Название | Gdy nadeszło życie |
---|---|
Автор произведения | Aneta Krasińska |
Жанр | Любовно-фантастические романы |
Серия | |
Издательство | Любовно-фантастические романы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-66201-57-6 |
Magda usiadła przed toaletką i zaczęła nakładać makijaż. Jeśli waga miała stanowić udrękę kobiety ciężarnej, to w jej przypadku było to zaledwie preludium do pozostałych przypadłości. Już w siódmym miesiącu ciąży na twarzy dostrzegła przebarwienia. Początkowo starała się nie zwracać na nie uwagi, ale kiedy minął tydzień i nic się nie zmieniło, pobiegła do ginekologa. Ten wyjaśnił, że jest to dość częsta dolegliwość kobiet w ciąży, które swym ciałem dzielą się z rozpychającym się dzieckiem. Wątroba się buntuje, czego efektem jest zmieniony kolor skóry i dolegliwości gastryczne. Te akurat miała od początku ciąży. Najpierw doświadczyła mdłości. Zastanawiała się nad tym, dlaczego jakiś idiota nazwał je porannymi, skoro trwają przez cały dzień. Rozpoczynały się z chwilą otwarcia oczu, a kończyły, gdy zasypiała. Najpierw nic nie jadła, ale wcale nie było lepiej. Później odkryła, że gdy coś żuje, mdłości ustępują. W efekcie w pierwszym trymestrze przytyła pięć kilogramów.
Starannie nałożyła podkład i zabrała się za obrysowanie konturu oka. Kiedy skończyła, spojrzała w lustro i bezsilnie opadła na toaletkę. Głowę wcisnęła w dłonie. Jej jasne włosy natychmiast rozsypały się na ramionach. To nie było jej odbicie. Nie znała tej kobiety, która udawała, że jest nią. Nic tutaj do siebie nie pasowało. Może nie potrafiła być troskliwą matką, która nie myśli o tym, jak wygląda, mając przed oczyma jedynie obraz swojej pociechy?
Macierzyństwo? Czym ono jest? Radosnym paplaniem o zupkach, kolkach i kupkach? Czasem, gdy dorosły człowiek może na chwilę wrócić do dzieciństwa, bawiąc się zabawkami swojego dziecka? Dumą z pierwszych nieświadomie wypowiadanych sylab, w których doszukuje się słów „mama” i „tata”? A może niezliczonymi kłótniami z dorastającym nastolatkiem, dla którego cały świat to szambo? Na to ostatnie miała jeszcze czas, ale nieraz widziała zmagania Marceliny z bliźniętami, stąd jej obawy.
– Kochanie, widziałaś już? – Jej rozmyślania przerwał wchodzący do pokoju Darek.
– Co? – Podniosła głowę i odwróciła się w jego kierunku.
– Wczoraj skończyłem składać łóżeczko – powiedział, szczerząc zęby w uśmiechu, którego nie powstydziłby się Clooney, oczywiście gdyby aktor miał trochę dłuższe włosy, większy brzuch i był kilka centymetrów niższy.
– Brawo ty – odparła.
Łóżeczko przywieźli rodzice Darka zaraz po tym, gdy dowiedzieli się, że zostaną dziadkami. W ogóle traktowali Magdę jak synową, o której podobno marzyli od lat, dlatego coraz częściej padało pytanie o to, kiedy Magda i Darek wezmą ślub. Na początku tłumaczyła, że przyjdzie na to czas, później ignorowała te dociekania, a ostatnio po prostu odłożyła słuchawkę, gdy po raz kolejny padło to samo pytanie.
Magda przeszła do niewielkiego pokoiku, w którym jeszcze do niedawna mogła popracować nad dokumentami firmy. Teraz ściany miały jasny piaskowy odcień. Pod jedną z nich stała wysoka biała szafa, po drugiej zaś stronie ustawiono komodę, w której już nie mieściły się ubranka dla nienarodzonego potomka. Na środku pokoju Darek ustawił drewniane łóżeczko. Nosiło ślady użytkowania. Brakowało jednej tralki zastąpionej teraz plastikowym pałąkiem w szarym, nijakim kolorze. Magda odwróciła wzrok od szkaradztwa, w którym miało spać jej dziecko. Najchętniej wyrzuciłaby przez balkon ten spadek i nie zaprzątała sobie nim głowy. Niestety wciąż jeszcze nie opracowała wiarygodnego wytłumaczenia nieszczęśliwego wypadku. Zachwyt niedoszłej teściowej połączony z nadmierną gadatliwością jej męża sprawił, że uległa i pozwoliła wnieść to, pożal się Boże, cudeńko, a później klamka zapadła i trudno było się wycofać. Już na pierwszy rzut oka widziała, że owa namiastka łóżeczka kompletnie nie pasuje do nowocześnie urządzonego mieszkania.
Kolejne trzy miesiące obchodziła pakunek, nie wspominając o nim. Kiedy wreszcie pojechali kupić meble do dziecięcego pokoju, zatrzymała się przed białym, nowoczesnym łóżeczkiem i z teatralnym wyrazem twarzy wpatrywała się w nie. W wyobraźni widziała, gdzie je ustawi i jak doskonale będzie pasowało do mebli, które widziała przed chwilą. Darek jedynie kiwnął głową i pociągnął ją dalej, bo właśnie dostrzegł fotel bujany.
Kiedy meble zostały dostarczone do mieszkania, Darka akurat nie było. Przypadek? Zrządzenie losu? Misterny plan? Trzy z czterech zamówionych mebli trafiły na trzecie piętro. Czwarta paczka, dzięki życzliwości kuriera wspartej odpowiednią kwotą, powędrowała do schowka w piwnicy. Magda wyznawała zasadę, że co ma wisieć, nie utonie.
Teraz przysiadła w miękkim fotelu, który nieznacznie ugiął się pod jej ciężarem, i bez słowa patrzyła na łóżeczko. Skoro kropla drąży skałę, to dlaczego ona ma milczeć?
– Twoi rodzice są sentymentalni – zaczęła. – Przez czterdzieści lat nie wyrzucili tego.
– To łóżeczko należało do któregoś z nich, więc jest jeszcze starsze – oświadczył z dumą.
– Naprawdę? – Wybałuszyła oczy z niedowierzania. – To niesamowite, że mebel przetrwał tyle lat.
– Moi rodzice bardzo dbają o rzeczy, dlatego teraz mamy tak piękną pamiątkę.
– Taaa. – Pokiwała głową. Przez chwilę myślała nad zmianą kierunku rozmowy, bo ten nie gwarantował zwycięstwa. – Niedawno oglądałam program na Discovery, w którym mówili o starych meblach…
– Są niesamowite, prawda? – przerwał jej. – Ręczna robota jest nie do odwzorowania przez maszynę.
– Na pewno – wtrąciła, usiłując nakierować rozmowę na odpowiedni tor. – Autorzy programu mówili też o niebezpieczeństwach związanych ze starociami.
– To nic dziwnego – stwierdził, po czym poprawił niepasujący do całości pałąk. – Niektóre rzeczy powinny trafić na śmietnik, żeby zostawić miejsce dla tych, które wciąż świetnie wyglądają.
– I tutaj całkowicie się z tobą zgadzam, ale czasem łatwo można dać się nabrać – brnęła, choć wcale nie było to proste. – Podobno nawet dobrze prezentujące się drewno może być uszkodzone przez korniki.
– Wiesz, gdyby tak było, to na przykład to łóżeczko nie zachowałoby się w tak dobrym stanie – wyjaśnił natychmiast i dla udowodnienia swojego poglądu mocno uderzył w boczną ściankę, aż ta głucho jęknęła.
– Czasem te korytarze, które wygryzły – ciągnęła, jakby nie słysząc jego słów – są tak długie i głębokie, że mogą doprowadzić do załamania się łóżeczka pod ciężarem dziecka.
– Nie słyszałem o czymś takim. – Spojrzał na nią z zainteresowaniem.
– Tłumaczę ci, że to nowe badania – oświadczyła, czując, że najwidoczniej jej słowa wreszcie trafiły na podatny grunt. – Boję się, że z tym może być tak samo.
– Ale ono wygląda bardzo solidnie. – Poklepał poręcz, z sentymentem spoglądając na zabytek. – Poza tym myślałem, że korniki siedzą w korze… – zastanawiał się głośno.
– I masz pewność, że wszystko jest w najlepszym porządku?
– Tak.
– Jak możesz być taki nieodpowiedzialny?! – Wybuchła płaczem, starając się nie trzeć oczu, choć miała nadzieję, że gęsto kapiące łzy wzruszą mężczyznę.
– Kochanie, nie to miałem na myśli – tłumaczył, klękając