Upadek. Historia prałata Henryka Jankowskiego. Monika Góra

Читать онлайн.
Название Upadek. Historia prałata Henryka Jankowskiego
Автор произведения Monika Góra
Жанр Биографии и Мемуары
Серия
Издательство Биографии и Мемуары
Год выпуска 0
isbn 9788381432702



Скачать книгу

o tym nazwisku – dodaje Szwoch. – Podejrzewam, że mógł pracować w jakiejś firmie handlowej jako sprzedawca.

      Wybucha wojna. Trzeciego września do Starogardu Gdańskiego wkraczają Niemcy. Ojciec Henia zostaje aresztowany i uwięziony w hitlerowskim obozie w Stutthofie, dzisiejszym Sztutowie. Wypuszczają go na początku 1940 roku, zapewne dzięki poręczeniu żony.

      – Że został wypisany, to nic nadzwyczajnego, bo takie wypadki się zdarzały. Osoby aresztowane mogły korzystać z poręczenia obywateli narodowości niemieckiej – mówi Ryszard Szwoch.

      Antoni Jankowski wraca do domu. Musi gdzieś pracować, bo inaczej rodzina nie dostanie kartek żywnościowych. Wiele lat później Piotr Głuchowski napisze w zapowiedzi książki Uzurpator. Podwójne życie prałata Jankowskiego, że Antoni prowadził lokal „Nur für Deutsche” – „Tylko dla Niemców”1.

      – W mieście było kilka takich lokali, mógł w takim pracować. To nie było niczym zdrożnym – wyjaśnia Szwoch. – Jeżeli ktoś był mieszkańcem tego miasta, to musiał mieć zatrudnienie. Brak zatrudnienia to był wyrok.

      Antoni nie cieszy się długo wolnością. W 1942 roku następuje masowy pobór do niemieckiego wojska. Ojciec Henryka jest żonaty z Niemką, ma więc trzecią grupę narodowościową w ramach Deutsche Volksliste, jest tzw. eingedeutschem. Zostaje wcielony do Wehrmachtu.

      Wychodzi z domu, gdy Henio ma sześć lat, i już nigdy nie wraca. Trafia do Francji, a stamtąd do Rosji.

      W czerwcu 1944 roku niemieckie władze pukają do drzwi mieszkania Jadwigi. Wręczają kobiecie dokument. Jej mąż, starszy szeregowiec, kupiec Antoni Czesław Jankowski poległ 20 lipca 1943 roku w walce na froncie wschodnim w okolicy miejscowości Pierwomajsk.

      Od tego momentu Jadwiga musi sobie sama radzić z czwórką dzieci. Nie jest łatwo.

      – W domu Jankowskich była nędza. Niewyobrażalna bida – wspomina Bogdan Kruszona. – Kartoflankę pięć razy w tygodniu jedli. Deptane ziemniaki jajecznicą oblane.

      Po wojnie Jadwiga dostaje rentę wdowią z RFN, nędzne pieniądze, miesięcznie siedemdziesiąt marek zachodnioniemieckich.

      – W przeliczeniu na dzisiaj to było z trzysta złotych – dodaje Kruszona. – Wszystkie wdowy z naszego podwórka dostawały renty niemieckie, bo ich mężowie zginęli w czasie wojny.

      Po śmierci ojca Henio jest jedynym mężczyzną w rodzinie. O tacie będzie potem opowiadał, że był wielkim patriotą i walczył z armią Hallera. Jest to mało prawdopodobne, bo w 1919 roku Antoni miał zaledwie 10 lat.

      Jadwiga musi sprzedawać biżuterię, żeby mieć na chleb. Ale czasem i to nie starcza. Aby wyżywić rodzinę, w jednym z pokoi ich mieszkania świadczy usługi fryzjerskie. Specjalizuje się w ondulowaniu, które jest wtedy powszechne u pań. Kruszona opowiada:

      – Taka toaletka z lustrem i siedzenie na pół fryzjerskie, to był cały gabinet. W zwykłym małym pokoju przyjmowała klientki. Tam nie było żadnego zakładu fryzjerskiego ani kosmetycznego. Jak czytałem wypowiedź Jankowskiego, że jego mama nie była fryzjerką, tylko kosmetyczką, to się uśmiałem po pachy. Myślę: „No, bidaku, ale sobie dodałeś”.

      Wszystkie kobiety z ulicy chodzą układać fryzury do Jankowskiej. Chcą pomóc samotnej kobiecie. Również, jak wyzna potem sam Henryk, żony gestapowców2.

      Córki Ula, Irena i Renata pomagają nawijać włosy klientek na lokówkę.

      Matka Bogdana też układa włosy po każdym myciu, dwa razy w tygodniu. Zabiera ze sobą sześcioletniego syna, sadza go obok fotela. Suszarkę marki Fem Bogdan zapamięta do końca życia.

      – Taka duża, błyszcząca, chromowana. Niemiecka.

      Pomiędzy głośnymi podmuchami Jankowska edukuje chłopaka.

      – Na pół po polsku, na pół po niemiecku mówiła: „Taki duży chłopak, a nie umie liczyć?”. I zaczynała: „eins, zwei, drei”, i tak dalej, najpierw do dziesięciu, potem do stu. Ona mnie nauczyła.

      – Myśmy później na niego tutaj mówili: „ksiądz pycha, Henio pycha” – dodaje Kruszona. – Ale trzeba wiedzieć, z jakiej nędzy on pochodził. To mogło spowodować u niego tą nadmierną estymę do przepychu, do pokazania się. To było związane z dzieciństwem, ja tak to odbieram.

      PIC

      Kiedy drzwi od salonu są otwarte, Kruszona widzi położony vis-à-vis pokój Henryka.

      – Henio miał dwie koszule, obie białe. Codziennie je prał, na okrągło. Koszule nie schły tak szybko, więc musiał je prasować. Ilekroć żeśmy tam przyszli, to on prasował.

      Krochmal robił z mączki kartoflanej.

      – I jak wychodził na spacer, zawsze miał koszulę śnieżnobiałą, wykrochmaloną, stójkę, mankiety sztywne – wspomina Kruszona. – Zima czy lato, zawsze elegancko ubrany, garniturek. To był pedant. Dla nas, łobuzów z ulicy, na pół lumpów, to było jakieś dziwne.

      Henryk nie ma kolegów. Gdy chłopcy z podwórka kopią piłkę, nigdy z nimi nie gra. Zawsze jest sam.

      – Myśmy się na tych podwórzach tłukli po zębach, aż gwizdało, jak to chłopacy – ciągnie Kruszona. – Tam byli też starsi, z rocznika Jankowskiego. Henio nigdy w żadne bójki się nie wdawał. Był nad wyraz grzeczny, „proszę, dziękuję”, był takim chłopakiem układnym.

      Sąsiadka z góry, matka trójki dzieci, bardzo go chwaliła.

      – Jak przywieźli węgiel, a mąż był w pracy, to nie pozwolił jej tego węgla nosić – opowiada Róża Janca, koleżanka Henryka z podstawówki. – Jak spotkał ją, że idzie ze śmieciami, to też brał wiaderko, wyrzucał śmieci i przynosił jej puste. Mówiła, że Henio to będzie ksiądz. I to bardzo dobry ksiądz.

      Henryk nie chodzi po kawiarniach ani knajpach.

      – Wtedy były dyskoteki w strzelnicy – opowiada Kruszona. – Ani razu go nie spotkałem.

      – Kolega z piętra wyżej, co go lepiej znał, mówił, że kiedyś chciał go zabrać na jakąś zabawę. Zachęcał, że będą dziewczyny, ale on, że nie, nie pójdzie. Miał wtedy piętnaście lat – dodaje Róża Janca.

      W ósmej klasie podstawówki Róża zakłada razem z koleżankami zespół taneczny. Henio i Rysiek Jabłonka, jego późniejszy szwagier, walczą, żeby chłopcy też mogli do niego należeć, ale się nie udaje. Postanawiają więc pokazać, co potrafią. Na lekcji fizyki dają show.

      – Rysiek jako dziewczyna trzymał się za spodnie i obracał wokół Henia – opowiada Róża. – Cała klasa im śpiewała do tańca, wszyscy się śmiali. Heniek jako chłopak był prowadzącym, bo był wyższy. Zatańczyli krakowiaka.

      Henio nie ma dziewczyny, mimo że jest, jak mówi Bogdan Kruszona, „cholernie przystojnym mężczyzną”:

      – Gdybym był kobietą, tobym powiedział, że był pięknym facetem. Czarne, samoistnie lokowate włosy, wysoki. Wszystkie dziewuchy z Gdańskiej za nim piszczały, tak jak moja siostra. Och, ach, opowiadały między sobą, jaki on przystojny! Ale on nie miał zainteresowania ani chłopcami, ani dziewczynami. Ta sfera go w ogóle nie interesowała.

      – Pamiętam go z tego okresu; wysoki, smukły, urodziwy chłopak – potwierdza Róża Janca.

      Henio lubi za to spacery. Kruszona wspomina, że w niedzielę po mszy, przez okno, które wychodziło na ulicę Gdańską, widział Henia chodzącego najpierw w jedną stronę, hen, aż po tory, i z powrotem.



<p>1</p>

P. Głuchowski, „Uzurpator. Podwójne życie prałata Jankowskiego”, zapowiedź książki, 13.08.2019, wydawnictwoagora.pl.

<p>2</p>

P. Raina, Ks. Henryk Jankowski proboszcz parafii Św. Brygidy, Olsztyn 1991, s. 12.