Zemsta i przebaczenie Tom 1 Narodziny gniewu. Joanna Jax

Читать онлайн.
Название Zemsta i przebaczenie Tom 1 Narodziny gniewu
Автор произведения Joanna Jax
Жанр Поэзия
Серия
Издательство Поэзия
Год выпуска 0
isbn 978-83-7835-553-3



Скачать книгу

niż kolejni wielbiciele. Więc jeśli miała już spotkać się z czymś, co nieuniknione, to dobrze byłoby przy okazji ugrać coś dla swojej kariery. Dlatego tej nocy postanowiła, że hrabia Niechowski będzie musiał zapłacić bardzo wysoką cenę za jej cnotę. I albo to będzie prawdziwa trampolina do sukcesów scenicznych lub filmowych, albo małżeństwo.

      Była tak pochłonięta swoim chytrym planem, że nawet nie zauważyła cichej rozpaczy swojej przyjaciółki. Zerkała co prawda na jej pobladłą twarz, ale nie ośmieliła się zadawać pytań. Czuła przez skórę, że nie tak powinno wyglądać oblicze kobiety, która spędziła noc z ukochanym. A może Alicja była zazdrosna albo bała się, że ich drogi kiedyś się rozejdą? Wolała porozmawiać z nią na ten drugi temat.

      – Alicja, pamiętaj, jak uda mi się wyrwać z tej nory, zabiorę cię ze sobą – powiedziała ciepło.

      – Uda ci się, jestem pewna. Ale nie myśl o mnie, poradzę sobie i nie będę miała ani krzty żalu, ani zawiści w sobie – odpowiedziała smutno.

      – Ale ja będę się lepiej czuła, jeśli i tobie się uda. – Uśmiechnęła się.

      Po chwili jej twarz stężała. Najwyraźniej dzisiaj jej przyjaciółce nie w głowie była praca i atrakcyjne gaże. Podeszła do niej i tylko przytuliła. Nie wiedziała, co zaszło i nie znalazła też słów, aby powiedzieć jej coś pokrzepiającego.

      – Hanka, jestem taka nieszczęśliwa – powiedziała cicho Alicja. – Tak bardzo, że wolałabym jutra nie dożyć.

      – Nie pleć. – Hanka pogłaskała ją po głowie. – Minie ci, jak i mi minęło. Dzisiaj już się z tego śmieję, jak szalałam za Moselem, a każde jego spojrzenie powodowało, że w głowie już za mąż wychodziłam. Nie warto rozpaczać za chłopami. Jest tyle pięknych rzeczy na świecie, miejsc, które warto zobaczyć, spektakli, które wywołują emocje, i tylu niesamowitych mężczyzn, że nie starczy czasu, żeby każdego popróbować. Sama mi kiedyś wyrzucałaś naiwność, namawiałaś na wyjazd, żebym poznała świat i życie. Tymczasem, gdy ja zrobiłam krok naprzód, ty kręcisz się jak bąk. Miałaś rację, moja droga przyjaciółko, i żałuję, żeś nie skorzystała z rad, których sama mi udzielałaś.

      – Hanka, ale ja jestem jak opętana. Zaślepiona. I cokolwiek robiłam, myślałam, że kiedyś… że za rok, za pięć… Czekałam jak dzieci na ten jeden dzień w roku, gdy pod choinką znajdują prezenty. I tylko wtedy życie było coś warte. A teraz już nie mam na co czekać… Rozumiesz?

      – Rozumiem, rozumiem. – Hanka wciąż głaskała Alicję po głowie, ale, prawdę mówiąc, niewiele rozumiała, oprócz tego, że tej nocy jej przyjaciółkę musiały spotkać jakieś okropności.

***

      W czasie, gdy Hanka Lewin pocieszała przyjaciółkę, jej brat, Emil, sączył kawę w restauracji hotelu Europejskiego i przeglądał prasę. W pewnej chwili ujrzał zdjęcie swojej siostry, stojącej na scenie w długiej sukni. Obok widniał tytuł artykułu: Objawienie w Czarodziejskim Flecie. Zaciekawiony, zaczął czytać.

      W niewielkim stołecznym teatrze Czarodziejski Flet odbyła się wczoraj premiera spektaklu wodewilowego w reżyserii Januarego Niemcowa – „Nocne motyle”. Niemcow kolejny raz udowodnił, że nadal jest w formie. Niewątpliwie przedstawienie w jego reżyserii będzie przebojem tego sezonu w Warszawie…

      Dalej autor artykułu drobiazgowo opisywał występy poszczególnych artystów, które to akapity Emil ominął, by dotrzeć do wzmianki o swojej siostrze.

      Niewątpliwie gwiazdą wieczoru była Hanka Lewinówna. Zaprezentowała ona nowe piosenki, do których autorami słów są Marian Hemar, Julian Tuwim i Andrzej Włast. Krytycy okrzyknęli Hankę Lewinównę objawieniem, wróżąc jej karierę na miarę Toli Mankiewiczówny, Lucyny Messal, a nawet Hanki Ordonówny. Jednak bywalec stołecznych kabaretów orzekł: „Hanki mogą być dwie, ale Ordonka jest tylko jedna.

      Emil dopił kawę i pogładził się po głowie, co zawsze oznaczało u niego, że wpadł na jakiś genialny pomysł. Lewin pomyślał, że teraz jego siostra będzie obracała się wśród elity, a on, jako jej brat, może na tym skorzystać. Śmietanka towarzyska stolicy oprócz dużych pieniędzy miała także tajemnice, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. A cena za dyskrecję mogła być bardzo wysoka. Postanowił, że ten wieczór spędzi w Czarodziejskim Flecie, nędznym i śmierdzącym stęchlizną. Kiedyś tam nawet zaszedł, ale przyglądając się z bliska jego wnętrzu, doszedł do wniosku, że jego siostra zrobiła marną karierę. Nawet nie poczekał na początek spektaklu, tylko rozczarowany, opuścił to zapyziałe miejsce. Teraz jednak sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Hanka miała okazję wypłynąć na szerokie wody, związać się z wpływowymi ludźmi i pomóc bratu jeszcze bardziej się wzbogacić.

      Już od dawna nie mieszkał na Powiślu, teraz zajmował elegancko urządzoną garsonierę w Alejach Jerozolimskich i nie poruszał się po mieście przepełnionymi tramwajami, ale taksówkami albo rikszami, jeśli nie były to znaczne odległości. Nie pracował ani nie robił interesów. Za swój zawód wybrał zajęcie szantażysty i żył z tego zupełnie dobrze. Doszedł do takiej wprawy w osaczaniu swoich ofiar, że z powodzeniem mógłby się ubiegać o licencję prywatnego detektywa. Jednak jego fach był daleko bardziej dochodowy i niespecjalnie czasochłonny. Niekiedy miał tak niebywałe szczęście, że w ciągu godziny mógł zarobić nawet kilka tysięcy złotych. Teraz polował na niejakiego hrabiego Niechowskiego, bogatego utracjusza, któremu pewnego dnia uszło na sucho, dzięki wpływom i pieniądzom, zabójstwo młodej tancereczki wodewilowej. Był umoczony po same uszy, ale zeznania świadków w czarodziejski sposób zniknęły z akt policyjnych. Krewni zabitej, biedna wiejska rodzina, jedyne, co mogła zrobić, to opłakiwać swoją piętnastoletnią córkę, która pojechała do stolicy robić karierę, a skończyła w podrzędnym hotelu, uduszona eleganckim krawatem. Teraz akta sprawy miał w swych rękach Emil Lewin i gdyby poszedł z nimi do gazet, te rozszarpałyby i tak nadwątloną reputację Niechowskiego na strzępy.

      Ale Emil Lewin nie chciał wywoływać skandalu, który przyniósłby mu niewielkie korzyści. Głupia gówniara, zapewne od pierwszego dnia pobytu w Warszawie puszczająca się ze starszymi mężczyznami w nadziei na lepsze życie, kompletnie go nie obchodziła. Jego zdaniem, sama była sobie winna, rzucając się w nieznany i brutalny świat, który był przesiąknięty moralnym brudem bardziej niż portki, które nosił w Chełmicach. Był przekonany, że hrabia będzie gotów dużo zapłacić, aby jego czyn nie został ujawniony, a on – pociągnięty do odpowiedzialności. Niechowski nie sprawiał wrażenia mordercy czy psychopaty, najpewniej po prostu zbyt ostro zabawiał się z tą małą, ale w świetle prawa powinien odpowiadać za morderstwo. Lewin nie chciał jednak zadowolić się byle czym, musiał przejrzeć tego fircyka i sprawdzić, na ile go stać. Te papiery były jego przepustką do elity i mogły go ustawić na wiele lat. Dlatego nie zrobił tego, co zazwyczaj, ale tropił swoją ofiarę niczym zwierzynę łowną. A ponieważ hrabia uwielbiał towarzystwo artystek, jego siostra mogła okazać się bardzo przydatna.

      Emil Lewin nie czuł szczególnej więzi z Hanką. W końcu tylko matkę mieli jedną, zaś jej ojcem był ten nieokrzesany prymityw, Ignacy, który dał mu nazwisko, dach nad głową i wpoił nienawiść do świata. Emil do nikogo nie żywił głębszych uczuć, oprócz matki, której, niestety, nie było już wśród żywych. Czasami zastanawiał się, jak zareagowałaby na to, czym się parał, ale sądził, że nie widziałaby w tym nic złego. W końcu jeśli ktoś był uczciwy i miał czyste sumienie, nie musiał obawiać się Emila. Był tylko jeden człowiek, który bez względu na to, jaki byłby kryształowy, powinien się go bać. I był to jego brat, Julian Chełmicki. Wierzył, że pewnego dnia sprawiedliwości stanie się zadość i Julian zostanie z niczym. Żeby poczuł, jak to jest być