Gniew Tiamat. James S.a. Corey

Читать онлайн.
Название Gniew Tiamat
Автор произведения James S.a. Corey
Жанр Историческая фантастика
Серия
Издательство Историческая фантастика
Год выпуска 0
isbn 9788366409651



Скачать книгу

w weselu, jeśli do niego dojdzie. Rohani trafi na tę samą listę, co Amos, Holden i Clarissa. Kolejna strata, po prostu kolejna strata. Będzie z tym żył. Będzie musiał.

      Odezwał się jego ręczny terminal, wyświetlając ostrzeżenie od fałszywego kontaktu używanego przez Sabę do wysyłania wiadomości o wysokim priorytecie. Otworzył ją, czując gwałtowny niepokój.

      UWAGA, NAWAŁNICA OPUŚCIŁA ORBITĘ ZIEMI I LECI W STRONĘ JOWISZA.

      – No proszę – rzucił pod nosem Aleks. – Szlag.

      * * *

      – Mój mały chłopczyk się żeni? – zapytała Bobbie, nie odrywając przy tym wzroku od skrzyń z zaopatrzeniem. – Dziewczyna będzie miała szczęście, jeśli nie wpadnę tam i go nie porwę.

      Magazyn znajdował się na skraju kompleksu. Nie używał zasilania z sieci stacji, a system podtrzymywania życia zaadaptowano ze starego statku. Na ścianach zbierały się przez to krople wilgoci, tworząc odbarwienia jak cętki pantery. Większy sprzęt, taki jak torpedy, pozostał na Burzy, ale mniejsze ładunki zabrane z lakońskiego frachtowca zostały umieszczone na czterech szerokich rzędach palet i przeniesione do magazynu. Bobbie je rozpakowywała, rozprowadzając skrzynie w całej przestrzeni podczas prywatnej inwentaryzacji. Niektóre skrzynie miały wyraźnie osmalone boki i czuło się kredową woń ceramiki przygrzanej do rozwarstwienia.

      – Bardzo spokojnie przyjęłaś wiadomość, że leci do nas największy pancernik imperium – odpowiedział Aleks.

      Odetchnęła głęboko i zachowała spokój w głosie.

      – Jillian wszystkich informuje. Nawałnica będzie tu leciała wiele dni, a to, tak czy inaczej, trzeba będzie zrobić. Mam nadzieję, że kiedy skończę, uda mi się wypracować jakiś plan.

      – I jak ci idzie?

      – Na razie nijak. Dam ci znać.

      Aleks usiadł na jednej ze skrzyń. Czuł się cięższy, niż tłumaczyłoby to łagodne ciążenie księżyca.

      – Co my tu właściwie robimy, Bobbie?

      Znieruchomiała i obejrzała się na niego. Dysponowała sporym zestawem min i przez lata poznał większość z nich. Wiedział, kiedy rozmawia z przyjaciółką, a kiedy z kapitan. W tej chwili słuchała go jako kobieta, którą była wraz z nim na Rosie w dawnych czasach. Tą, która znała go jeszcze przed Io.

      – Walczymy z wrogiem – odparła. – Zmniejszając jego zdolność do prowadzenia działań bojowych. Uniemożliwiając mu korzystanie z zasobów.

      – Jasne – rzucił Aleks. – Ale w jakim celu? No wiesz, czy próbujemy doprowadzić do tego, żeby znowu wszystkim kierował Związek Transportowy? Czy chcemy zrobić tak, żeby każda planeta decydowała za siebie, a potem zobaczyć, czy to zadziała?

      Bobbie złożyła ręce na piersi i oparła się o stertę skrzyń. Oświetlenie było ostre i Aleks widział wszystkie nierówności jej twarzy i rąk, powstałe przez dziesięciolecia ciężkiej pracy i promieniowania. Ładnie się starzała. Dobrze jej z tym było.

      – Mam wrażenie, że słyszę pytanie, czy system autorytarny musi być zły – powiedziała. – Dobrze cię zrozumiałam? Bo owszem, jest.

      – Nie o to mi chodziło. Po prostu… Nie wiem, o co chodzi. Czuję się przeciążony. I może trochę zdemoralizowany.

      – Tak – potwierdziła Bobbie. – Tak, jesteśmy.

      – Ty też?

      – Straciliśmy cel. Oficer polityczny, który mógł dać nam coś, co pomogłoby złamać te gnidy i wysłać je z powrotem do epoki kamiennej. To znaczy, może wcale nie, ale teraz już się nie dowiem, więc tak, jestem marudna. Ale domyślam się, że niezupełnie to cię gryzie?

      – Nie wiem, jak wygląda zwycięstwo.

      – No cóż, dla mnie wygląda jak śmierć ze świadomością, że ludzkość ma się trochę lepiej, niż gdybym się w ogóle nie urodziła. Jest trochę bardziej wolna. Życzliwsza. Inteligentniejsza. Że dzięki mnie bandziory, dranie i sadyści zatopili kły w mniejszej liczbie ofiar. To powinno wystarczyć.

      – No tak – rzucił Aleks, ale nie przestała.

      – Nie jestem dziewczyną od wielkich strategii. To coś dla jajogłowych. Jestem piechociarą i zawsze nią będę. Ci ludzie chcą zmienić każdą planetę w więzienie, w którym to oni będą wybierać, kto jest strażnikiem, a kto więźniem.

      – A temu jesteśmy przeciwni – skomentował Aleks. Usłyszał w swoim głosie zmęczenie i zgodę. – Myślałaś kiedyś, że Naomi ma rację? Że może lepiej jest spróbować dostać się do systemu i zmieniać go w ten sposób?

      – Ma rację – odpowiedziała Bobbie, wracając do inwentaryzacji. – Tylko że ja też ją mam. Naomi chce, żeby był tylko jeden sposób naprawienia tego, i to taki, w którym nie dojdzie do rozlewu krwi.

      – Ale są dwa sposoby – powiedział Aleks, sądząc, że się zgadza.

      – Nie ma żadnego – rzuciła Bobbie. – Jest tylko opieranie się z całych sił z nadzieją, że zdołamy wytrzymać dłużej niż ci dranie.

      – Wiesz, że mamy ograniczony czas – przypomniał Aleks. – Myślę o Takeshim.

      – Wysłałam wiadomość do jego ludzi – odparła Bobbie. – Zawsze trudno jest kogoś stracić, a jak dotąd mieliśmy szczęście. To nie mogło trwać w nieskończoność.

      – Myślałem o tym, że był jednym z twoich najlepszych ludzi, a miał prawie sześćdziesiątkę. Pomijając Jillian, Caspara i paru innych, większość naszego ruchu oporu składa się ze starych Pasiarzy. Starego SPZ.

      – Owszem – zgodziła się Bobbie. – I Bogu niech będą za to dzięki. Większość ma jakieś pojęcie, co robi.

      – Ale poza nimi jest całe nowe pokolenie, które nigdy nie było w SPZ. Nigdy nie walczyło z planetami wewnętrznymi o niepodległość. Które dorastało tłuste i bogate na frachtowcach Związku Transportowego, ciesząc się szacunkiem i wykonując ważną pracę. Dzieciaki takie jak Kit. Jak zamierzasz ich przekonać, żeby zrezygnowali, ze wszystkiego, co mają, i przyłączyli się do walki?

      Bobbie przerwała pracę i obróciła się do niego.

      – Skąd te pytania, Aleks?

      – Mam wrażenie, że na razie mamy ruch oporu dzięki temu, że jest mnóstwo starych ludzi dorastających w czasach walki z przeciwnikiem zbyt silnym, by dało się go pokonać. Zostali zaszczepieni przeciwko lękowi przed porażką. Ale boję się, że kiedy ich zabraknie, to wszystko się skończy. Jako ruch, jako siła historii. Bo nie zdołamy przekonać nikogo urodzonego po powstaniu Związku Transportowego do prowadzenia walki bez szans na wygranie. I może, na dłuższą metę, plan Naomi walki politycznej to wszystko, co nam zostanie.

      Zobaczył, że spojrzenie Bobbie twardnieje.

      – Walka bez szans na wygranie? – zapytała.

      – No cóż – rzucił Aleks. – A nie?

      Rozdział dwunasty

      Bobbie

      Walka bez szans na wygranie.

      Aleks wyszedł, wracając na Burzę w celu sprawdzenia, jak dokładnie wyglądały opcje możliwej ewakuacji. Jeśli jakieś mieli. Jego słowa z nią zostały.

      Tymczasowy magazyn znaleziony dla nich przez przyjaciół z SPZ pachniał przypaloną ceramiką i starym lodem. Bobbie pracowała w nim już dość długo, by woń przestała wzbudzać odruch wymiotny, mogła więc uznać to za wygraną.

      Odhaczyła wpis na liście towarów: