Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań. Agnieszka Krawczyk

Читать онлайн.
Название Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań
Автор произведения Agnieszka Krawczyk
Жанр Любовно-фантастические романы
Серия
Издательство Любовно-фантастические романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-8075-258-0



Скачать книгу

źródło jest chyba tutaj – Tosia wyrwała ją z zadumy i wskazała na miejsce na łące, w pewnej odległości od strumienia, stanowiącego granicę pomiędzy działkami dziewcząt i Julii.

      – Skąd wiesz?

      – Zimą śnieg się tutaj prawie wcale nie trzyma. Ziemia jest ciepła. Myślałam, że to jakieś czary.

      – Nie, to nie czary. To podziemne źródło – Agata podeszła bliżej.

      Miejsce niczym nie różniło się od otoczenia. Jeżeli w istocie tu coś było, należało szukać głębiej. Szpiedzy Trzmielowej mieli niewielkie szanse, żeby znaleźć źródło bez specjalistycznego sprzętu. Jeżeli jednak Tosia się nie myliła, sporny teren był właśnie tutaj. Niemirska rozejrzała się uważnie. Okolica wyglądała zupełnie zwyczajnie, nikt się tutaj nie kręcił. W pobliżu zaczynała się ścieżka prowadząca nad strumień i do lasu. To tutaj, na wielkim, rozłożystym drzewie, sporo czasu spędzała Tosia ze swoim przyjacielem.

      Dziewczyna zadumała się. Choć nie zamierzała sprzedawać ziemi, postanowiła działać rozważniej niż ostatnim razem, gdy bez wahania odrzuciła propozycję Trzmielowej. Teraz doszła do wniosku, że bardziej opłaci się granie na zwłokę i przeciąganie sprawy, zanim Lucyna nie opracuje argumentów prawnych. Póki Agata nie zostanie przyparta do ściany – czyli spółka Trzmielowej nie będzie usiłowała zmusić jej do podpisania jakichś papierów – zawsze była możliwość prowadzenia takiej rozgrywki.

      Tym razem zamierzała być bardzo ostrożna i przewidująca. Nie mogła sobie pozwolić na żaden błąd.

      Ze zmarszczonymi brwiami wróciła do herbaciarni. Był tam już doktor Wilk, który jak zwykle zjawił się po swoją poranną gazetę.

      – Wygląda pani niczym generał przed bitwą – skomentował. – Ale to dobrze. Nadszedł czas szykowania strategii. Ja też już popytałem, kogo mogłem. Może zorganizujemy jakąś pikietę? Piotr obiecał, że się tym zajmie, ma znajomych w różnych organizacjach ekologicznych, a oni mają doświadczenie w takich sprawach.

      – Bardzo dobrze. Przyda się nam taka pomoc – skinęła głową Agata.

      – Jadę dzisiaj na dużą wystawę rolniczą. Będą tam rozmaite ważne osobistości, spróbuję pogadać, z kim się da. Może uda mi się zainteresować jakieś media? Leczyłem zwierzęta tylu ludziom, że nigdy nie wiadomo, kto mi może pomóc w nawiązaniu znajomości z popularnym redaktorem – uśmiechnął się weterynarz.

      – Jestem ogromnie wdzięczna – zapewniła go dziewczyna. – Ja także chcę porozmawiać z przedstawicielami wydziału kultury. Skoro tak wspierają sztukę i artystów regionalnych, to może nie dopuszczą do zniszczenia naszego domu? Taki skandal tuż przed wernisażem to byłby chyba spory zgrzyt, prawda?

      – Też tak sądzę. Trzeba kuć żelazo, póki gorące, pani Agato. Proszę koniecznie zadzwonić do tego sympatycznego człowieka, który kiedyś tu panią odwiedził… Chyba nazywał się Mierzwa, prawda? Wydaje się, że lubił Adę, istnieje więc szansa, iż pomoże coś w tej sprawie.

      – Zamierzam to zrobić. Adam Mierzwa napisał piękny wstęp do katalogu prac mamy, jestem ciekawa, co powie na to, że Trzmielowa zamierza nam wbić nóż w plecy – stwierdziła Agata zdecydowanym głosem, a weterynarz zatarł ręce.

      – To mi się podoba! Zuch dziewczyna. Trzeba walczyć i się nie poddawać. Proszę pamiętać, że trzmiel to jest zasadniczo większa pszczoła, a jego użądlenie, choć bolesne, nie jest groźne. W każdym razie jad trzmiela zawiera mniej substancji toksycznych niż jad pszczoły. To pocieszające, prawda?

      – Niezmiernie – Agata się uśmiechnęła i pomachała doktorowi na pożegnanie.

      W kiosku siedziała Daniela i przeglądała swoją książkę kucharską. Już jakiś czas temu zebrała większość przepisów w rodzaj skryptu zszytego domowym sposobem, a teraz redagowała całość w komputerze. Nie bardzo jej to szło, bo miała do dyspozycji tylko jedną rękę, druga cały czas była w gipsie.

      – Nie wychodzi mi to wszystko – przyznała się, gdy Agata weszła do pomieszczenia.

      – Co ci nie wychodzi? – nie rozumiała siostra.

      – Nigdy nie pisałam żadnych książek, a już tym bardziej nie mam pojęcia, jak się pisze książki kucharskie. Brakuje mi jakiegoś spoiwa, głównej myśli.

      – Miało być apetycznie i romantycznie – przypomniała Agata, ale siostra pokręciła głową:

      – To za mało. To mi się wydaje trochę banalne. Potrzebuję czegoś więcej, co mnie wyróżni, co będzie takie… Moje!

      Agata westchnęła. Nie miała pojęcia, jak jej pomóc. Także nie posiadała doświadczenia w pisaniu książek i nie wiedziała, jak szukać indywidualnego stylu.

      – Może po prostu poczekaj, aż to samo do ciebie przyjdzie? – podsunęła wreszcie.

      Daniela spojrzała na nią uważnie.

      – To co? Mam nic nie robić, zostawić to i zająć się czymś innym?

      – Tego nie powiedziałam. Może odłóż to na jakiś czas, ale ciągle myśl nad układem książki. A nuż wpadniesz na jakiś genialny pomysł? W końcu nie gonią cię żadne terminy.

      – Może właśnie w tym jest problem? Kiedy tłumaczyłam tę powieść, termin mnie dopingował, nie mogłam za bardzo skupiać się nad detalami, bo trzeba było ogarnąć całość. Teraz medytuję nad najprostszymi sprawami i nic mi nie pasuje. Szkoda, że nie ma Jakuba, on by mi na pewno pomógł – powiedziała niespodziewanie, a Agata spojrzała na nią z zainteresowaniem. – No tak – wyjaśniła Daniela. – Jakub mnie zawsze tak rozzłości tym swoim gadaniem i docinkami, że coś wymyślam na poczekaniu i wychodzę z każdego impasu.

      – Znakomita mobilizacja. Powinni go konfekcjonować i sprzedawać w spreju – zażartowała Agata.

      Z zaplecza wyszła Monika z naręczem czystych filiżanek.

      – Zapowiada się piękny dzień! Będziemy miały duży ruch. Po obiedzie chciałam pojechać z mamą do Jakuba, pan Jaskólski mógłby nas podwieźć.

      – Ja też bym się chętnie zabrała. Znajdzie się miejsce? – zainteresowała się Daniela. – Szkoda, że przez tę rękę sama nie mogę prowadzić samochodu.

      – Myślę, że nie będzie problemu, a Kuba się ucieszy – stwierdziła Monika. – Podłamał się słabymi wynikami rehabilitacji, zastanawia się nawet, czy jej nie przerwać.

      – Naprawdę? – Daniela zmarszczyła nos. – Nie chcę być nieprzyjemna, ale u niego to ze wszystkim jest taki słomiany zapał: najpierw jest do czegoś absolutnie przekonany, wszystko stawia na jedną kartę, a potem się rozczarowuje.

      – Tak, trafiłaś w sedno. Myślałam, że trochę dorósł – westchnęła Monika. – W dodatku wezwali mnie na policję w sprawie mojego męża – wyznała. – Toczy się sprawa o spowodowanie wypadku.

      – Nas też będą wzywać? – Agata się zainteresowała.

      – Nie wiem, ale chyba tak. Zeznania Jakuba już spisali. Daniela nic nie pamięta z wypadku, więc nie wiem, czy zezna cokolwiek przydatnego, ale na pewno będą pytać o okoliczności, w jakich to się wydarzyło.

      Daniela pokręciła głową.

      – Najgorsze jest to, że ja ogólnie mam w pamięci czarną dziurę. Mówiłam o tym lekarzom i policjantowi, gdy przyszedł do szpitala. Pamiętam, że wyszłam na spacer, że rozmawialiśmy z Jakubem, a potem już nic – ocknęłam się w szpitalu. Wątpię, żebym się na coś przydała w całej tej sprawie, niestety.

      – Nie