Название | O powstawaniu Polaków |
---|---|
Автор произведения | Tomasz Ulanowski |
Жанр | История |
Серия | Poza serią |
Издательство | История |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788380499911 |
Rutherford wylicza, że ponieważ z „każdym pokoleniem wstecz liczba posiadanych przodków się podwaja”, ludzie żyjący w Europie ledwie sześćset lat temu byli wspólnymi przodkami wszystkich dzisiejszych Europejczyków24.
Nie wierzycie? To sami policzcie. Przez ostatnie wieki kolejne pokolenia pojawiały się co blisko dwadzieścia pięć lat. Sześćset dzielone na dwadzieścia pięć daje dwadzieścia cztery pokolenia. Rachunek jest prosty – przed sześcioma wiekami żyła populacja licząca dwa do potęgi dwudziestej czwartej naszych przodków.
„Można policzyć bez kompiutera”, jak 25 sierpnia 1983 roku krzyczał w Stoczni Gdańskiej premier Mieczysław Rakowski, że każdy z nas miał ich wówczas blisko siedemnaście milionów – o wielu, wielu więcej niż liczba ludności w państwie Jagiellonów.
W tym samym czasie cała Europa dopiero zaczynała podnosić się z kryzysu demograficznego spowodowanego przez dżumę. W ciągu zaledwie siedmiu lat w połowie XIV wieku czarna śmierć przetrzebiła liczącą kilkadziesiąt milionów populację Europejczyków, w niektórych rejonach kontynentu wybijając do 60 procent mieszkańców25.
Profesor Reich w swojej książce jeszcze bardziej mozaikę naszego pokrewieństwa komplikuje.
Jak wyjaśnia, ponieważ podczas produkcji komórek jajowych w jajnikach i plemników w jądrach chromosomy komórek płciowych są cięte na określoną liczbę fragmentów, a potem ulegają rekombinacji, część materiału genetycznego przepada w mrokach dziejów. „Przykładowo, jeśli spojrzymy dziesięć pokoleń wstecz, liczba kawałków DNA, które przekazali nam nasi przodkowie, wynosi blisko 757, ale liczba naszych ówczesnych przodków to 1024 – pisze. – Co gwarantuje, że każdy z nas ma kilkuset przodków sprzed dziesięciu pokoleń, po których nie odziedziczył ani skrawka DNA. Z kolei dwadzieścia pokoleń wstecz liczba przodków każdego z nas jest już prawie tysiąc razy pokaźniejsza niż liczba kawałków DNA, które ci przodkowie wnieśli do naszego genomu. Możemy więc być pewni, że każdy z nas nie odziedziczył ani grama DNA po większości swoich przodków”26.
Ha! I co wy na to?
À propos gramów. Gdybyśmy wyjęli podwójną helisę DNA z jądra jednej tylko komórki i ją rozciągnęli, miałaby blisko dwa metry długości. Szacuje się, że biologiczny sposób zapisu informacji, który „wymyśliła” ewolucja (w cudzysłowie, bo ewolucja niczego nie wymyśla – jest dziełem przypadku i uwarunkowań środowiskowych, które jedne losowe wynalazki promują, a inne eliminują), jest tak pojemny, że w ledwie trzydziestu gramach DNA moglibyśmy zmieścić dane cyfrowe zarchiwizowane dziś na całym świecie27. To gęstość zapisu niedostępna obecnie żadnemu „inteligentnemu” projektowi – nośnikowi danych wymyślonemu przez ludzką cywilizację.
Kod genetyczny, czyli sposób zapisywania informacji w DNA za pomocą kombinacji dwóch par czterech zasad azotowych, jest uniwersalny dla całej przyrody ożywionej. Oczywiście, każdy organizm samodzielnie tłumaczy informacje zanotowane w swoim wyjątkowym DNA, między innymi uruchamiając produkcję konkretnych białek potrzebnych do budowy komórek. Ale ponieważ sam kod jest wspólny, musi pochodzić od wspólnego przodka wszystkich żyjących dziś organizmów.
Wynika z tego coś jeszcze. Podstawą życia, w tym biologiczną podstawą człowieczeństwa, nie jest wcale ciało. Jest nią informacja o jego budowie zawarta w genomie (czy raczej w dwóch genomach, po jednym od każdego z rodziców) naszego organizmu. To on w dużej mierze decyduje, oczywiście w duecie ze środowiskiem, w którym żyjemy – stąd genetycznie identyczne bliźnięta jednojajowe mają różne fenotypy – jak wyglądamy, jak się zachowujemy i na co chorujemy.
Materia tylko przez nas przepływa. Stare komórki umierają, oddając pole nowym. Niestety, każde kolejne ich pokolenie jest gorszej jakości – więc się starzejemy i w końcu umieramy.
I znowu – jest to wiedza niezwykle młoda.
Budowę podwójnej helisy DNA znamy, dzięki pracom Rosalind Franklin, Francisa Cricka i Jamesa Watsona z Cambridge, od trochę ponad połowy wieku. Kiedy 28 lutego 1953 roku Crick i Watson poszli po pracy na piwo do pubu Pod Orłem i pochwalili się barmanowi, że odkryli sekret życia, ten posłał ich do diabła. O tym słynnym wydarzeniu informują gości tabliczki wiszące na ścianach pubu (i ja tam byłem, miód i wino piłem!).
Natomiast piramidę wiedzy, na której najwyższych piętrach dziś się znajdujemy, budowniczowie nowoczesnej nauki konstruują już od dobrych kilkuset lat, co najmniej od Mikołaja Kopernika. A jej fundamenty stoją na ramionach takich tytanów jak Ibn al-Hajsam, urodzony w Basrze arabski fizyk i matematyk z przełomu pierwszego i drugiego tysiąclecia, którego na Zachodzie nazywamy Alhazenem i który jest ojcem metody naukowej. Bo nauka to bardziej sposób poznawania rzeczywistości niż zbiór informacji. Obserwuj, postaw hipotezę, potwierdź ją eksperymentalnie, poddaj krytyce, powtórz eksperyment.
„Przed tymi, którzy podążą tą drogą, zostaną ujawnione fakty” – miał mawiać arabski uczony.
Symbolem owej naukowej piramidy jest zresztą samo Cambridge. Czterystuletni pub Pod Orłem stoi niedaleko budynków liczącego osiemset lat uniwersytetu. A w gromadzonej od sześciuset lat uniwersyteckiej bibliotece znajdują się takie białe kruki, jak rękopis O powstawaniu gatunków Darwina, dzieła wydanego po raz pierwszy w 1859 roku (ledwie 161 lat temu!), czy list z 18 kwietnia 1905 roku, w którym William Bateson jako pierwszy użył słowa „genetyka”.
„Karol Darwin sformułował swoją ideę [ewolucji i doboru naturalnego] pięćdziesiąt lat przed koncepcją genów, sto lat przed odkryciem struktury podwójnej helisy i sto pięćdziesiąt lat przed odczytaniem genomu ludzkiego – pisze doktor Rutherford. – Jednak wszystkie wspomniane odkrycia mówią nam to samo. Życie to reakcja chemiczna. Życie powstało z tego, co było wcześniej. Życie to proces niedoskonałego kopiowania. Życie polega na gromadzeniu i doskonaleniu informacji tkwiących w DNA. Dobór naturalny wyjaśnia zaś sposób, w jaki życie na Ziemi, gdy już powstało, zaczęło ewoluować”28.
Pomijając gwałty – co dla lepszego samopoczucia zdecydowaliśmy się zrobić kilkadziesiąt akapitów temu – dlaczego właściwie ludzie należący do dwóch różnych gatunków uprawiali ze sobą seks? Co emigrujące z Afryki smukłe kobiety Homo sapiens widziały w grubokościstych neandertalczykach o niskich i masywnych, jakby ciągle ponurych, czołach? Co smukłych mężczyzn Homo sapiens pociągało w barczystych neandertalkach o wydłużonych potylicach?
Tajemnice doboru seksualnego w dużej mierze wyjaśniają dziś biolodzy i psycholodzy ewolucyjni. To dość proste zasady, które jednak dla wielu osób – przyzwyczajonych do postrzegania świata wyłącznie przez ulotny pryzmat kulturowy – mogą być szokujące. Zwłaszcza jeśli nie rozumiemy, że owe zasady dotyczą średniej populacyjnej, a nie konkretnych przypadków, które znamy z własnego życia.
W skrócie można by je ująć tak: kobiety stawiają na jakość, a mężczyźni na ilość.
Dla kobiety liczy się jakość partnera, zarówno tego na zawsze, jak i tego na chwilę. Ten na zawsze ma przede wszystkim zapewnić bezpieczeństwo jej i jej potomstwu. Stąd powinien być jak najlepiej