Porachunki. Yrsa Sigurðardóttir

Читать онлайн.
Название Porachunki
Автор произведения Yrsa Sigurðardóttir
Жанр Триллеры
Серия Freyja i Huldur
Издательство Триллеры
Год выпуска 0
isbn 978-83-8110-909-3



Скачать книгу

00.jpg"/>

      Tytuł oryginału islandzkiego: Sogið

      Tytuł oryginału angielskiego: The Reckoning

      Copyright © Yrsa Sigurdardóttir 2015

      Published by agreement with Salomonsson Agency

      Copyright © 2019 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga

      Copyright © 2019 for the Polish translation by Paweł Cichawa (under exclusive license to Wydawnictwo Sonia Draga)

      Książkę przełożono z języka angielskiego. Z języka islandzkiego na angielski przełożyła Victoria Cribb.

      Projekt graficzny okładki: Anna Slotorsz / artnovo.pl

      Zdjęcie autorki: © Lilja Birgisdóttir

      Redakcja: Marta Mizuro

      Korekta: Marta Chmarzyńska, Joanna Rodkiewicz

      Ta książka została opublikowana przy finansowym wsparciu Icelandic Literature Center.

      ISBN: 978-83-8110-909-3

      Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.

      Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!Polska Izba KsiążkiWięcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl

      WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o.

      ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice

      tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28

      e-mail: [email protected]

      www.soniadraga.pl

      www.facebook.com/wydawnictwoSoniaDraga

      E-wydanie 2019

      Skład wersji elektronicznej:

      konwersja.virtualo.pl

      Tę książkę dedykuję Mjásie i Pilli.

– Yrsa

      Wrzesień 2004

      Prolog

      Budynek szkolny rzucał chłodny cień na pusty dziedziniec. Poza nim świeciło słońce. Nieliczni przechodnie po wejściu w ten cień ciaśniej się owijali kurtkami i przyśpieszali kroku, żeby jak najszybciej znów dotrzeć do rozgrzewających promieni. Tam, gdzie dochodziły, było przyjemnie, tylko na dziedzińcu wiał lodowaty wiatr, budząc do życia stojące w rogu huśtawki. Poruszały się powoli w przód i w tył, jakby kołysane przez niewidzialne dzieci – tak znudzone jak Vaka. Gorszy od nudy był jednak chłód, od którego aż bolały ją palce u nóg. Zresztą cała była przemarznięta. Siedzenie na betonowych schodach tylko pogarszało sytuację, ponieważ watowana kurtka była za krótka, żeby przykryć jej pośladki. Vaka powinna była posłuchać matki i wybrać dłuższą, ale wszystkie dłuższe były granatowe, a czerwoną mieli tylko kurtkę do pasa.

      Vaka poprawiła tornister na plecach. Przyszło jej do głowy, że mogłaby przejść na słoneczną stronę. Tam przynajmniej byłoby jej ciepło, choć oczywiście tam też musiałaby czekać sama i też by się nudziła, nie mając na co patrzeć. Ale cień budynku szkolnego sięgał daleko, więc się bała, że gdyby wyszła za jego mroczną granicę, tata mógłby jej nie zauważyć i znów odjechać. Nie, lepiej znosić chłód niż podjąć takie ryzyko.

      Nadjechał samochód takiego samego koloru jak auto jej ojca, ale szybko się zorientowała, że był innej marki, a prowadzi go inny mężczyzna, i znów straciła humor. Czyżby o niej zapomniał? To był jej pierwszy dzień w nowej szkole, tymczasem on założył pewnie, że skończy zajęcia jak zwykle. Chyba po raz setny zatęskniła za swoim starym domem. W nowym lepszy był tylko jej pokój, większy i o wiele fajniejszy od tego, który zajmowała w poprzednim mieszkaniu. Wszystko inne się zmieniło na gorsze, włącznie ze szkołą. No i dziećmi. Nikogo znajomego. W poprzedniej klasie znała wszystkich, wiedziała nawet, jak nazywają się zwierzęta domowe innych dziewczynek. Teraz miała w głowie tylko mnóstwo imion oraz twarzy, których nie potrafiła z nimi połączyć. Zupełnie jak w grze pamięciowej, którą wygrywała tylko wtedy, gdy mama specjalnie grała tak, żeby przegrać.

      Vaka pociągnęła nosem. Ile czasu minie, zanim tata sobie przypomni, że ma po nią przyjechać? Przebiegła wzrokiem front budynku szkolnego, mając nadzieję, że kogoś zauważy, ale wszystkie okna były ciemne i nie dostrzegła żadnych oznak ludzkiej obecności. Kolejny podmuch wiatru smagnął jej policzki, aż zadygotała. Podniosła się z miejsca i ruszyła po schodach do wejścia. W środku na pewno został ktoś dorosły i pozwoli jej skorzystać z telefonu. Ale drzwi były zamknięte. Pukanie nic nie dało; grube drewno tłumiło dźwięk. Opuszczając pięść, patrzyła na drzwi z nadzieją, że mimo wszystko staną otworem. Nic się jednak nie stało. Równie dobrze mogła więc ponownie zejść na dół. Może stopnie schodów nie będą teraz takie lodowate.

      Odwróciła się i natychmiast przestała myśleć o dojmującym chłodzie. U podnóża schodów stała dziewczynka, z którą chodziła do nowej klasy. Vaka w ogóle nie usłyszała jej kroków. Może więc dziewczynka podkradła się na palcach, chociaż Vaka nie potrafiła sobie wyobrazić, po co niby miałaby to robić. Nie wyglądało na to, że chce jej dokuczyć, przecież nie były wrogami. Wcale się nie znały, lecz Vaka ją zapamiętała. Nie mogło być inaczej: u jednej z dłoni dziewczynka nie miała dwóch palców, małego i serdecznego. Podczas lekcji siedziała sama w pierwszej ławce i wydawała się bardzo spokojna. Najpierw Vaka pomyślała, że tamta też jest nowa, ale nauczycielka nie przedstawiła jej klasie, tak jak przedstawiła Vakę. Dziewczynka nie odezwała się ani słowem, w czasie gdy uczniom pozwolono ze sobą rozmawiać podczas lekcji. Na przerwach trzymała się z boku, wpatrzona przed siebie, tak jak Vaka w tej chwili. Zachowała obojętny wyraz twarzy nawet wtedy, gdy dwaj chłopcy zaczęli skandować wyliczankę, którą Vace recytowała kiedyś babcia: Siostro palec, siostro palec, gdzie jesteś? Bracie palec, bracie palec, gdzie jesteś?.Vaka uznała, że to strasznie podłe, ale żadne z pozostałych dzieci nawet nie mrugnęło. Ostatecznie więc odwróciła wzrok, nie mając odwagi się wtrącić. Była przecież nowa.

      – Jest zamknięte. – Przez twarz dziewczynki przemknął nieśmiały uśmiech, który zniknął niemal tak szybko, jak się pojawił, może więc było to tylko złudzenie optyczne, ale Vaka odniosła wrażenie, że dziewczynka bez palców ma ładną twarz. – Zawsze zamykają po skończonych lekcjach.

      – Aha. – Vaka przestępowała z nogi na nogę, nie wiedząc, co powiedzieć. Nigdy nie umiała nawiązywać znajomości ani rozmawiać z nieznajomymi, w dodatku to był pierwszy raz tego dnia, gdy ktoś spróbował wyciągnąć ją ze skorupy. – Chciałam zadzwonić.

      – W sklepie jest telefon. To niedaleko stąd. – Wskazała na ulicę. Okaleczoną dłoń ukrywała pod rękawiczką z jednym palcem.

      Vaka przełknęła ślinę i odpowiedziała z zakłopotaniem:

      – Nie mam pieniędzy. – Mama obiecała wypłacać jej kieszonkowe w każdy piątek, ale zawsze zapominała. Zwykle nie miało to znaczenia, ale zdarzały się dni, na przykład dzisiejszy, kiedy złościło. Tak samo jak to, że tata zapominał po nią przyjechać. Dorośli są do niczego, gdy w grę wchodzi pamiętanie o różnych rzeczach.

      – Aha. – Dziewczynka zrobiła smutną minę. – Ja też nie. –