Skarbiec obecnie nie może nawet marzyć o takich dochodach…
Pan Sławomir rozłożył ręce.
– Panie Stasiu, ale nie można nawet porównywać – dochody z majątku Wielkiego księcia, czy Korony a ordynację Ostrogską! Książę Janusz, wnuk Jego Mości Konstantego Iwanowicza, piętnaście lat temu, wydobył w Sejmie przywileja odnośnie dalszej niepodzielnością ziem Ostrogskich – więc po wszystkich podziałach i konfiskacjach ten majorat, jak teraz to się nazywa po niemiecku, nadal składa się z trzech tuzinów miast i zamków oraz sześciuset wiosek i zaściankow! A w czasach Jego Mości księcia Bazylego, gdy był władcą prawie całego Wołynia i Podola – roczny dochód domu Ostrogskich wynosił sześćset tysięcy kop litewskich groszy! Bogactwo tej rodziny było niezliczone…
– Ale, jak pamiętam, Beata również domagała się tego majątku? Choć według woli świętej pamieci księcia Ilyi nic nie dostała? – zapytał komisarz.
Pan Sławomir skinął głową.
– Oczywiście! Dlaczego niby najpierw zawróciła głowę najstarszemu synowi Wielkiego hetmana, a potem doprowadziła go do śmierci? Ale, ku jej nieszczęściu, okazała się zbyt chciwa – żądajac nie tylko całej spuścizny swojego zmarłego małżonka, ale także ziemi owdowiałej księżnej i księcia Bazylego. Tym samym rozpętała waśń i przyniosła do własnej rodziny nasiona wzajemnej nienawiści… Małostkowy i chciwy drapieżnik, pozbawiony inteligencji, nie znający honoru i godności – oto kim była ta Beata Kościelecka, i to nie tylko opinia Janiny Lisowskiej, ale wszystkich tych ludzi, którzy znali wdowę księcia Ilyi. Chciwość zniszczyła ją, zarówno jak i jej dom, wieczny odpoczynek racz dać Boże jej nieszczęśliwej duszy…
Pan Stanisław westchnął.
– Stara, jak świat historia… Ale co z Halszką? Obiecał Pan ujawnić tajemnicę, związaną z jej losem?
– Jak obiecałem – zrobię to. A raczej opowiem Panu, co Janina Lisowska powiedziała mi w listopadzie tysiąc pięćset osiemdziesiątego czwartego roku w Husiatyniu.
Tak więc, mała Elżbieta dorastała, nie widząc łaski rodzicielskiej – ojciec, jak powiedziałem, oddał duszę Bogu trzy miesiące przed jej narodzinami, matka z całą swoją istotą walczyła się z młodszą gałęzią Ostrogskich, prawie zapominając o swojej córce – dopóki w roku tysiąc pięćset czterdziestym drugim Wielki Książe nadaną mu władzą nie zakazał waśni Ostrogskich, skarg i oszczerstw, które bardzo zniesmaczyły jego, tak również Wielkiego podskarbiego Litewskiego, który musiał te swary łagodzić. Komisja, wysłana przez Zygmunta Starego do Wołynia, podzieliła spuściznę Jego Mości księcia Ilyi w sposób następny: przypisała Ostróg i okoliczne wioski wdowie, natomiast Połonne, Czudnów, Meżyricz, Litowiż oraz Kropiłów wraz z okolicznymi zamkami, miasteczkami, wioskami, osadami i gospodarstwami – dla córki. Jednak biorąc pod uwagę nieletność Halszki, Beata przejęła wodze rządzenia całością spuścizny – zaniechawszy jednak spór z opiekunem księcia Bazylego o ziemie poza Prypiecią oraz Wołoczyskę z małymi miasteczkami… Wydawało się, że wszystko się poukładało, Beata otrzymała dochody, o których marzyła w latach panieńskich – ale niestety zamiast tego, żeby się zająć wychowaniem córki, pogrążyła się do próżniactwa, snobizmu i pozerstwa oraz rywalizacji w megalomanii przy dworze Krakowskim, odwiedzając Ostróg tylko na krótki czas… Natomiast wujek Elżbiety, młody książę Bazyli, coraz częściej zaczął odwiedzać zamek ojca – i za każdym razem jego wizyty stawały się dłuższe… Córka Ilii ujrzała w wuju ojca – którego ona, niestety, nigdy nie poznala za życie.
Kiedy młoda Elżbieta skonczyła dwanaście lat, Sejm w Wilnie, na specjalnie zwołanym posiedzeniu, przyjął rezolucję w sprawie losu młodej księżniczki Ostrogskiej. Nie mogła wyjść za mąż bez zgody opiekunów – to byli jej wuj książę Bazyli Ostrogski, król Zygmunt August oraz stary książę Sanguszko, starosta Winnicki i Bracławski, marszałek ziemi Wołyńskiej. Książę Bazyli był mocno zaprzyjaźniony ze synem starego Sanguszki, Dymitrem. Młody Sanguszko, będąc starostą Żytomierskim, a od roku tysiąc pięćset pięćdziesiątego drugiego Kaniowskim i Czerkaskim, choć był młody, ale w pełni się pojadł gorzkiego chleba wojny, ponieważ co roku musiał odpierać najazdy tatarskie…
Komisarz od pomiarów nagle się ożywił.
– Tak, pamiętam! To jest ten Sanguszko, który chwycił księżniczkę Połubińską i trzymał ją w niewoli, zamierzając poślubić ją wbrew woli jej krewnych, a następnie zabrał młodą księżniczkę Ostrogska do Bohemii, gdzie zginął?
– Tak, to on, Panie Stasiu, przepraszam… A Pan dobrze się zna na historii ubiegłego wieku!
Pan Stanisław westchnął.
– Złote czasy, Panie Sławomirze, złote czasy…
– Pozwolę sobie nie zgodzić się z Panem, Panie Stanisławie. Tak, nie było wielkich wojen, podobnych do Iinflańskiej, a Korona i Księstwo żyły spokojniejsze i dostatniejsze – ale nawet wtedy zdarzały się tragedie…
Komisarz skinął głową.
– Tak, historia księcia Dymitra Sanguszki jest prawdziwą tragedią greckiego układu…
Pan Sławomir tylko machnął ręką.
– Eee tam, Panie Stasiu, w porównaniu do naszej historii – co tam Ajschylos, Sofokles oraz Eurypides! – Po chwili zastanowienia kontynuował: – A więc o młodym Sanguszce. Po raz pierwszy przybył do Ostrogu w roku tysiąc pięćset pięćdziesiątym trzecim, tuż przed świętem Trzech Króli – a za nim, mimo młodego wieku, rozciągał się ołbrzymi tren rozmaitych plotek i kłamstw. Które nie zawsze były kłamstwami…
Komisarz pokręcił głową.
– Ale księżniczkę Marynę Połubińską zabrał na siłę, zabrał wprost z ojcowskiego domu?
– Zabrał, tak. Desperat, co tu zrobisz! Ale trzeba mieć wobec niego pobłażliwość, dziadek księżniczki, książe Bazyli Andrejewicz, starosta Mścisławski, przed śmiercią obiecał młodemu Sanguszce rękę swojej wnuczki – a Dymitr Fiodorowicz chciał tylko uniknąć kolizji losu…
– Ale dlaczego wtedy nie poślubił księżniczki Maryny? Połubińscy są Gediminowiczami, rodziną szlachecka, pochodzącej od Olgerdowiczów…
Pan Sławomir ironicznie spojrzał na swojego rozmówcę i odpowiedział:
– A księżniczce Marynie w tym roku drogę przekroczyła Anna Jagellonka…
Komisarz ze zdumienia aż wstał.
– Jak to?
– A tak. – Zadowolony z efektu, stary szlachcic uśmiechnął się spod wąsów. – Młody Sanguszko nie tylko miał zdesperowaną głowę i talent wojownika, jakich mało na Litwie – z wygłądu był taki przystojny, jak anioł… To według Janiny Lisowskiej, która zobaczyła go po raz pierwszy podczas święta Trzech Kroli w zimie tysiąc pięćset pięćdziesiątego trzeciego roku. A o