Gdybyś mnie teraz zobaczył. Cecelia Ahern

Читать онлайн.
Название Gdybyś mnie teraz zobaczył
Автор произведения Cecelia Ahern
Жанр Поэзия
Серия
Издательство Поэзия
Год выпуска 0
isbn 978-83-287-1326-0



Скачать книгу

bardzo dobrą pamięć do tego typu rzeczy.

      Luke znów przerwał monolog i zaczął słuchać dziadka.

      – Ivan też bardzo chciałby cię poznać – powiedział.

      Elizabeth wywróciła oczami i podeszła do Luke’a, nie chcąc, żeby powiedział coś więcej. Brendan i tak już był wystarczająco zagubiony. Nie chciała dodatkowo wyjaśniać mu idei niewidzialnego przyjaciela Luke’a.

      – Halo? – rzuciła do telefonu. Szurając nogami, Luke powędrował z powrotem do kuchni. Hałas spowodował, że w Elizabeth ponownie obudziła się złość.

      – Elizabeth. – Usłyszała twardy głos z ciężkim akcentem z Kerry. – Właśnie wróciłem do domu i zastałem twoją siostrę na podłodze w kuchni. Szturchnąłem ją, ale nie wiem, czy żyje, czy też nie.

      Elizabeth westchnęła.

      – To nie jest śmieszne, tato. Przypominam, że moja siostra to twoja córka.

      – Och, daj spokój – zbył ją ojciec. – Chcę wiedzieć, co zamierzasz z nią zrobić. Nie może tutaj zostać. Ostatnim razem, kiedy jej pozwoliłem, wypuściła kurczaki z klatki i cały dzień musiałem za nimi ganiać, z moim chorym biodrem. To nie może się powtórzyć.

      – Wiem, ale u mnie też nie może zostać. Denerwuje Luke’a.

      – To jeszcze dzieciak, nie wie o niej wystarczająco wiele, żeby się denerwować. Przez większość czasu twoja siostra zapomina, że w ogóle go urodziła. Nie możesz go mieć tylko dla siebie.

      Elizabeth ugryzła się w język, czując wzbierającą w niej wściekłość. „Większość czasu” była dość oczywistym niedopowiedzeniem.

      – Nie może mieszkać u mnie – powtórzyła, tracąc resztki cierpliwości. – Była tu wcześniej i znowu zabrała samochód. Colm właśnie go przywiózł kilka minut temu. Tym razem to poważna sprawa – odetchnęła głośno. – Aresztowali ją.

      Ojciec umilkł na chwilę, a potem cmoknął głośno.

      – I bardzo dobrze. Może to ją czegoś nauczy. Dlaczego nie byłaś dzisiaj w pracy? – Szybko zmienił temat. – Do odpoczynku Nasz Pan dał nam niedzielę.

      – O to właśnie chodzi. Dzisiaj był dla mnie bardzo ważny dzień w pra…

      – O, twoja siostra wróciła do świata żywych i znowu próbuje przeganiać krowy. Powiedz małemu Luke’owi, żeby przyjechał do mnie w poniedziałek razem ze swoim nowym przyjacielem. Pokażemy mu razem farmę – w słuchawce kliknęło i połączenie zostało przerwane. Powitania i pożegnania nie były specjalnością taty, który nadal uważał, że telefony komórkowe są dziwaczną, obcą technologią, stworzoną wyłącznie po to, żeby dezorientować ludzi.

      Elizabeth odłożyła słuchawkę na miejsce i wróciła do kuchni. Luke siedział przy stole, trzymając się za brzuch i zaśmiewając. Usiadła na swoim miejscu i wróciła do jedzenia sałatki. Nie lubiła jeść. Robiła to, ponieważ musiała. Wieczory spędzane na długich kolacjach nudziły ją śmiertelnie. Poza tym nigdy nie miała apetytu. Zawsze zbyt się czymś martwiła lub denerwowała, żeby siedzieć spokojnie i cieszyć się posiłkiem.

      Spojrzała na talerz stojący naprzeciwko niej i ku swojemu zdumieniu zauważyła, że był całkowicie pusty.

      – Luke?

      Chłopiec przerwał monolog i spojrzał na nią.

      – No?

      – Mówi się słucham – poprawiła go automatycznie. – Co się stało z pizzą z tego talerza?

      Luke spojrzał na puste nakrycie, a potem na Elizabeth, jakby była szalona. Odgryzł kęs ze swojej pizzy.

      – Ivan go zjadł.

      – Nie mów z pełną buzią – upomniała go. Luke wypluł przeżuwane jedzenie na talerz.

      – Ivan go zjadł – powtórzył i zaczął się histerycznie śmiać, spoglądając na papkę z pizzy, która przed chwilą była w jego ustach.

      Elizabeth poczuła, że zaczyna ją boleć głowa. Co się stało temu dzieciakowi?

      – A co z oliwkami?

      Wyczuwając jej gniew, Luke posłusznie przełknął następny kęs, zanim się odezwał.

      – Też je zjadł. Mówiłem ci, że uwielbia oliwki. Dziadek chciał się dowiedzieć, czy może je hodować na farmie – uśmiechnął się, odsłaniając dziąsła.

      Elizabeth również się uśmiechnęła. Jej ojciec nie rozpoznałby oliwki, gdyby ktoś podsunął mu ją pod sam nos. Nie należał do wielbicieli wykwintnego jedzenia. Ryż był najbardziej egzotycznym produktem, jakiego kiedykolwiek używał, a i tak narzekał, że ziarenka są zbyt małe i lepiej by wyszedł na jedzeniu „pokruszonego kartofla”.

      Elizabeth westchnęła i wyrzuciła resztki sałatki do kosza. Przedtem jednak sprawdziła, czy nie ma tam pizzy z oliwkami. Ani śladu. Luke zazwyczaj tak samo jak ona nie miał apetytu i nawet jeden kawałek pizzy był dla niego wyzwaniem, nie wspominając o dwóch. Elizabeth uznała, że za kilka tygodni znajdzie zaginioną pizzę w jakiejś szafce, porastającą grzybem. Jeżeli jednak mały zjadł cały kawałek, pewnie odchoruje to dzisiaj w nocy i będzie musiała po nim sprzątać. Znowu.

      – Dziękuję, Elizabeth.

      – Nie ma za co, Luke.

      – Co? – spytał mały, zaglądając do kuchni.

      – Luke, nie mówi się co, tylko proszę.

      – Proszę?

      – Powiedziałam, nie ma za co.

      – Ale ja jeszcze ci nie podziękowałem.

      Elizabeth włożyła naczynia do zmywarki i wyprostowała się. Potarła bolący krzyż.

      – Owszem, zrobiłeś to. Powiedziałeś: „Dziękuję, Elizabeth”.

      – Nieprawda. – Luke skrzywił się niezadowolony.

      Elizabeth poczuła, że traci panowanie nad sobą.

      – Luke, skończ już te wygłupy, dobrze? Bawiłeś się przez cały lunch, a teraz masz przestać udawać.

      – Ale to Ivan ci podziękował! – rzucił mały gniewnie.

      Przeszedł ją dreszcz. To wcale nie było zabawne. Z trzaskiem zamknęła drzwiczki do zmywarki, zbyt zmęczona, żeby wdawać się w dalsze dyskusje z siostrzeńcem. Dlaczego chociaż raz w życiu nie mógł zachować się jak grzeczny chłopiec i dać jej chwilę wytchnienia?

      Elizabeth przeszła koło Ivana, trzymając w dłoni filiżankę z espresso. Zapach jej perfum i kawy wypełnił jego nozdrza. Usiadła przy stole kuchennym, zgarbiła się i ukryła twarz w dłoniach.

      – Ivan, chodź! – krzyknął niecierpliwie Luke z bawialni. – Będziesz mógł być Skałą!

      Elizabeth jęknęła cicho.

      Ivan nie mógł się poruszyć. Jego błękitne tenisówki jakby przyrosły do marmurowej podłogi.

      Elizabeth usłyszała, jak jej podziękował. Wiedział to na pewno.

      Okrążył ją kilka razy, przyglądając się jej, szukając jakiejkolwiek reakcji na jego obecność. Pstryknął palcami tuż przy jej uchu i podskoczył, nie spuszczając z niej oczu. Nic. Klasnął dłońmi i zatupał nogami. Dźwięki rozniosły się w ogromnej kuchni głośnym echem, ale Elizabeth nawet nie drgnęła.

      Żadnej reakcji.

      Ale przecież odpowiedziała mu: „Nie ma za co”. Ivan