Gniew Tiamat. James S.a. Corey

Читать онлайн.
Название Gniew Tiamat
Автор произведения James S.a. Corey
Жанр Историческая фантастика
Серия
Издательство Историческая фантастика
Год выпуска 0
isbn 9788366409651



Скачать книгу

się w północnym skrzydle Budynku Rządowego, podobnie jak ojca. To był jedyny znany jej dom. Sypialnia urządzona w wojskowym stylu, prywatna łazienka i pokój będący wcześniej bawialnią, a teraz biurem, choć różnice między nimi były głównie kosmetyczne. Kiedy była gotowa do pozbycia się zdobiących pokój dinozaurów i szczeniaczków, powiedziała o tym, a następnego dnia przyszedł projektant, by pomóc jej wybrać nowe kolory i układ mebli. Jej kąt Budynku Rządowego nie był duży ani ostentacyjny, ale to ona decydowała o jego wyglądzie i urządzeniu. Jej mała bańka autonomii.

      Zdecydowała się urządzić biuro tak, by wyglądało jak laboratorium naukowe. Biurko było dość wysokie, by przy nim stać, ale stały też przy nim wysokie stołki, gdyby zdecydowała się usiąść. Wschodnią ścianę wypełniał ekran ustawiony na wyświetlanie animacji prostych dowodów matematycznych i geometrycznych, gdy nie oglądała wiadomości ani kanału rozrywkowego. Nie chodziło o to, że rozumie całą prezentowaną matematykę, po prostu uważała, że są ładne. Dowody były bardzo eleganckie, a wyświetlanie ich tam przypominało jej o własnej inteligencji. Lubiła o niej pamiętać.

      Miała tam też i kanapę dość długą, by mogła się na niej rozciągnąć i zmieścić Piżmak, sukę labradora, która zwijała się u jej stóp. Oraz okno z prawdziwego szkła, wychodzące na formalny ogród. Bywały dnie, gdy – jeśli nie spędzała czasu z pułkownikiem Ilichem lub na zajęciach – układała się na kanapie z Piżmak i całymi godzinami czytała książki albo oglądała filmy. Miała dostęp do wszystkiego, co zostało zatwierdzone przez cenzora – jej ojciec bardzo liberalnie podchodził do udostępniania jej literatury i filmu – a ona gustował w historiach o dziewczynach żyjących samotnie w zamkach, pałacach lub świątyniach. Jak na tak unikatowe wymagania okazało się, że jest w czym wybierać.

      Jej obecnym faworytem był dziesięciogodzinny serial, którego akcja działa się na Marsie przed otwarciem wrót, pod tytułem Piąty tunel. W serialu dwunastoletnia bohaterka – teraz już młodsza od Teresy, ale była od niej starsza, gdy pierwszy raz to oglądała – odkryła tajny tunel pod miastem Innis Deep i dostała się nim do podziemnej społeczności z elfami i wróżkami, potrzebującymi pomocy w dotarciu z powrotem do swojego wymiaru.

      Wszystko to wydawało się szalenie egzotyczne, a idea dziewczynki prowadzącej całe życie pod ziemią do tego stopnia zawładnęła jej wyobraźnią, że zasłoniła okna kocami i udawała, że ciemność to efekt marsjańskiej ziemi. Zdumiało ją, gdy ojciec powiedział, że ta część historii była prawdziwa – że istnieje miasto Innis Deep, a marsjańskie dzieci faktycznie żyją w tunelach i podziemnych miastach – i że zmyślono tylko elfy i wróżki.

      Oglądała to ponownie, gdy przyszedł ojciec. Właśnie dotarła do części, w której dziewczynka – jej imienia nigdy nie wspominano – biegła przez ciemny korytarz, uciekając przed złą wróżką Pinsleep, kiedy rozległo się pukanie. Zbierała się do odpowiedzi, ale drzwi same się otworzyły. Tylko tata sam otwierał jej drzwi, wszyscy inni czekali, aż zrobi to ona.

      Zabiegi zmieniły go przez ostatnie kilka lat, ale z drugiej strony ją zmieniało samo dorastanie, więc wcale nie wydawało się to dziwne. W białkach jego oczu pojawiły się tęczowe przebłyski jak w oleju rozlanym na wodzie, a paznokcie mu pociemniały, ale to był tylko wygląd. Został taki sam na wszystkie sposoby, które się liczyły.

      – Nie przeszkadzam? – zapytał jak zwykle. Co było częściowo żartobliwe, bo nie miała niczego, w czym mógłby przeszkadzać, ale tylko częściowo. Gdyby kiedyś zaprotestowała, zostawiłby ją w spokoju.

      Bezimienna dziewczynka krzyknęła, gdy Pinsleep rzuciła się w jej stronę. Teresa zatrzymała program, zamrażając w powietrzu ofiarę i napastniczkę. Ojciec podrapał szerokie uszy Piżmak, która sapnęła, uderzając radośnie ogonem o kanapę.

      – Za dwie godziny będę miał odprawę – powiedział. – Chciałbym, żebyś wzięła w niej udział.

      Teresa poczuła lekkie ukłucie irytacji. Chciała zaraz po zakończeniu filmu wyjść i odwiedzić Timothy’ego. Gdyby dowiedzieli się, że opuszcza teren budowli bez pozwolenia…

      – Zrobiłam coś złego?

      Ojciec zamrugał, a potem się roześmiał. Piżmak wcisnęła głowę w jego dłoń, domagając się dalszych pieszczot. Wrócił do drapania jej po uszach.

      – Ależ skąd. Spotkanie dotyczy raportu admirała Walthe na temat planu rozbudowy kompleksu Bara Gaon. Nikt nie oczekuje twoich uwag, ale chciałbym, żebyś się przysłuchiwała. Później będziemy mogli o tym porozmawiać.

      Teresa przytaknęła. Jeśli chciał tylko tyle, to oczywiście mogła, ale wydawało się to nudne. I dziwne. Spojrzenie ojca na chwilę straciło skupienie, jak czasem mu się zdarzało, a potem pokręcił głową, jakby próbował ją oczyścić. Oparł się o bok kanapy, nie do końca siedząc, ale też nie stojąc. Mocno dwa razy klepnął bok Piżmak, w sposób oznaczający, że to koniec pieszczot. Psica westchnęła i opuściła głowę na poduszkę.

      – Coś cię martwi – zauważył.

      – Coraz częściej prosisz mnie, żebym to robiła – odpowiedziała. – Robię to niewłaściwie?

      Roześmiał się ciepło, dzięki czemu trochę się odprężyła.

      – Kiedy byłem w twoim wieku, starałem się o wcześniejsze dopuszczenie do studiów. Jesteś jak ja: szybko się uczysz, a ja chcę za tobą nadążyć. Sprowadzam cię na odprawy coraz częściej, bo jesteś już dość duża, by zrozumieć rzeczy, których nie pojmowałaś jako dziecko. A pułkownik Ilich mówi, że jesteś na bieżąco z nauką. Nawet w zaawansowanych tematach.

      Poczuła dumę, ale i zmieszanie. Ojciec westchnął.

      – Zapewnienie ludziom bezpieczeństwa to ciężka praca – powiedział. – Część tego wynika z faktu, że zmagamy się z bardzo niebezpiecznymi i nieznanymi zagrożeniami. Wolałbym, żeby tak nie było, ale moje życzenia niczego nie zmienią. A druga część to fakt, że pracujemy z ludźmi.

      – A ludzie to straszne, straszne małpy – odpowiedziała Teresa.

      – Tak, to prawda – zgodził się ojciec. – Niemal cały czas mamy bardzo wąskie horyzonty. Włącznie ze mną. Ale próbuję być lepszy.

      Sposób, w jaki to powiedział, zasugerował zmęczenie. Pochyliła się, a Piżmak uznała to za znak, że szuka kogoś do głaskania. Przesunęła się, dysząc ciepłym powietrzem w twarz Teresy, aż dziewczynka łagodnie odsunęła psa.

      – Czy to znaczy, że rozbudowa kompleksu Bara Gaon jest naprawdę ważna? – zapytała Teresa.

      – Wszystko jest ważne. Wszystko – zapewnił ojciec. – A w związku z tym każda część musi móc zawieść w taki sposób, żeby nie zniszczyć całego projektu. Włącznie ze mną. I dlatego właśnie coraz częściej proszę cię, żebyś przychodziła na odprawy.

      – Co chcesz przez to powiedzieć? – obruszyła się.

      – Nic mi nie jest – zapewnił ojciec. – Wszystko jest w porządku, nie ma żadnego problemu. Po prostu chodzi o to, że… gdyby kiedyś się pojawił, w przyszłości. Za dziesięciolecia. Ktoś musiałby znać i rozumieć kształt całego planu i móc go przejąć. A ludzie ufają temu, co już znają. Zmiana na stanowisku wysokiego konsula byłaby trudna w każdych okolicznościach, ale sytuację złagodziłaby towarzysząca jej ciągłość. Sukcesja. Chcę cię wyszkolić do tego, gdyby – niech Bóg broni – coś mi się stało.

      – Ale czemu miałabym być w tym dobra tylko dlatego, że ty taki jesteś? – zapytała. – Nie ma powodu, żeby tak uważać. To głupie.

      – Owszem – zgodził się ojciec. – Ale to błąd, jaki ludzie popełniali przez całą historię. A skoro to wiemy, oboje możemy użyć narzędzia, jakie mamy do dyspozycji. Przychodź uczestniczyć