Kot Winston. Polowanie na rabusiów. Frauke Scheunemann

Читать онлайн.
Название Kot Winston. Polowanie na rabusiów
Автор произведения Frauke Scheunemann
Жанр Книги для детей: прочее
Серия
Издательство Книги для детей: прочее
Год выпуска 0
isbn 978-83-8057-289-8



Скачать книгу

się, gdzie ostatnio widziałem taką kulę. Pewnie u pani Gradowej, matki profesora. Ale pływała w niej jeszcze złota rybka. Czyżby w takiej kuli można było zobaczyć przyszłość? Jeśli nie, to mam fajny pomysł. Musiałbym tylko na chwilę wsadzić łapkę do tej kuli, a potem… tylko nie mogę się dać przy tym złapać. Bo ludzie najczęściej reagują strasznie nerwowo, kiedy chodzi o ozdobne rybki i tego rodzaju bezsensowne domowe zwierzaki. Źle wychowane bratanice i bratanek profesora mieli kiedyś chomika, a kiedy chciałem się trochę z nim pobawić, urządzili mi straszną awanturę. Nie do wiary! Przecież nic bym mu nie zrobił, a poza tym ten dźwięk, jaki wydawał z siebie jego kołowrotek, był naprawdę wkurzający.

      Ale odbiegam od tematu. Skąd tu teraz wziąć na gwałt kryształową kulę, żeby móc dostarczyć policji odpowiednich wskazówek?

      Z zamyślenia wyrywa mnie prychanie. To Tomek, którego uwaga Darii najwyraźniej zirytowała.

      – Ha, ha, kryształowa kula… Bardzo śmieszne… Możesz się ze mnie nalewać, i tak wiem, że mam rację. Chodźcie, dziewczyny, zróbmy znowu nasz genialny zespół dochodzeniowy, jak kiedyś! Jeśli szczegółowo przeanalizujemy fakty, na pewno dojdziemy do tego, gdzie będzie kolejne włamanie. Wiem, że damy radę! I to na bank bez żadnej kryształowej kuli!

      Aha, czyli z tą kulą to był tylko żart? Jako kot nie zawsze potrafię rozróżnić, kiedy ludzie żartują, a kiedy mówią poważnie.

      Daria wzrusza ramionami.

      – Jasne, Tomek, oczywiście, że moglibyśmy to zrobić. System. Rozumiem, o co ci chodzi. Nie rozumiem jeszcze natomiast rozdzielności działań. A jutro to właśnie będzie na klasówce z matmy. Właściwie dlatego tu wszyscy jesteśmy. Pamiętasz?

      Spojrzenie Tomka jest bardzo poważne.

      – Dariu, zrobiłem analizę. Wszystkie te szkoły mają jedną wspólną cechę: stołówkę lub bar, w których można codziennie kupować jedzenie i płacić gotówką. Na bank co tydzień zbiera się tam kupę pieniędzy.

      – O to chodzi w rozdzielności działań? Czyli jeśli jutro na sprawdzianie będzie takie pytanie, napiszę, że w stołówce można płacić gotówką – chichocze Paulina.

      Tomek wzdycha i zsuwa się z łóżka na podłogę. Leżąc na podłodze macha rękami i nogami. Trzeba przyznać, że wygląda to bardzo zabawnie i gdybym tylko potrafił, głośno bym się roześmiał. Wydaję więc z siebie dźwięk, który odrobinę przypomina parsknięcie. Ma w każdym razie jedną zaletę: Mikołaj za ścianą na pewno tego nie usłyszy!

      Daria wyciąga do mnie rękę i drapie mnie za uchem.

      – Też ci się to wydaje zabawne, co, Winstonie?

      Mruczę potakująco.

      Tomek dźwiga się z dywanu.

      – Skoro już nawet kot się ze mnie śmieje, daruję sobie dalsze wyjaśnienia w związku z moimi genialnymi wnioskami. Tacy ignoranci jak wy i tak nie będą potrafili tego docenić. Ale nie martwcie się, i bez was dam sobie doskonale radę. Zajmijmy się więc wspólnie rozdzielnością działań, a z przestępcami poradzę sobie sam.

      Chwila, moment! Co on ma na myśli, mówiąc teraz o kocie i ignorantach? Bezczelność! Przecież jestem nadzwyczajnie uzdolniony! Obrażony zeskakuję z łóżka i kieruję się w stronę drzwi. Skoro Tomek nie docenia, jakim wzmocnieniem byłbym dla jego zespołu śledczego, jego strata. Nie będę za nim biegał. Już wolę rozejrzeć się po naszym podwórzu. Ciekawe, co tam ogólnie słychać u moich przyjaciół kotów, a u Odetty w szczególności. Podchodzę do drzwi i zaczynam drapać pazurami o futrynę.

      – Wydaje mi się, że Winston chce wyjść – patrzy na mnie Daria. – Nauka matematyki jest pewnie dla niego za nudna. I tak się zdziwiłam, że koniecznie chce mi towarzyszyć.

      Gdyby Daria w dalszym ciągu potrafiła czytać w moich myślach, wiedziałaby, że na dwór wypędziło mnie nie tyle zainteresowanie matematyką, co troska o figurę. Rzeczywiście, kiedy zamieniliśmy się ciałami, potrafiliśmy ze sobą rozmawiać w myślach. Ale od kiedy każde z nas jest z powrotem w swojej skórze – czy też w swoim futrze – już tego nie umiemy. Mimo to najczęściej całkiem nieźle się ze sobą dogadujemy. Prawdziwi przyjaciele porozumiewają się bez zbędnych słów! I dlatego Daria wstaje teraz z krzesła, otwiera mi najpierw drzwi od pokoju, potem od mieszkania i schodzi ze mną piętro w dół, żeby jeszcze otworzyć mi bramę.

      Na pożegnanie przykuca i drapie mnie za uchem.

      – Tobie to dobrze, Winstonie! Możesz sobie iść na spacer, a ja muszę się uczyć. Czasami niefajnie jest być dzieckiem. Baw się dobrze!

      Mruczę, oblizuję palce Darii, a potem wlokę się z powrotem do domu. Daria ma rację: wolę sobie posiedzieć z przyjaciółmi: Odettą, Spajkiem i Karmelkiem, niż słuchać, jak Tomek tłumaczy, co to jest rozdzielność działań. To niemal pewne, że kotu taka wiedza jest kompletnie niepotrzebna!

      Czwórka muszkotów – reaktywacja. W każdym razie prawie

      – Był napad na szkole i Tomek chce to wyjaśnić?

      Spajk siedzi na daszku wiaty z kontenerami na śmieci, która stoi na naszym podwórzu. Gapi się na mnie szeroko otwartymi oczami, ale nie potrafię jeszcze powiedzieć, czy z przerażeniem, czy raczej z entuzjazmem.

      – Super ekstra! Łapiemy się na to, co nie?

      No dobra. Entuzjazm.

      – Nie wiem – mruczę. – Dlaczego to akurat my musimy rozwiązywać każdą kryminalną zagadkę w promieniu dziesięciu kilometrów?

      Spajk parska.

      – Po pierwsze, dlatego że jesteśmy muszkotami. Po drugie, co to jest kilometr?

      Co do pierwszej rzeczy Spajk ma ewidentnie rację: Spajk, Odetta, Karmelek i ja założyliśmy pod tą nazwą grupę wywiadowczą i postanowiliśmy przeżyć jak najwięcej przygód. Nazwę wziąłem z jakiejś powieści, którą kiedyś czytał mi Stanisław, o trzech wspaniałych gościach, którzy zawsze trzymali się razem i wspólnie walczyli ze złem. Pasowało do nas idealnie! W pewnym momencie zorientowaliśmy się wprawdzie, że to nie były muszkoty, tylko muszkieterowie, ale to już nam było rybka.

      I agenci, i te historie z przygodami w dalszym ciągu bardzo mi się podobają, ale tak naprawdę to strasznie szkoda, że gdy coś się dzieje, trzeba bez przerwy złazić z kanapy, i że w życiu takiego agenta niekoniecznie są przewidziane stałe godziny posiłków. Dlatego nie miałbym nic przeciwko krótkiej przerwie od przygód w moim życiu. Ale nim jeszcze mam okazję wytłumaczyć to dokładniej Spajkowi, wchodzi między nas Odetta. To nie przypadek, że się tu pojawia. Daszek nad kontenerami na śmieci w podwórzu domu Stanisława jest naszym ulubionym miejscem spotkań. Właśnie tu jest zawsze najwięcej słońca.

      – Wpuście mnie między siebie, chłopaki! – mruczy Odetta. – Jeśli mówicie o nowej przygodzie, muszę koniecznie o tym posłuchać!

      Odetta siada między nami, ale przedtem przeciska się tuż przy mnie, bardzo bliziutko, futerko przy futerku, i przez króciutką chwilę wydaje mi się, że moje serce się zatrzymało, by zaledwie w sekundę później zacząć walić jak szalone. To prawie takie samo uczucie jak wtedy, kiedy trafił mnie piorun, a potem ocknąłem się w ciele Darii. Ale tylko prawie. Bo tamto było piekielnie nieprzyjemne, a to jest jego całkowitym przeciwieństwem: piekielnie przyjemne uczucie. Tym razem pozostaję w moim drobnym kocim ciałku i mogę w pełni rozkoszować się chwilą.

      – Winston? Wszystko w porządku? – Spajk patrzy na mnie pytająco.

      – Ekhm,