Wygrane marzenia. Diana Palmer

Читать онлайн.
Название Wygrane marzenia
Автор произведения Diana Palmer
Жанр Остросюжетные любовные романы
Серия Wyoming Men
Издательство Остросюжетные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-276-4691-0



Скачать книгу

      – Jeśli to możliwe, staraj się przewracać na bok, żeby nie złamać nadgarstków, próbując zamortyzować upadek rękami – wyjaśniła. – Należy się też pochylić do przodu, żeby nie polecieć do tyłu i nie uderzyć głową o lód. – Zawahała się, lecz po chwili dodała: – Właściwie to w trakcie nauki powinnaś nosić kask.

      – Ale nikt tu nie nosi kasków! – zaoponowała Janey.

      – Dobra, porozmawiamy o tym później – rzuciła pojednawczo Karina. – A w ten sposób wstaje się z tafli – kontynuowała, klękając na podłodze. Podciągnęła jedną nogę, oparła się o nią obiema dłońmi i wyprostowała, przenosząc ciężar na zgięte kolano i dostawiając drugą nogę.

      – Wow! – wykrzyknęła Janey. – Niesamowite!

      Karina uśmiechnęła się, widząc zachwyt na twarzy dziecka. Ona też się tak czuła, gdy po raz pierwszy w wieku trzech lat mama zabrała ją na łyżwy.

      – Pamiętaj o wkładkach do butów. Dzięki nim nie obetrzesz sobie kostek – zaznaczyła, przekazując dziewczynce okupioną bólem wiedzę. – Cieszę się, że przynajmniej je masz.

      – Lindy powiedziała, że bez nich zrobią mi się pęcherze.

      – Te łyżwy są bardzo sztywne. Nowe?

      – Tak – potwierdziła Janey.

      – Są specjalne piecyki do termoformowania, dzięki którym można dopasować łyżwy do stopy. Nie wiem, czy akurat tu, ale na pewno jest taki na lodowisku w Jackson Hole.

      – Tata nie będzie miał czasu, żeby ze mną jechać tak daleko – ze smutkiem powiedziała dziewczynka. – Ciągle tylko praca i praca.

      – Coś wymyślimy. Tymczasem spróbujemy je rozbić stopniowo. Zanim włożysz łyżwy, dobrze, żebyś trochę rozruszała kostki.

      – Sporo wiesz na ten temat.

      – Wiem to od mamy – odparła z uśmiechem Karina. – To ona mnie uczyła.

      – Ja nic nie umiem. Ledwo się utrzymuję na łyżwach. Z początku nie umiałam na nich nawet stać. Ale Lindy kazała mi rozstawić nogi i wykrzywić je w kostkach. Tak czuję się pewnie.

      – To niebezpieczne – zauważyła Karina. – Należy zawsze stać prosto, ze złączonymi stopami. Umiesz robić „beczki” i przekładanki?

      – Możesz mówić po ludzku? – rzuciła półżartem Janey.

      Karina parsknęła śmiechem.

      – Widzisz tamtą dziewczynę, tę w czarnym stroju? Właśnie robi „beczki” do tyłu.

      Janey spojrzała we wskazanym kierunku.

      – Rany, ja w ogóle nie umiem jeździć do tyłu.

      Najwyraźniej Lindy nie zależało na tym, żeby ją czegokolwiek nauczyć. Szkoda.

      – Wyjdź już na taflę. Trzymaj się bandy i po prostu przesuwaj się wzdłuż niej. Stopy razem. Pochyl się do przodu i trzymaj barierki. Zaraz wrócę. Chcę porozmawiać z właścicielką lodowiska. Podobno kiedyś trenowała łyżwiarzy.

      – Taka jedna starsza dziewczyna ze szkoły ma z nią lekcje – oświadczyła Janey, po czym dodała: – Ta pani pochodzi z Niemiec. Tamta dziewczyna mówiła, że jest miła i bardzo cierpliwa.

      – Zamienię z nią tylko dwa słowa. Nie rozpędzaj się – ostrzegła. – Stopy razem, kolana lekko ugięte, ciało pochylone do przodu, ale nie za bardzo. Pięty złączone, palce na zewnątrz. Poruszaj się jak pingwin i trzymaj się bandy.

      – Nie zapamiętam wszystkiego!

      – Dasz radę. Jak się nauczyłaś gaelickiego?

      – Powtarzałam w kółko te same zwroty, aż wreszcie zapadły mi w pamięć.

      – Z jazdą na łyżwach jest tak samo. Uczymy się przez powtarzanie. Spróbuj, a ja poszukam właścicielki.

      – Okej. Dziękuję!

      – Nie ma za co – odparła z uśmiechem.

      Janey ostrożnie ruszyła na lód, a Karina pokuśtykała o lasce do biura. To była wielka hala, więc się mocno zmęczyła.

      Straciłam formę, pomyślała, bo gdy dotarła do biura, była zdyszana.

      Zapukała do pokoju.

      – Proszę – odezwała się jakaś kobieta z silnym niemieckim akcentem.

      Karina weszła do środka, zamknęła za sobą drzwi, a kiedy się odwróciła, aż zachłysnęła się powietrzem.

      – Pani Meyer! – wykrzyknęła zaskoczona.

      Hilde Meyer oderwała wzrok od komputera i na widok znajomej twarzy rozciągnęła usta w uśmiechu.

      – Karina! – zawołała radośnie, wybiegła zza biurka i zamknęła ją w objęciach. – Och, kochana, tak mi przykro z powodu tego, co cię spotkało!

      Karina walczyła ze łzami.

      – Lekarz zatrudniony na lodowisku, na którym miałam wypadek, mówił, że powinnam zapomnieć o dalszej jeździe na łyżwach.

      Pani Meyer odchyliła się zniesmaczona.

      – Tak mówi większość lekarzy, kiedy ktoś się połamie – prychnęła. – Od jednego usłyszałam to samo w ostatnim roku mojej sportowej kariery. Zignorowałam go, a miesiąc później zdobyłam srebro na mistrzostwach świata. – Zachichotała. – Ale wracając do ciebie. Co tu właściwie robisz?

      – Opiekuję się dziewięciolatką, której ojciec ma tu ranczo. Proszę nikomu o mnie nie mówić – dodała cicho. – Nie chcę, żeby inni wiedzieli.

      – Wiesz, że w Jackson Hole jesteś prawdziwą legendą? – rzuciła prowokacyjnie trenerka. – Wszystkich tam rozpierała duma, kiedy ty i Paul zostaliście mistrzami świata.

      Karina westchnęła.

      – W tym roku Paul spróbuje sił z nową partnerką. Niezbyt mu się to uśmiecha. Stracimy przez to stypendium, ale powiedziałam mu, że nie ma wyboru, jeśli chce dalej startować. Nie wiem, czy kiedykolwiek wrócę na lód – wyznała. – Ech, brakuje mi Paula. Tworzyliśmy zgraną parę.

      – Mieliście szansę na olimpijskie złoto. – Hilde Meyer skrzywiła się, zawieszając wzrok na ortezie Kariny. – Paskudnie wtedy upadłaś. Mam nadzieję, że chodzisz na fizjoterapię. Moim zdaniem powinnaś wrócić do treningów, gdy tylko będziesz w stanie – dodała stanowczo. – Im dłużej będziesz zwlekać, tym będzie trudniej.

      – Boję się – przyznała ze wstydem Karina. – Wciąż słyszę ten trzask łamanych kości. Że też musiało paść na nogę, na której zwykle ląduję.

      – Wszyscy miewamy wypadki, które wyłączają nas z rywalizacji. Czasami na rok, czasami na dwa lata… – pocieszała ją trenerka. – Ale prawdziwy mistrz nie zniechęca się przez byle kontuzję. Szczerze mówiąc, Karino, przez te wszystkie lata los obchodził się z tobą łaskawie. To był twój pierwszy poważny wypadek. Większość z nas zaliczyła ich dużo więcej.

      Karina uśmiechnęła się ze smutkiem.

      – Kto wie. U mnie najczęściej kończyło się tylko na siniakach, pewnie dlatego trudno mi wrócić po tak długiej przerwie. Nie wiem, czy to w ogóle możliwe. Powiedziałam naszemu trenerowi, że skończyłam z łyżwiarstwem.

      – Powinnaś nabrać większego dystansu, bo tamte wspomnienia wciąż są żywe i bolesne. Musisz dojść do siebie, ale w końcu się pozbierasz. Jeśli mogę jakoś pomóc, to chętnie to zrobię. Wiesz, gdy zakończyłam