Aerte. Jarosław Kasperek

Читать онлайн.
Название Aerte
Автор произведения Jarosław Kasperek
Жанр Крутой детектив
Серия
Издательство Крутой детектив
Год выпуска 0
isbn 978-83-8119-308-5



Скачать книгу

bo jest, dlatego tu jestem–  powiedział Nick, stawiając na stole blaszane kubki. –  Wiem, bo sam inspirowałem Melindę.

      Dziewczyna podskoczyła na ławie, jak ukłuta szpilką. –  Zaczęłam to wyczuwać, jak cię tylko zobaczyłam, było w tobie coś tak bardzo znajomego. Dlaczego się nie ujawniłeś wcześniej? Byłam przekonana, że mam telepatyczny kontakt z jakąś formą Inteligencji Pozaziemskiej. W dodatku bardzo przyjaznej. No to nieźle mnie nabrałeś. Mam nadzieję, że ściągnąłeś nas tutaj nie tylko po to, żebyśmy dotrzymywali Ci towarzystwa?

      – To też, ale spokojnie –  dodał szybko, widząc, że Mel bierze głęboki oddech. –  Miałem naprawdę ważny powód.

      Przez chwilę siedzieli w milczeniu, dzięki czemu przez otwarte okno wtargnęły wszystkie nocne odgłosy puszczy. Szum drzew, pohukiwanie sowy, odległe wycie jakiegoś samotnego wilka.

      – Dobra herbata –  stwierdził Nick.

      – Wiemy –  odpowiedział Bob. –  Ale nie odbiegaj od tematu.

      – OK –  niechętnie zgodził się gospodarz, upił jeszcze trochę i wziął herbatnika. Światło lampy na żółtawo podświetlało jego twarz. –  Cała historia jest bardzo dziwna i trochę… nieprawdopodobna. Wiecie, że wibracje Ziemi bardzo wzrosły?

      – Wiemy, Jasnowidzący to wyczuwają, Planeta traci na gęstości, a coraz więcej ludzi odkrywa w sobie paranormalne uzdolnienia. Większość jednak nie wie, co z tym robić, myślą, że wariują. Ja też tak myślałam. Na szczęście, zanim udałam się do psychiatry, przeczytałam książkę Boba.

      – Ooo, piszesz książki? –  zdziwił się Nick.

      – Bob jest całkiem dobrze znany w kręgach ezoterycznych, pisze książki, prowadzi wykłady i medytacje –  dodała dziewczyna.

      – Staram się służyć ludziom jak potrafię, a że przy okazji trochę przy tym zarabiam, to chyba nie szkodzi, bo inaczej nie mógłbym się całkowicie poświęcić mojej pasji –  skromnie odpowiedział gość. –  Moją specjalnością jest starożytna wiedza hawajskich szamanów zwanych kahunami.

      – Ciągle mnie zaskakujesz –  roześmiał się Nick. –  Nie wiedziałem, że aż tak wiele nas łączy. Potwierdza się teza, że podobne przyciąga podobne. Wiecie, spędziłem kawał czasu, ucząc się właśnie od kahunów. Mówili, że jestem bardzo zdolny i robię szybkie postępy.

      – No proszę, proszę, byłeś u samego źródła –  powiedział Bob. –  Wcale mnie to nie dziwi, nie wiedziałem tylko, że tak lubisz się chwalić, ale… znów odbiegliśmy trochę od tematu…

      – Dobra –  kontynuował Nick. –  Otóż istnieje kilka teorii, dlaczego tak się dzieje, od globalnej katastrofy do nastania złotego wieku po krótkim okresie przejściowym. W kilku teoriach następuje koniec naszej cywilizacji. W niektórych, początek następnej. To pewnie wiecie?

      – O tym się mówi co najmniej od 30 lat, nic nowego. Jak będzie?… niedługo się okaże –  powiedziała Mel. – Próbowałam zobaczyć przyszłość po tym czasie, ale jest dla mnie niedostępna. W każdym razie coś się na pewno niezwykłego stanie. To mogę wyczuć.

      Zapadła chwila ciszy. Przerwał ją Nick.

      – Mel!

      – Słucham?

      – Mówiłaś, że odniosłaś wrażenie, że masz kontakt z formą Inteligencji Pozaziemskiej?

      – Tak to odczułam.

      – Niezupełnie się pomyliłaś.

      – Ja to? –  zdumiała się dziewczyna.

      – Ja byłem tylko przekaźnikiem. Oni mówili do ciebie bezpośrednio.

      – O kurczę – jęknęła. –  Ale dlaczego wybrali właśnie mnie?

      – Nie tylko ciebie, ale i mnie, i Boba –  wszystko mieli zaplanowane z góry, gdyż podróżują w Przyszłość i Przeszłość, Czas nie ma dla nich tajemnic. Jest to rzeczywiście Zaawansowana Inteligencja, ale nie Pozaziemska. Oni są jak najbardziej z Ziemi, tylko że z… Przyszłości. Wybrali nas, bo jesteśmy jednymi z nich, tylko o tym nie pamiętamy. Wpakowaliśmy się tu na Ziemię na ochotnika, żeby pomagać ludziom w transformacji świadomości. Mamy nałożone specjalne blokady pamięci, ale poprzez nasze podświadomości stale komunikują się z nami.

      Bob ze świstem wypuścił powietrze. –  Ufff… Mocno zabrzmiało – powiedział. –  To by wiele tłumaczyło… ten cały szereg nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności, dzięki którym tu jesteśmy. Jak do tego doszedłeś?

      – Jak się tylko dostroiłem, bo wiesz, to miejsce pulsuje specjalną energią, zaraz zacząłem odbierać bardzo czyste telepatyczne przekazy.

      – Skąd wiesz, że to pozytywna rasa, że są naprawdę tymi, za których się podają, a nie jakimiś ,,wilkami w owczej skórze"? –  kontynuował Bob.

      – Pewne wibracje, można by powiedzieć –  miłości, serdeczności, przyjaźni, które empatycznie czułem. Poza tym wyraźnie czuję z nimi jakąś mocną więź. Mel chyba może to potwierdzić –  odpowiedział Nick.

      Mel pokiwała głową i przeraźliwie ziewnęła. –  Tak, ale jestem taka śpiąca, że mi już właściwie wszystko jedno. Możemy przestać gadać i wreszcie iść spać?

      – OK, dokończymy rozmowę jutro, jak się wyśpimy –  zaproponował gospodarz.

      – I jutro umyjemy zęby–  dodała Mel.

      – Niegrzeczna dziewczynka –  obruszył się Bob. – Proszę, tu jest pasta i szczoteczka, a ja rozkładam śpiwory. Nick!

      – Słucham?

      – Możesz pokazać ten swój superwychodek pokryty korą?

      – Jasne, tylko weź latarkę.

*  *  *

      Kiedy Bob otworzył oczy, w chacie było już dość jasno. Wszyscy jeszcze spali. Nick odstąpił tym razem od swojego codziennego zwyczaju oglądania wschodu słońca. Niebo było zresztą zachmurzone, ale deszcz już nie padał. Bob tylko tyle mógł dostrzec przez okno z poziomu podłogi, na której leżał. Boki bolały go od twardej glinianej polepy, ale chętnie by jeszcze pospał, gdyby nie pewna, niecierpiąca zwłoki konieczność. Starając się nie robić zbyt wiele hałasu, wygrzebał się powoli ze śpiwora i nie trudząc się zakładaniem butów, wyszedł na zewnątrz. Chłodne powietrze od razu wygoniło resztki senności, mokra trawa przyjemnie chłodziła stopy. Stwierdziwszy, że ma wyjątkowo dobry humor, cichutko pogwizdując, udał się pospiesznie w kierunku najbliższego krzaczka.

      Przemieszczanie się Boba w kierunku wyjścia obudziło Nicka, który też spał na podłodze, gdyż rycersko oddał swoje własne łóżko dziewczynie. Wstał, przeciągnął się, aż chrupnęło mu w stawach, a ponieważ nie cierpiał bałaganu, zaczął sprzątać brudne kubki i miski po wczorajszej kolacji. Wyniósł naczynia na zewnątrz, by opłukać je wodą z plastikowego wiadra. Wiadro też miało długą historię, jak prawie wszystkie sprzęty, których sam nie zrobił. Dostał je za jakąś przysługę. Nie pamiętał już, jaką. Bardzo się przydawało do noszenia wody z pobliskiej rzeczki.

      – Tak –  zamruczał. –  Trzeba przyznać, że mieszkam w bardzo ładnej okolicy. –  Las, rzeka, niewielka polanka. Ale co tu ukrywać, tęsknię jednak za Cywilizacją. A zwłaszcza za –  i tu spojrzał na chatę –  za niektórymi jej aspektami.

      Jeden z nich wyłonił się właśnie z sieni. Melinda obrzuciła okolicę niezbyt przytomnym spojrzeniem. Rozczochrana, ubrana tylko w kusy podkoszulek i majtki,