Название | Od pierwszego wejrzenia |
---|---|
Автор произведения | Kristen Ashley |
Жанр | Остросюжетные любовные романы |
Серия | Rock Chick |
Издательство | Остросюжетные любовные романы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-287-1438-0 |
– Wujku! – Śmiałam się przez łzy, przytrzymując się jego potężnych barków. – Postaw mnie!
Wylądowałam pewnie na obcasach. Ujął moją twarz w dłonie wielkie jak bochny i ucałował w czubek głowy. Odsunął mnie nieco, by uważnie mi się przyjrzeć. Oczy mu się zamgliły i znów wyszeptał łagodnie:
– Dziewczyno, wyglądasz zupełnie jak twoja matka!
– Tata mówi to samo!
Nie mógł oderwać ode mnie wzroku.
– No niech mnie! – rzekł, a ja aż czknęłam ze wzruszenia.
Ponownie zamknął mnie w ramionach.
– Czekałem na te twoje listy. Nie poradziłbym sobie w kiciu, gdyby nie ty, kochana Roxie! W życiu! – mówił łagodnie, ale wszyscy dokładnie go słyszeli.
Próbowałam skinąć, ale głowę miałam wciąż przyciśniętą do jego piersi. Nie chciałam już powstrzymywać łez. To, co powiedział, wiele dla mnie znaczyło. Sam fakt, że powiedział to głośno przy wszystkich.
– Cholernie długo czekałem, żeby cię przytulić, Roxie, za długo!
Obejmowałam go z całej siły.
– Ja też! – szepnęłam.
Ściskał mnie już tak mocno, że ledwie mogłam oddychać. Otworzyłam oczy i moje spojrzenie skrzyżowało się z Whisky. Wciąż nie mogłam myśleć o nim „Hank”. Był dla mnie Whisky, nic nie mogłam na to poradzić. Przyglądał mi się, siedząc wygodnie na kanapie; jeden z jego butów spoczywał na krawędzi stolika. Jego spojrzenie zmieniło się diametralnie, nie było już w nim rozleniwienia, tylko uwaga.
– Wujku… – zaczęłam, wciąż patrząc na mężczyznę na kanapie. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. – Nie mogę… nie mogę oddychać!
Wtedy Whisky się uśmiechnął.
I dopiero na serio zabrakło mi tchu. Ten uśmiech sprawił, że zapomniałam, jak się oddycha.
– Przepraszam, kochaniutka! – Tex w końcu mnie puścił, ale potrząsnął tak gwałtownie za ramiona, że aż głowa mi się zatrzęsła. – IIIIIHAAAA! – krzyknął, po czym obejmując mnie, powiódł wzrokiem po zgromadzonych. – To moja siostrzenica, Roxie! – oznajmił gromkim głosem, jakby już tego nie wiedzieli.
Obrócił mnie w stronę swojej towarzyszki.
– Nancy, poznaj moją siostrzenicę!
Ochłonęłam już trochę, więc uśmiechnęłam się do niej.
– Cześć, Roxie, jestem Nancy, matka Jet – przedstawiła się i uścisnęła moją dłoń.
Osunęła się na oparcie krzesła, a ja miałam wrażenie, że chyba upadnie, jeśli nie spocznie. Patrzyłam zatroskana na jej bezwładne ramię. Już miałam o to zapytać, ale Tex pociągnął mnie w stronę ekspresu, wlókł mnie, jakbym była szmacianą zabawką.
– Indy, kobieto, Ally, i ty, Świrusko, ruszcie no swoje tyłki i poznajcie moją siostrzenicę! – zawołał, a one jak na komendę się zbliżyły.
Wszystkie je rozpoznałam: Ally była siostrą Whisky, a Świruską z jakichś nieznanych mi powodów Tex nazywał Jet.
Następnie przedstawiono mnie Lee i otrzymałam najświeższą informację o tym, że oficjalnie zaręczył się z Indy. Indianin miał na imię Vance, a Polinezyjczyk czy może Hawajczyk, prawie tak wielki jak Tex, to był Mace. Gdy spojrzał na mnie pięknymi ciemnozielonymi oczami, poczułam się jak w reklamie Benettona. W komplecie byli jeszcze blondyn mojego wzrostu, Matt, oraz Eddie, który nieco złagodniał, gdy oznajmiono mu, że jestem krewną Texa. No i w końcu Whisky, czy też Hank Nightingale, jak przedstawił go wujek.
Hank Nightingale.
O! Mój! Boże!
Nawet nazwisko miał wspaniałe.
Uścisnęłam wyciągniętą dłoń i aż przygryzłam wargę, gdy nasze ręce się zetknęły.
Weź się w garść, Roxie! Odetchnęłam głęboko i spróbowałam się uśmiechnąć, co wyszło dość groteskowo. Na szczęście nie zauważył tego, bo lizał mnie spojrzeniem od góry do dołu, zanim Tex zdążył mnie odciągnąć.
Hank chwycił mnie za przedramię i pociągnął w swoją stronę. Jego dłoń zsuwała się coraz niżej, aż w końcu nasze palce się splotły i za moment siedziałam tuż obok niego. Wujek Tex zorientował się, co się kroi, ale zanim zdążył się odezwać, Hank rzekł:
– Wiem, że jesteś podekscytowany przybyciem Roxie – zaczął ściszonym głosem tak, że tylko wujek i ja mogliśmy to słyszeć – ale ogarnij się nieco, bo zakręci się jej w głowie od tego ciągania jej z kąta w kąt.
Serce mi zatrzepotało i mimowolnie wtuliłam się w niego. To był odruch, jakbym nie panowała nad ciałem, i w tamtej chwili faktycznie tak było. Oparłam się ramieniem o jego biceps i poczułam, jak jego dłoń zaciska się na mojej. Dlaczego bałam się, że za sekundę ją puści i się odsunie? Nie zrobił tego. Cieszyłam się podwójnie, bo pewnie runęłabym jak długa bez podparcia, no i sam fakt, że wziął mnie za rękę, doprowadził mnie do ekstazy.
Tex uważnie na nas patrzył.
Czułam ciepło bijące od ciała Hanka, znowu zrobiło mi się słabo. W końcu Tex huknął:
– Cholera, Roxie! No nieźle!
O co mu, do diabła, chodziło?
– Co jest? – spytałam, ale mi nie odpowiedział; zamiast tego zwrócił się do Mace’a i Vance’a, oznajmiając: – Musicie się szybciej uwijać, panowie, albo podbiorą wam wszystkie najlepsze sztuki!
Usłyszałam śmiech Hanka tuż przy moim uchu. W jego spojrzeniu pojawił się spokój, ale mogłabym przysiąc, że za tą zasłoną kryła się intensywność rozgrzewająca mi serce.
– No co jest? – Ponownie spojrzałam na wujka.
Zignorował mnie, zajmując się Nancy, która znów uwiesiła się jego ramienia, jakby nie służył jej nigdy do niczego innego. Uśmiechnęła się do nas.
– A może wpadniecie do mnie na kolację, co? Namówię Jet, żeby przygotowała coś ekstra.
– Zrób te swoje czekoladowo-karmelowe wafelki, Świrusko! – huknął Tex, jakby wszystko było już ustalone. – W końcu jest okazja!
Hank tymczasem puścił moją dłoń i odsunął się, a ja poczułam, jakby wyrwał mi przy tym serce. Ostatnie tak intensywne zauroczenie kosztowało mnie siedem lat życia. Nie mogłam sobie pozwolić na powtórkę. Nigdy więcej! Nawet jeszcze nie spławiłam Billy’ego! A Hank mógłby mieć na drugie „Kłopoty”, to było po nim widać.
I gdyby dowiedział się, z kim szlajałam się przez te nieszczęsne siedem lat, nawet by na mnie nie spojrzał, nie mówiąc już o braniu za rękę. Byłam tego pewna, tak samo jak tego, że Manolo Blahnik projektuje najwspanialsze buty na świecie.
– W porządku? – spytała Nancy łagodnie.
– Miałam zapytać o to samo – odrzekłam, patrząc sugestywnie na jej rękę.
– Udar, ponad dziewięć miesięcy temu. – Nawet się nie zająknęła.
Już chciałam podejść i jakoś ją pocieszyć, ale Eddie pojawił się w moim polu widzenia i zatrzymałam się w pół kroku. Dlaczego tak bardzo się go bałam?
– Zdrowieję