Название | Up in Smoke. King. Tom 8 |
---|---|
Автор произведения | T.m. Frazier |
Жанр | Остросюжетные любовные романы |
Серия | |
Издательство | Остросюжетные любовные романы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-66654-69-3 |
Tylko w swoje usta.
Rozdział 15
Smoke
Niecierpliwa suka.
Ta dziewczyna szybciej zabije się sama, niż poczeka, aż zrobi to ktoś inny.
Jestem całkowicie pewien, że skurwiel, którego kawałki mózgu ozdabiają całą celę, jest jednym z ludzi Griffa. Facet mnie sprawdza, a takiego gówna nie będę tolerował. Powiedziałem Griffowi, że przyprowadzę mu Frankie za tydzień, i dotrzymam słowa.
Dostarczę mu też w pudełku głowę tego sukinsyna.
Najpierw jednak muszę zająć się obecną kwestią.
Można chyba powiedzieć, że problem nudy mnie nie dotyczy. Już nie.
Nie jeśli chodzi o Frankie Helburn i nie od chwili, kiedy w hotelu zobaczyłem jej ciało.
To pieprzone ciało… Nawet gdy jest pokaleczone i poobcierane, a może właśnie z tego powodu, zacząłem się zastanawiać, czy nie zmienić planów, jakie miałem wobec niej.
Wydaje mi się, że tydzień to za mało, kiedy myślę, jak dużo przyjemności mogłaby mi dostarczyć zemsta na ciele jedynej córki Franka Helburna. Mógłbym ją skrzywdzić. Jej ciało. Jej umysł. Mógłbym ją zniszczyć i oddać mu cholerną wydmuszkę, która byłaby w stanie jedynie bez końca powtarzać, co jej zrobiłem. Mógłbym okaleczyć jej piękne ciało w każdy możliwy sposób, a Frank Helburn dostałby jasną wiadomość. Zadrzyj ze mną, a poniesiesz konsekwencje.
Jeśli jednak suka zginie, koniec moich planów co do zemsty i umowy z Griffem.
Opieram się o ścianę, unosząc nogę i swobodnie wspierając na niej stopę, jakby dziewczyna miała zaśpiewać mi piosenkę, a nie groziła, że się zabije. Bez względu na wszystko nie mogę pozwolić, by pociągnęła za spust. To pokrzyżuje moje plany, a nie mogę ponieść porażki. Nie w tej sprawie. Cholernie uwiera mnie poleganie na kimś innym, ale potrzebuję tej szurniętej suki.
Staram się wyglądać na tak spokojnego, jak to tylko możliwe, ale krew gotuje mi się w żyłach. Jestem zły i poirytowany. Jednym pociągnięciem za spust może zniszczyć wszystko.
– Pozwolisz, żeby ten skurwysyn był powodem, dla którego umrzesz?
Zamyka oczy, ale po drżeniu dłoni, w której trzyma broń, poznaję, że zbiera się na odwagę, by nacisnąć cyngiel.
– Muszę ci to przyznać, jesteś kreatywna, ale w tej sytuacji samobójstwo to wyjście dla tchórza. A nie miałem cię za tchórza.
To częściowo prawda. Nie jest nieśmiałą i potulną dziewczyną, za jaką ją miałem, gdy ją obserwowałem. Jest silniejsza, niż sądziłem. Zadziorna.
Dzika.
A właściwie to, kurwa, szalona.
Frankie oddycha ciężko. Jej koszulka jest rozerwana na środku i odsłania jej płaski, napięty brzuch.
Ma wąską i wciętą talię, a przez to, jak gwałtownie oddycha, dostrzegam cień mięśni jej brzucha, nawet na posiniaczonej skórze. Uda i łydki ma kształtne. Przez cały ten czas, od kiedy ją obserwuję, nie widziałem, żeby chociaż raz ćwiczyła, ale nie ma wątpliwości, że dziewczyna wykonuje więcej wysiłku fizycznego niż tylko chodzenie do szkoły i z powrotem.
Nie tylko jej wspaniałe ciało mnie zaskakuje. I nie chodzi mi teraz o jej kompletny brak instynktu samozachowawczego. Te jej oczy! Na początku myślałem, że ich kolor to kolejne przekłamanie na ziarnistym zdjęciu w moim telefonie, ale okazuje się, że to jedyne, co wyszło na nim dobrze. Bursztynowe, z pomarańczowymi plamkami. Nigdy wcześniej nie widziałem takiej barwy. Ma w nich pieprzone płomienie.
Pasują do niej.
– Jeśli chcesz postąpić jak tchórz, to proszę bardzo. Pociągnij za pieprzony spust. Nie będę cię, kurwa, zatrzymywał. – Wykonuję zamaszysty ruch ramieniem.
Otwiera oczy i powoli wyjmuje lufę z ust, lecz zaraz przystawia ją sobie do głowy. Nadal mam w ręku broń, ale tylko na wypadek, gdyby chciała skierować swoją w moją stronę.
– W jaki sposób to jest postępowanie tchórza? – pyta. Jej źrenice powiększają się. Dolną wargę ma spuchniętą i posiniaczoną, a w kąciku jej ust zaschła kropla krwi. Mam ochotę odgryźć ten strup i poczuć na języku jej smak, zanim spłynie dziewczynie po brodzie. – Mogę umrzeć tak, jak o tym zdecyduję. Nie widzę innego wyjścia. Gdyby było, skorzystałabym z niego. Przynajmniej to będzie mój wybór. Nie twój! Nie mojego ojca! Nie jego! – Patrzy na leżące na podłodze zwłoki. Obniża głos i prostuje się. W jej głosie kryje się determinacja, przez którą mam wrażenie, że przegrywam bitwę.
A ja nigdy nie przegrywam.
– I tutaj się mylisz. Tak właśnie chcesz odejść? Czy to właśnie TERAZ postanawiasz odejść? Pociągnięcie za spust sprawi, że pójdziesz do piachu, to pewne, ale okłamujesz się, myśląc, że zginąć właśnie w ten sposób oznacza śmierć na twoich warunkach. To wyjście dla tchórza – przypominam jej.
– W takim razie jestem tchórzem – mówi, po czym zamyka oczy i bierze głęboki oddech.
Szlag.
Coś we mnie zaskoczyło. Nie chcę patrzeć, jak ta dziewczyna strzela sobie w głowę. Nie chcę widzieć, jak ogień w jej oczach gaśnie.
Co za pieprzone marnotrawstwo, myślę.
Nie będę mógł czerpać jakiejkolwiek radości z zemsty na Franku, jeśli to jego córka pociągnie za spust.
Usta Frankie poruszają się. Dziewczyna odlicza.
Kurwa.
Jeden.
Dwa.
Dopadam jej, kiedy naciska na spust. Rozlega się wystrzał, a kula omija ją i ociera się o moje ramię. Mam broń i ponownie przyciskam ją do podłogi, przytrzymując jej nadgarstki nad głową.
Jej spojrzenie również jest jak swego rodzaju pocisk, który teraz przeszywa mnie nienawiścią.
– Zmierz się ze swoim końcem z odwagą – mówię, po czym wyrywam jej broń z ręki i wciskam ją za pasek jeansów.
Wkurzam się, bo jakaś laska, której wcale nie znam i którą powinienem chcieć widzieć martwą, właśnie chciała się zabić. Moja dezorientacja doprowadza mnie do furii tak samo jak walcząca ze mną dziewczyna.
– Powinnam była po prostu cię zabić! – rzuca, próbując uwolnić ręce z mojego uścisku.
W jakiś naprawdę popieprzony sposób zaczynam ją podziwiać. Ma jaja większe od wielu facetów, z którymi się zetknąłem w tym biznesie. Jej niezachwiany bunt porusza coś głęboko w moim wnętrzu. Coś nieznanego. Uznaję to za irytację. Niech to szlag trafi, ta dziewczyna rzeczywiście cholernie mnie irytuje.
Kopie mnie i uderza.
Przytrzymuję ją mocno i się nad nią pochylam.
– Owszem, powinnaś była mnie zabić, diablico. To byłoby rozsądne posunięcie. Ale muszę przyznać: to, kurwa, słodkie, że uważasz, iż mogłabyś mnie tak łatwo załatwić. Jeszcze raz spróbuj czegoś takiego, a sprawię, że pożałujesz, że kula nie trafiła w cel. – Wyjmuję nóż i krawędzią ostrza przesuwam po jej obojczyku, przecinając naskórek, by pokazać jej, jak bardzo jestem poważny.
Krzywi się, lecz zaraz opanowuje i patrzy na mnie zdecydowanie, jakby nie czuła ukłucia bólu czy przesuwającego się po jej skórze noża, po którym krople krwi spływają jej na piersi i plamią stanik.
– Oto i ona – mówię.
Mój kutas drga.
Podnoszę