Miłość czyni dobrym. Katarzyna Bonda

Читать онлайн.
Название Miłość czyni dobrym
Автор произведения Katarzyna Bonda
Жанр Классические детективы
Серия Wiara, Nadzieja, Miłość
Издательство Классические детективы
Год выпуска 0
isbn 978-83-287-1553-0



Скачать книгу

nie widzi – przyznała płaczliwie. – Lucek już ledwie zipie. Twoja mama po udarze przestała z nami rozmawiać. W kółko biega na cmentarz i szoruje własny nagrobek. Naprawdę jesteśmy na ostatnich nogach. Nie jest tak, jak mówi Krystian, my cię rozumiemy, kochanie, wspieramy, ale mamy dość gróźb. I z czegoś trzeba żyć.

      – Myślisz, że ja miałem łatwo?

      Daniel wbił w nią swoje mroczne spojrzenie, którego tak się bała, i chociaż nie podniósł głosu, była pewna, że syn dotknął go do żywego i Daniel nigdy mu tych gorzkich słów nie wybaczy, a w przyszłości, w najmniej oczekiwanym momencie, zemści się. Już teraz czuła się winna ich przyszłego konfliktu. Słuchała więc w milczeniu, połykając łzy, i jeszcze dziś spodziewała się nawrotu ataków migreny. Przez ostatnie miesiące głowa bolała ją tak bardzo, jakby miała eksplodować czaszka. Daniel nie zwrócił uwagi na zmiany na jej twarzy. Perorował coraz głośniej:

      – Siedmiu facetów w celi. Nie znasz dnia ani godziny. Uważasz, że byłem na wczasach? Wracam, staram się odbudować więzi rodzinne i co widzę? Kompletną degrengoladę, brak szacunku. Co się tutaj odstawia? Tak ma wyglądać wsparcie? Niewdzięcznicy!

      – Nie krzycz, bo Lucek usłyszy – poprosiła Emilia łamiącym się głosem. – I wybacz synowi, bo wiele mu zawdzięczasz. Może za bardzo się tym wszystkim przejmuje, ale kiedy twój tato zaniemógł, a babcię zabrało pogotowie, Krystian wziął na siebie największy ciężar. To on układał się z bandytami, a wiesz dobrze, że nas nie tylko szantażowali. – Urwała, bo wciąż nie umiała mówić z mężem o tamtej sprawie. Eryka Szaję uważał za swojego głównego sojusznika. Nabrała powietrza, szeroko otwierając usta, i wyrzuciła z siebie: – To twój syn jeździł do Freda. Płaszczył się, błagał go, by wystawił na sprzedaż lotnisko. I tylko ze względu na Krystiana Fred zgodził się sfałszować podpisy.

      – I to był błąd. Trzeba było wziąć gwarancję bankową od Śpiewaka i załatwić kredyt, jak ci poleciłem.

      – Nie byłam w stanie znieść tego człowieka – szepnęła Emilia. – Już na sam dźwięk jego ksywy przewraca mi się w żołądku.

      Daniel wiedział, co zaszło, ale z tylko sobie znanych przyczyn ten stan rzeczy ignorował, a co gorsza, przez cały okres pobytu w więzieniu zmuszał ją do regularnych kontaktów ze zboczeńcem.

      – Sprzedaż lotniska to był błąd! Krystian powinien był jechać do Londynu, skoro ty nie czułaś się na siłach.

      – Miałam pozwolić, żeby podzielił twój los? – Emilia chwyciła się broni ostatecznej. – Gwarancja była fałszywa. To przestępstwo!

      – Racja, bo fałszowanie moich podpisów nim nie jest – przerwał jej Daniel i przekrzywił głowę, jakby karcił rozkapryszone dziecko, a po chwili na jego twarz wypłynął pogardliwy grymas. – Że już nie wspomnę o sprzedawaniu za bezcen gruntów, o które starałem się całe życie. Czarcie Pole to była nasza polisa, debilko. Jelizawieta czekała z gotówką. Wszystko było dogadane. Z Moskwy leciały do nas helikopterem dwie okrągłe bańki, a wy to spieprzyliście, bo nie umiecie czekać.

      Emilia usiadła w kucki i położyła dłonie na kolanach. Pochyliła karnie głowę. Wyglądała jak gotowa do chłosty.

      – Nie wiem, jak byśmy dotrwali do twojego wyjścia, gdyby Fred nie sprzedał tej ziemi – próbowała się tłumaczyć, ale znów jej przerwał.

      – Oddaliście ziemię wartą kilka milionów za odsetek wartości.

      – Adwokaci kosztowali nas trzysta tysięcy.

      – Musieliście im płacić?

      – Wciąż przysyłali faktury. Straszyli, że odwołają pełnomocnictwa. Co miałam robić? Zostawić cię na pożarcie prokuratora? Sam mówiłeś, że musisz pracować z najlepszymi. Najlepsi są drodzy. Cenniki widziałeś.

      – Trzeba było odciągać, kretynko! Kłamać, płakać, brać na litość, grozić. Trzeba było myśleć! Dlaczego otaczają mnie same półmózgi? Kobietom powinno się odebrać wszelkie prawa. Zawsze to powtarzałem, emocje odbierają babom rozum, a potem jęczą, że to była miłość. W dupie mam twoją miłość i troskę. Oddałaś trzysta tysięcy w łapy papugi, zamiast zrealizować mój plan, na który były środki. Poradziłbym sobie jeszcze te dwa miesiące. – Zawahał się. – Ale po moim własnym synu nie spodziewałem się głupoty.

      – Krystian chce żyć uczciwie – mruknęła żona, lecz nie miała odwagi dokończyć, bo Daniel niszczył ją spojrzeniem.

      – Uczciwie – zaśmiał się. – Gdybym żył uczciwie, wciąż mieszkałabyś w Biłgoraju. Kiedy gotówka spływała na konta, nie przeszkadzało ci, że szmal jest gorący. A może powiesz mi, ciemięgo, że nie wiedziałaś, skąd pochodzi?

      – Nie mów tak do mnie. – Uniosła hardo głowę. – Ranisz mnie.

      – Samochody, szmaty, biżuteria, masaże, spa, przyjęcia, szacunek w mieście – wymieniał, napawając się swoją władzą. – Ty myślisz, że dlaczego wszyscy cię szanowali? Bo jesteś taka dobra w przekładaniu papierków w biurze? A szef na ciebie leci, boś taka zgrabna? – prychnął ze wzgardą. – Wiesz, dlaczego cię podrywał? Chciał robotę dyrektora.

      – Nikt mnie nie podrywał – oburzyła się.

      – Dobra, dobra, Lucek meldował mi na bieżąco.

      – Nie zaczynaj tego tematu, bo będziemy musieli pomówić o twojej flamie.

      – O kim? – Daniel podskoczył do Emilii i szarpnął ją.

      Wyrwała się, choć o mały włos nie upadła, bo zaczepiła się o stojące wszędzie kartony z wezwaniami. Stanęła przy oknie jak najdalej od męża.

      – Powtórz! – zażądał.

      – O twojej kochance! I jej dziecku.

      Wzruszył ramionami, jakby oszalała.

      – O co ci chodzi? – zapytał nagle bardzo spokojnie. – Znów sobie coś ubzdurałaś?

      – A niby kto wczoraj przyjechał potłuczoną alpiną? Myślisz, że jej nie rozpoznałam? To przecież ta cycata blondyna od Kondratowicza. Jest tylko jedno takie auto w Lublinie.

      – Powinnaś zmienić okulistę.

      Emilia była w szoku. Czyżby kpił z niej w żywe oczy?

      – Przez cały czas cię odwiedzała. – Zawahała się. – Pisałeś do niej. Stąd wiem o miękkich widzeniach. To w pierdlu zaszła. Ten bachor jest twój! Całe miasto o tym plotkuje.

      Daniel roześmiał się gromko i podszedł do żony. Wyciągnął dłoń i pogładził ją czule po policzku.

      – A ty wierzysz zazdrośnikom, Foczko? Naprawdę sądzisz, że mógłbym ci coś takiego zrobić?

      – Tak – odparła z bólem. – Mógłbyś. Wiele razy robiłeś.

      Zbliżył usta do jej twarzy i scałował łzy. Emilia była skołowana, sama już nie wiedziała, co myśleć. Czyżby wariowała? Przecież widziała kopie ich listów, rozmawiała z klawiszami i psychologiem więziennym. Nawet adwokaci potwierdzili, że romans Daniela z Darią rozkwitł w więzieniu, a Emilia tak bardzo się bała, że teraz, kiedy Daniel jest już wolny, porzuci rodzinę. Na samą myśl, że po tylu latach wspólnego życia jest gotów zostawić ją dla młodszej, była bliska rozpaczy. Dała się tulić, głaskać i słuchała go jak zwykle, bo w jego ramionach czuła się mała i bezbronna.

      – Kochasz mnie, Foczko – zaklinał ją Daniel. – I tęskniłaś. Dlatego wybaczam ci, ale już nigdy więcej nie podejmiemy tego tematu. Sprawa jest zamknięta. Nie chcę o tym słuchać, rozumiesz? Powtórz!

      –