Название | Ostatnia wdowa |
---|---|
Автор произведения | Karin Slaughter |
Жанр | Крутой детектив |
Серия | |
Издательство | Крутой детектив |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-276-4454-1 |
– Umrzesz w więzieniu. Na to nic nie poradzę. Ale mogę ukryć twoją tożsamość przed mediami. Mogę dać ci nowe nazwisko, nową kartotekę policyjną. Szeryfowie nadzorują wielu więźniów w ramach programu ochrony świadków. Będziesz siedział z innymi więźniami, w zaostrzonym rygorze, ale nie będziesz trzymany w klatce jak zwierzę, powoli tracąc rozum. – Przerwała na moment. – Jedyne, co musisz zrobić, to powiedzieć mi, gdzie znaleźć te kobiety.
Hurley prychnął. Odwrócił głowę w stronę okna na spotkanie błękitnego nieba i słońca na twarzy. Rytm serca wrócił do normalnego stanu. Był spokojny, ponieważ czuł, że to on kontroluje sytuację, tak samo jak na miejscu wypadku.
Przynajmniej póki Michelle Spivey nie otworzyła ust i nie zaczęła mówić o jego ojcu.
„Jest twoim bohaterem… chciałeś, żeby był z ciebie dumny”.
– Twój ojciec jest chory, prawda? – odezwał się Will. – To mówiła Michelle. Że umrze.
Hurley gwałtownie odwrócił głowę w jego stronę. Oczy zapłonęły mu z wściekłości.
To tak można było do niego trafić. Nie obchodzili go ludzie, których zamordował. Cokolwiek skłoniło go do popełnienia aktu terroryzmu, nie skłaniało go do pójścia na kompromis. Każdy człowiek ma słaby punkt. Dla wielu mężczyzn będących na bakier z prawem tym słabym punktem był ojciec.
– Twój stary był gliną? – Will spojrzał w okno ponad głową Hurleya. – Dlatego poszedłeś do drogówki?
Hurley spiorunował go wzrokiem. Monitor pokazał przyśpieszone wartości tętna.
– Założę się, że był z ciebie dumny, kiedy zacząłeś pracę. Złożyłeś przysięgę jak on. Jego. Syn. – Will wyartykułował te słowa pojedynczo. Wiele razy słyszał weteranów, którzy tak mówili o swoich dzieciach. Nie jak o indywidualnych osobach, lecz jak o przedłużeniu siebie. – Założę się, że nie poczuje dumy, gdy się dowie, że pomogłeś gwałcicielowi uprowadzić następną kobietę.
Tempo sygnałów przyśpieszyło.
– Pamiętam, kiedy umierał mój ojciec. Byłem z nim w szpitalu, gdy wydał ostatnie tchnienie.
Amanda milczała. Wiedziała, że Will zobaczył twarz swojego ojca pierwszy raz, gdy identyfikował jego ciało.
– Nigdy przedtem nie trzymałem go za rękę. Może kiedy byłem mały i potrzebowałem pomocy przy przejściu przez ulicę, ale w dorosłym życiu nigdy. Był zupełnie bezbronny. Ja też czułem się bezbronny. Tak jest, kiedy się kogoś kocha. Czujesz się słaby. Chcesz ulżyć ukochanej osobie w bólu. Zrobisz wszystko, żeby była bezpieczna.
W kąciku oka Hurleya zawisła łza.
– Pod koniec dłonie i stopy taty były zimne – ciągnął Will. – Wło-żyłem mu skarpetki. Rozcierałem mu skórę, ale już nic nie mogło go rozgrzać. Tak działa ciało. Całe ciepło kieruje do mózgu i organów wewnętrznych. Trzymasz umierającego za rękę, ale nie możesz go zatrzymać.
Amanda zwolniła mu krzesło. Will usiadł. Przysunął się bliżej Hurleya. Zapanował nad odrazą, gdy ujął go za rękę.
Robił to dla Sary.
Dzięki temu mieli ją odnaleźć.
– Nie wymażesz tego, co zrobiłeś, Hurleyu, ale możesz spróbować to naprawić. – Poczuł, jak palce mężczyzny zaciskają się wokół jego palców. – Ocal te dwie kobiety. Nie pozwól ich skrzywdzić. Daj swojemu tacie następny powód do dumy.
Hurley głośno przełknął ślinę.
– Powiedz nam, gdzie znaleźć te kobiety – ciągnął Will, chcąc za wszelką cenę uniknąć błagalnego tonu. – Nie jest jeszcze za późno na zapobieżenie temu, co je spotka. Niech w ostatniej chwili życia twój tata pomyśli, że jego syn był dobrym człowiekiem, który wyrządził zło.
A nie złym człowiekiem, który nie potrafił czynić dobra.
Hurley znowu zamknął oczy. Poduszka zaczęła wilgotnieć od jego łez.
– Już dobrze. – Will spojrzał na ich splecione dłonie. Hurley ściskał go tak mocno, że zdarta skóra na kłykciach Willa znowu zaczęła krwawić. – Powiedz nam tylko, jak je uratować. Bądź takim człowiekiem, jakiego chce cię widzieć ojciec.
Hurley spazmatycznie wciągnął powietrze. Łzy ciekły mu jak grochy. Spojrzał nie na Willa, lecz na Amandę, a gdy poruszył wargami, w szczęce coś mu przeskoczyło z cichym chrupnięciem.
– Ghh… – Hurley zmarszczył twarz z wysiłku. Nie mógł ułożyć warg, by wypowiedzieć słowo. – Gaa…
– Gilder? Gwinnett? Gordon? – Po trzeciej nazwie hrabstw Amanda dała za wygraną i zajrzała do torebki. – Mam kartkę i długopis, możesz to napisać.
– Waa… – Hurley wyrwał dłoń z uścisku Willa . – W… Waaah… – zirytowany nie dawał za wygraną.
Will przysunął się i wytężył słuch.
– Wa… – Hurley złapał ramę łóżka i potrząsnął nią wściekłe. – Wal się.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Faith obijała sobie kość ogonową o plastikowe siedzenie w tylnej części śmigłowca. Czuła się jak uwięziona we wnętrzu przeładowanej pralki. Słońce rozgrzewało metalowy korpus hueya. Po lewej stronie z szeroko rozstawionymi nogami siedziało sześciu potężnych mężczyzn w uniformach SWAT uzbrojonych w karabiny AR-150. Mieli ramiona jak pnie drzew i srogie miny. Byli źli i gotowi do akcji.
Na razie jednak czekali, bo na szpitalnym lądowisku pierwszeństwo miały helikoptery lotniczego pogotowia ratunkowego. W śmigłowcu panował nastrój przedłużającej się męki oczekiwania. Komandosi byli gotowi do akcji, pragnęli jak najszybciej wyskoczyć z ciasnego wnętrza, lecz tak się stanie dopiero w chwili lądowania, a milczenie pilota w masywnych słuchawkach stawało się nie do zniesienia. Mimo trzasków Faith wytężała słuch. Tylko Maggie i Amanda zdjęły słuchawki i odbywały prywatną rozmowę, krzycząc sobie do ucha. Amanda wyglądała na wściekłą, co byłoby zrozumiałe, gdyby ktoś jej nie znał. Ona nigdy nie wyglądała na wściekłą. Zwykle w środku burzy zachowywała spokój.
A było wiele powodów do wściekłości.
Will został na oddziale ratunkowym. Ani śladu Sary. Nie wiadomo, kim są jej porywacze, dlaczego podłożyli bomby, co jeszcze planują.
Piętnaście potwierdzonych ofiar śmiertelnych. Trzydzieści osiem osób rannych. Zamordowani policjanci. Zamordowani strażnicy. Zastępczyni szeryfa umarła na stole operacyjnym.
– Ewakuowali połowę budynków w kampusie. – Głos Maggie rozległ się znowu w słuchawkach. Brzmiał, jakby mówiła w metalowej puszce. – Pierwsza bomba wybuchła na piątym poziomie parkingu przy Lowergate East. Spowodowała zawalenie się dachu. Druga była znacznie większa. Umieszczona na poziomie minus jeden, przytwierdzona do głównej kolumny nośnej w taki sposób, by wszystko się zawaliło.
– To nie była eskalacja! – krzyknęła Amanda. – To sposobność.
Maggie wskazała słuchawki. Linia nie była bezpieczna.
– Mamy pozwolenie na lądowanie – poinformował pilot.
Śmigłowiec zanurkował ostro i pomknął w stronę kampusu. Żołądek podszedł Faith do gardła. Nie z powodu gwałtownego obniżenia wysokości, ale na widok leja po wybuchu na parkingu.
W powietrzu