Demony zemsty. Beria. Adam Przechrzta

Читать онлайн.
Название Demony zemsty. Beria
Автор произведения Adam Przechrzta
Жанр Историческая фантастика
Серия
Издательство Историческая фантастика
Год выпуска 0
isbn 9788379645497



Скачать книгу

– Poza tym mam w tym swój interes.

      – Jaki? – zainteresował się chłopak.

      – Lepiej, żebyś nie wiedział.

      Rusłanowa zareagowała uśmiechem, zapewne pomyślała, że chcę zbyć chłopaka, ale Dima spoważniał. Poznał mnie wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że nigdy nie kłamię bez powodu, a nawet jeśli muszę to zrobić, staram się jak najmniej odchodzić od prawdy. Bynajmniej nie z powodów moralnych: każdy żołnierz wojennoj razwiedki wiedział, że dobre kłamstwo musi zawierać jak największą dozę prawdy. Po latach spędzonych za linią frontu stawało się to życiowym nawykiem.

      – A co ja mam robić? – odezwała się Nina.

      – Przygotujesz dla mnie na jutro dwie rzeczy: raport na temat dotychczasowych działań śledczych i analizę, dlaczego nic nie dały. Tylko weź pod uwagę, że nie chodzi mi o papierki, a realne fakty.

      – Tak toczno! – wyskandowała, markując salut.

      Dokończyłem obiad ze świadomością, że coraz więcej osób zwraca na nas uwagę. Diaczenko był tylko porucznikiem bez specjalnych osiągnięć, mógł oczernić Rusłanową, bo dziewczyna cieszyła się dwuznaczną reputacją. Jednak w konfrontacji ze mną czy Dimą nie miał żadnych szans. Cóż, jedna sprawa z głowy, żebym tylko swoje problemy rozwiązywał z podobną łatwością...

      Tym razem spotkałem się z Cichym w gruzińskiej restauracji na Pułkowej. Stary złodziej nie był zachwycony wytwornym lokalem, zapewne wolałby jakąś zaplutą knajpę na peryferiach, jednak po odparciu ataku bandytów z Odessy musiał udowodnić, że nadal rządzi podziemną Moskwą. Tu zauważą go wszyscy zainteresowani, no i dowiedzie, że nie boi się pokazywać publicznie.

      Tichonow zaczął od podziękowań, prawda, że oszczędnych, ale nie liczyłem na nic więcej, tak czy owak słowo wora w zakonie miało swoją wagę.

      – W czym mogę ci pomóc? – zapytał, kiedy skończyliśmy gęstą, gulaszową zupę.

      Położyłem na stole krótką charakterystykę i zdjęcie Iwanowa.

      – Zależy mi tylko na informacji – powiedziałem. – To sprawa polityczna, więc trzymajcie się od niego z daleka, i ostrzeż swoich ludzi, ponieważ ten facet jest śmiertelnie niebezpieczny.

      Cichy spojrzał na fotografię, przytaknął krótko.

      – À propos polityki, co teraz będzie? – zainteresował się. – Po śmierci Wąsatego? Co sądzisz o Berii? Te amnestie niejednego zdziwiły.

      Uśmiechnąłem się kpiąco: amnestia ogłoszona przez Berię spowodowała zwolnienie z łagrów setek tysięcy, a może nawet milionów więźniów. Byli wśród nich niepełnoletni, starcy i ciężarne kobiety, ale też mnóstwo kryminalistów.

      – Masz na myśli „dały nadzieję”? – odparłem urągliwie. – Zapomnij! Beria to gad, po prostu stosuje receptę Stalina. Jeśli dojdzie do władzy, jeszcze zatęsknicie za Wąsatym – dorzuciłem z ironią.

      – Jaką receptę?

      – Nawet w takim kraju jak Rosja nie można stosować terroru wprost i nieustannie, dlatego Stalin co jakiś czas dymisjonował i rozstrzeliwał kolejnego szefa bezpieki, zwalając na niego wszystkie winy. Schemat był prosty i w zasadzie stosowany od czasów Iwana Groźnego: dobry car i źli bojarzy. Mimo że nie była to pierwsza amnestia, gazety pisały o zwolnieniach z więzień i łagrów, a ludzie się cieszyli, bo do domów wracali ich bliscy. Rehabilitowano masowo skazanych za niewinność, prawda, że sporą część pośmiertnie, i przez jakiś czas wszystko było dobrze. A później zaczynały się kolejne aresztowania, często do łagrów wracali ci wcześniej zwolnieni, jednak ludzie, zamiast oskarżać Stalina, myśleli, że znowu winna jest bezpieka, a dobry wódz po prostu nie wie, co czekiści robią za jego plecami.

      – Myślisz, że teraz będzie podobnie?

      – Jestem pewien. Może słyszałeś o oczyszczaniu organów bezpieczeństwa z funkcjonariuszy naruszających normy socjalistycznej praworządności?

      – Owszem. I wiem, że ze stanowisk polecieli ci naprawdę winni.

      – W bezpiece nie ma i nigdy nie było niewinnych – odburknąłem. – A zastanawiałeś się, kto ich zastąpił? Na wszelki wypadek podpowiem: ludzie Berii, także z łapami po łokcie we krwi. To taka huśtawka, najpierw będzie lepiej, później wróci stare. Beria już zaczął krytykować Stalina, na razie jeszcze półgębkiem, podobno nawet ukuto specjalny termin: „kult jednostki”.

      – Przecież nie bez powodu?

      – Owszem, jednak to tylko pretekst. Stalin miał status półboga, przejąć władzę po kimś takim nie jest łatwo. Generalnie istnieją dwa warianty. Następca kreuje się na najlepszego ucznia i kontynuatora myśli poprzednika albo przedstawia go w złym świetle, obiecując, że naprawi błędy tyrana... Beria jest ambitny, ani mu w głowie przebywać do śmierci w cieniu Stalina! Wracając do amnestii, one mają tylko podsycić chaos, żeby ułatwić przejęcie władzy przez Ławrentija Pawłowicza. Chaos w polityce wewnętrznej, zagranicznej, a nawet w świecie błatnych. Jak myślisz, skąd wzięła się ta ekipa z Odessy? Czy aby przynajmniej część z nich nie wróciła właśnie z łagrów?

      Choć Tichonow nawet nie mrugnął okiem, wyczułem instynktownie, że trafiłem w sedno.

      – Założę się, że Beria ma w zanadrzu jeszcze wiele propozycji zmierzających do poprawy położenia ludu pracującego, propozycji nie do przyjęcia dla reszty partyjnych bonzów – kontynuowałem. – Dla ludzi, którzy, zupełnym przypadkiem! są jego konkurentami w walce o schedę po Stalinie. Dlatego kiedy tamci zaczną je krytykować, nikt się nie zdziwi, że do akcji wkroczy odnowiona bezpieka i aresztuje szkodników, nie patrząc na stanowiska i pełnione przez nich funkcje. Kiedy Ławrentij Pawłowicz już koronuje się na cara, zacznie przykręcać śrubę, bo z oczywistych względów nie może pozwolić, żeby ludzie zaczęli mu patrzyć na ręce czy rozliczać z obietnic albo popełnionych zbrodni. Ot, i wszystko!

      – A co, jeśli władzę przejmie konkurencja?

      Sięgnąłem po ciężkie gruzińskie wino, wypiłem łapczywie kilka łyków. Od dyskusji o polityce zaschło mi w gardle.

      – Będzie lepiej. Trochę. Oni po prostu dokończą to, co zaczął Beria: oplują Stalina i przedstawią się jako zbawcy narodu. Przypuszczam, że złagodzą terror, być może nieco polepszy się ogólna sytuacja w kraju i w państwach ościennych, ale nie oczekuj rewolucji. Wątpię też, żeby zaczęli jakąś wielką nagonkę na błatnych, bo nie doceniają waszej siły i wpływów. W odróżnieniu od Ławrentija Pawłowicza...

      – A on docenia?

      – Beria was wykończy – odparłem rzeczowo. – Nie przebierając w środkach. Oni obaj z Abakumowem mieli identyczne poglądy na tę kwestię, a jego metody chyba pamiętasz? Ale nawet jeśli zwycięży któryś z konkurentów Berii: Malenkow, Chruszczow czy Bułganin, jeśli pokażecie swoją siłę, to będzie wasz koniec.

      – Nie rozumiem?

      – Nikt nie będzie tolerował państwa w państwie – stwierdziłem z naciskiem. – Żaden czerwony władca.

      – To ostrzeżenie? Mówisz, jakby ci zależało na przetrwaniu błatnego świata?

      – Zależało? Niespecjalnie. Po prostu wolę się dogadywać z tobą niż z jakimś wariatem, który cię zastąpi, kiedy przestaną obowiązywać wasze poniatija. A w ogóle co cię tak naszło na politykę?

      Tichonow przez chwilę obracał w dłoni kieliszek, wreszcie umoczył usta w winie, najwyraźniej potrzebował czasu, aby się zastanowić nad odpowiedzią.