Название | Tatowanie |
---|---|
Автор произведения | Krystian Hanke |
Жанр | Руководства |
Серия | |
Издательство | Руководства |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788308071786 |
Na marginesie, jeździło też już trochę Krystianów. Do tej pory, gdy ktoś wykrzykuje to imię, zawsze jestem pewien, że chodzi o mnie. Bo nie o innych Krystianów przecież. W młodości dla rówieśników byłem Sebastianem, Cyprianem, Kamilem, Konradem, Kordianem, Adrianem, Kazimierzem nawet. Tak trudno szło im z Krystianem. Choć w pierwszym momencie kojarzyli: Andersen! Już wolałbym, gdyby tak mnie przezywali. To ciągłe poprawianie doprowadzało mnie do szału, ale co robić? W końcu przywykłem. Także do pisowni. Tu dopiero działy się cuda. Kristian, Christian, Chrystian, był i Krystjan. W końcu Jan to już jakaś znajoma cząstka w tym dziwacznym imieniu. Nie. Ja tego moim dzieciom nie zrobię! Antoni, Alicja. Amen!
Tematem odcinków Projektu były problemy całkiem przyziemne, ale i notabene z wyższych sfer. Żona czy partnerka boi się lecieć samolotem? Spróbuj wytłumaczyć, ale nie zmuszaj. Podeprzyj się wskazaniami medycznymi (w drugim trymestrze latać jest bezpieczniej niż w pierwszym i trzecim, usłyszałem). A jeśli jednak wybierzecie samochód, sprawdź, jak prawidłowo i bezpiecznie zapiąć pasy. Tu nie ma pola do negocjacji. Ważne, by dolny pas przebiegał poniżej tak zwanych kłykci biodrowych. Dopiero jeśli z uwagi na układ fotela i pasów w aucie pas przebiega wyżej, skorzystaj z adaptera. Zbyt pochopne jego stosowanie też nie jest dobre, o czym przekonał mnie ekspert kampanii „Ciąża i pasy”. Przepis pozwalający nie zapinać pasów kobietom brzemiennym to w ogóle błąd. A z przyszłą mamą do sklepu najczęściej jeździliśmy samochodem. Ciąża to jedna wielka pułapka marketingowa. Czeka na nas mnóstwo „niezbędnych” rzeczy. Niewkładane do koszyka niemal krzyczą jak nauczycielka za nieodrobioną pracę domową. Strach pomyśleć, co bym jeszcze kupił, gdyby Projekt Tata nie powstał i nie zapalił lampki ostrzegawczej.
Audycja mogła ruszyć, bo mój zwierzchnik przyklasnął propozycji programu. Po pierwszym odcinku zadzwonił z wyrazami uznania. W okolicach kolejnego obwieścił oddanie mi poprzednich zadań antenowych. Tym samym już na początku drugiego trymestru ciąży miałem pracy od groma (czwartkową robotę kończyłem w piątek nad ranem).
Powstało piętnaście odcinków cyklu, podczas których zrozumiałem, że moje współodczuwanie ciąży nie jest przypadkowe (syndrom kuwady). Dowiedziałem się, co z tym serem pleśniowym w ciąży. Z tego, co pamiętam, my, ojcowie, możemy jeść bez obaw. Natomiast przyszłe mamy nie muszą się nim objadać. Lepiej też gwałtownie i drastycznie nie zmieniać menu (wstrząsy nie są dobre dla organizmu). Nawet kawa, jeśli piło się ją wcześniej, nie musi całkowicie zniknąć z jadłospisu, gdy nie ma wyraźnych przeciwwskazań. Inaczej jest z alkoholem, choć do dziś brzmią mi w głowie słowa pewnego ginekologa: „gdyby w czasie ciąży od czasu do czasu nie można byłoby się napić małego kieliszka wina, to Francuzki i Włoszki nie rodziłyby dzieci!”.
Znając nasz narodowy gen interpretacji rozszerzającej, podchodzę do tej opinii ostrożnie, pamiętając wszak o jednej bardzo ważnej zasadzie: Choćbyśmy zrealizowali wszystkie punkty programu wzorowo, obniżając ryzyko szkód wyrządzonych dziecku przez dziewięć miesięcy, nie dostaniemy gwarancji pełnego sukcesu. Do gry często wkracza nie tylko genetyka, ale też nieszczęśliwe wypadki losowe. Koincydencje nieprawdopodobnych zdarzeń. HLHS, czyli wrodzoną wadę serca, polegającą na niewykształceniu się u dziecka lewej komory, może spowodować niewinny na pozór wirus opryszczki u przyszłej mamy. A jeśli się przytrafi, to towarzyszy nam do końca życia i nie da się go przed ciążą pokonać. Inne ciężkie wady u noworodków też mogą być spowodowane bakteriami, na których obecność nie ma się wpływu. Dobrze mieć tę świadomość. To niezwykle ważna dla psychiki rodzica sprawa. Wszyscy liczymy na szczęśliwy poród i zdrowe dziecko, ale los bywa przewrotny.
Mijały tygodnie. Gdy dostałem pierwsze listy od oczekujących ojców słuchających audycji, dotarło do mnie, że sprawa jest poważniejsza, niż myślałem. Kiedy zaczęły przychodzić listy z prośbą o porady, przeraziłem się nie na żarty. Dziś myślę, że nie byłem gotowy, by dźwignąć aż tak dużą odpowiedzialność przy tak napiętym grafiku. To jedna z przyczyn, dla których cykl czekał na reaktywację siedem lat. Wrócił, kiedy Odklejki, czyli odklejone myśli Tośka i innych, już hulały na facebookowym profilu, a ja po wyjściu z pieluch dostrzegłem ogromną frajdę w zgłębianiu tematu komunikacji z dziećmi i ich języka.
Zawsze zachęcam rodziców, żeby notowali to, co mówią dzieci. Taka dokumentacja mówi o ich dzieciństwie i naszym ojcostwie znacznie więcej niż niejedno zdjęcie. Jeśli i wokół ciebie kręcą się małe mądrale, koniecznie zapisuj wasze rozmówki. Obiecałem sobie, że tego nie stracę, więc mam trzy telefony pełne „odklejek”.
W trzeciej edycji Projektu relacjonowałem o tym, co mnie jako tacie się zdarzyło, co ojciec musi zrobić i co robić chce lub czego nie chce. To ta seria sprawiła, że poczułem się pewniej i stałem się nawet rozpoznawalny. Poznałem mnóstwo świetnych ojców i mam, od których czerpałem garściami wiedzę, energię. Rodziców, dzięki którym porażki przyjmuję z pokorą i lekkim uśmiechem, rzadziej ze złością.
Dziś informacji na temat ojcostwa jest w sieci mnóstwo. Portale, kanały, profile, blogi. Dużo inspiracji, choć blogosfera parentingowa to w wielu przypadkach profesjonalny, zaplanowany i wpisany w arkusz Excela biznes. Wśród fantastycznych ojców, tatów, tatusiów, „daddych” piszących w sieci mam sporo znajomych, a może nawet przyjaciół. Wszyscy się uczymy i wymieniamy doświadczeniami. Patrzymy na świat nowocześnie, z duchem czasu i nie boimy się wyzwań. Zarówno tych samodzielnych, jak i tych wspólnych. Z ojcami w trakcie rozwodu też rozmawiam. Wiem, ile niesprawiedliwych rozstrzygnięć zapadło. Wiem, że przez wzgląd na dawne (a pewnie w wielu miejscach wciąż aktualne) patriarchalne złe nawyki sądy w ramach „rekompensaty” pozwalają dziś matkom na więcej. Niejeden ojciec o swoich obowiązkach przypomniał sobie za późno, ale nie można uogólniać. Uogólnienia prowadzą w kierunku odwrotnym, niż zmierza nasza „misja”. Ona, choć z akcentem na współczesną rolę ojców, dąży do tego, byśmy współdziałali sprawnie i mądrze w rodzicielskich spółkach z ogromną odpowiedzialnością, z cennym kapitałem.
Mimo że wiosna radosna, zmęczeni ciążą, nie szalejemy po mieście. Zarówno poruszanie, jak i sen dla ciężarnej żony powoli stają się uciążliwe. Zgłębiam temat tego całego rodzicielstwa.
W 2010 roku blogi i grupy ojców w Polsce dopiero raczkują, więc internet nie przynosi wsparcia. Na półce z książkami stoją co prawda napisane dla przyszłych rodziców, lecz z dystansem, książki Leszka Talki czy Tomasza Kwaśniewskiego. Nie mam jednak na nie czasu. Oczekiwanie na pierworodnego wypełniam, biegając z mikrofonem. Projekt Tata, nad którym siedzę po nocach, sprawia, że zamiast się wysypiać, brnę w niezdrowy tryb życia. Praktyka przegrywa z teorią.
Tata w ciąży
Z każdym tygodniem ciąży jest trudniej, bo program hormonalny jest pełen zwrotów akcji. Jego intensywność przestaje być regulowana wszechogarniającym szczęściem, które na początku płynie z radosnej nowiny, potem gratulacji, a następnie euforii wicia gniazda. Zaczyna być zasilany stresem, zmęczeniem, bólem, niepokojem i dyskomfortem. Zdarzają nam się kłótnie, ciąża zaczyna nużyć, zajęcia w szkole rodzenia zamiast kanalizować złe emocje, tylko je na moment usypiają. Uczę się na lalce trzymać niemowlę, kąpać, ubierać. Na sali obserwuję innych ojców. Czy tylko ja wyglądam tak idiotycznie z tym plastikowym bobasem? Co my tu robimy? Niech to już się stanie! Staram się przytomnie podchodzić do sprawy, ale za mało we mnie empatii i radości z oczekiwania. Może zbyt zadaniowo podchodzę do chwili, która dla wielu jest natchniona? A może wciąż myślę głównie o sobie, bo choć czuję obecność syna, to jakoś go „nie czuję”. Nie kopie mnie, kiedy dotykam brzucha, za to film z USG oglądam kilka razy.
Sama