Nieśmiertelni. Vincent V. Severski

Читать онлайн.
Название Nieśmiertelni
Автор произведения Vincent V. Severski
Жанр Зарубежные детективы
Серия Czarna Seria
Издательство Зарубежные детективы
Год выпуска 0
isbn 9788382520903



Скачать книгу

ale teraz ta inscenizacja była ponad jego siły i wiedział, że musi natychmiast wyjść, by wyrzucić z pamięci ten widok. Wydawało mu się, że gdy wróci, okaże się, że obraz zniknął, na świecie znów zapanował dawny porządek rzeczy, a to, co przed chwilą widział, było tylko zwykłym złudzeniem.

      – Marność nad marnościami i wszystko marność… – wymsknęło mu się trochę koturnowo i patetycznie. Nie pamiętał nawet, że dokładnie tak brzmi epitafium na nagrobku jego pradziadka.

      W tym momencie usłyszał za sobą jakiś ruch i iskierki ponurych myśli natychmiast prysły. Z przykrym chrzęstem uchyliły się drzwi za jego plecami. Ściśnięte gardło zwyczajnie puściło, więc odwrócił głowę i zobaczył skupioną twarz Lindy, dwóch umundurowanych policjantów z opuszczoną bronią, a przed nimi bladego jak papier mężczyznę po cywilnemu, o wytrzeszczonych, rozbieganych oczach, karminowych ustach i wielkim czerwonym nosie. Przed sobą trzymał oburącz pistolet i wydawało się, że za chwilę zacznie strzelać. Selanderowi przemknęło przez myśl, że wygląda jak cyrkowy klaun, i zrobiło mu się nieswojo, a właściwie głupio.

      – Co tak długo? – zapytał, odsuwając jednocześnie dłonią lufę glocka sprzed twarzy, ale nikt mu nie odpowiedział. – Czysto jest… – dodał i od razu zrozumiał, jak niezręcznie i ponuro to zabrzmiało. – Sprawców nie ma… – dorzucił szybko, żeby zatrzeć złe wrażenie.

      – Wiemy – odparł zimno policjant z twarzą klauna. Wsunął się do wnętrza i spojrzał na ciało chłopaka. – Bardzo dużo krwi. – Pokręcił głową. – Nie ma ich tu od pierwszej trzydzieści. Zabrali Antona Peteriusa… wynieśli jakieś paczki i odjechali.

      – To znaczy?

      – Przed chwilą… – Linda nie dokończyła. Zatrzymała się na widok ciała, zamknęła oczy i wstrzymała oddech. – Przed chwilą dostaliśmy taką informację… z centrum monitoringu… od Harriet Berghen… – niemal wydusiła z siebie i otworzyła oczy.

      – Peterius żyje?

      – Tego nie wiemy. Wygląda na to, że żyje – odparł cicho policjant po cywilnemu, jakby się czegoś obawiał. – Jestem Per Moberg z posterunku na Östermalm – dodał nieco głośniej.

      – Tam jest drugie ciało. – Gunnar wskazał ręką. – Tam… po prawej.

      – O mój Boże… – wyszeptała Linda drżącym głosem. – Co tu się stało?

      Rozmiar zbrodni, bezwzględność i profesjonalizm, z jakim działali sprawcy, wskazywały, że to dopiero początek kłopotów szwedzkiej policji. Każda chwila zwłoki oddalała ją od ujęcia napastników i uratowania Antona Peteriusa. Ale bez uzyskania odpowiedzi na pytanie, dlaczego to zrobili, szanse na ich ujęcie były znikome – uważał Selander.

      W pobliżu korytarza znaleziono ciała dwóch studentów, w głębi – zwłoki trzeciego mężczyzny, koło trzydziestki. Według plakietki, którą miał na piersi, nazywał się Nils Petersson i był doktorantem. O ile studenci zginęli tam, gdzie napastnicy najprawdopodobniej ich zaskoczyli, o tyle ciało doktoranta znajdowało się w części zamkniętej wydziału, przywiązane do krzesła, z przestrzelonymi kolanami i z dziurą w czole. Głowę miał odchyloną do tyłu. Nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że go torturowano.

      We wszystkich pomieszczeniach panował bałagan, ale nie były to ślady walki. Napastnicy czegoś szukali. Wszędzie leżały porozbijane komputery i inne urządzenia, wymieszane z przewróconymi meblami i rozsypanymi papierami.

      Drzwi do części zamkniętej nie były jednak wyłamane, co oznaczało, że ktoś ich wpuścił lub zostali wprowadzeni przez Antona. Selander chodził po pomieszczeniach i czegoś szukał, ale sam nie wiedział czego. Liczył, że intuicja gdzieś go zaprowadzi, podpowie, od czego zacząć. Że pomoże mu zwykły przypadek… jak zawsze.

      Na wydziale elektroniki muszą być kamery! – olśniła go oczywista myśl. Jakże mógłbym o tym zapomnieć!

      Szybko wycofał się na korytarz. Spojrzał na sufit. Ze szklanej kuli została tylko płytka mocująca, a pod nią, na podłodze, leżały kawałki plastiku i jakieś części. Od razu zrozumiał, że napastnicy strzelili w kamerę, bo nie mieli czasu na szukanie stacji odbioru albo musieli wiedzieć wcześniej, gdzie się znajduje. Czyli znali wewnętrzne zabezpieczenia i rozkład pomieszczeń. Nieprzypadkowo wybrali też tę noc, kiedy trwał hakaton i Anton był w pobliżu… a tajemniczy Lasse z całą pewnością jest już czwartą ofiarą.

      Dokładnie wiedzieli, po co tu przyjechali. Co stąd wynieśli? To nie były zwykłe bandziory.

      Selander stał w korytarzu i rozglądał się nerwowo, zbierając myśli.

      Po co? Do czego był im potrzebny Anton? Dlaczego go porwali, a nie zlikwidowali jak innych? Anton żyje… Tak! To oczywiste! Odpowiedź jest w zamkniętej części wydziału, a kluczem jest Anton Peterius.

      Zdał sobie sprawę, że powoli przechodzi mu napięcie, adrenalina już się nie pieni i pozwala myśleć logicznie. Dopiero teraz zaczął dostrzegać, co się wokół niego dzieje, jakieś głosy, twarze, i poczuł, że ktoś mocno szarpie go za ramię.

      – Gunnar! Co z tobą? – Zobaczył przed sobą twarz Lindy. – Ocknij się! Masz… – Wcisnęła mu telefon do ręki. – Bengtsson – wyjaśniła, a widząc zdziwione spojrzenie Selandera, dodała zaraz: – Sven Bengtsson… – I żeby go otrzeźwić do końca, dorzuciła: – Szef policji.

      – Która godzina? – zapytał i spojrzał na zegarek. Była 3.38. – Inspektor Selander, słucham – powiedział spokojnym głosem.

      Linda stanęła przy oknie i zaczęła obserwować ulicę. Mimo siarczystego mrozu i środka nocy ruch na Drottning Kristinas był jak w porze lunchu na Kungsgatan. Co najmniej trzy wozy telewizyjne, dwa radiowe, a to wszystko uzupełnione sporą grupą podpitych studentów. Cały ten tłumek powstrzymywały tylko dwa radiowozy z błyskającymi światłami, kilku policjantów i biało-niebieska taśma z napisem: „Polis”.

      Nasłuch radiostacji zawsze lepiej funkcjonował w mediach niż w samej policji, a tej nocy w eterze było gęsto od komunikatów.

      Kiedy Gunnar Selander dokonywał pobieżnej obdukcji miejsca zbrodni, a dwaj rośli policjanci pilnowali wejścia, Linda i Per Moberg zajęli się tym, co było najpilniejsze. Przekazali na stanowisko kierowania informację o tym, co odkryli na wydziale elektroniki KTH. Linda była pewna, że policja poderwała już wszystkie swoje rezerwy i każdy funkcjonariusz w Sztokholmie i okolicy będzie wiedział, kogo szukać. Blokada wkrótce rozszerzy się na cały kraj. Trwało czesanie miasta w poszukiwaniu volkswagena numer 12 firmy Securitas i czterech uzbrojonych mężczyzn.

      FRA przekazał policji zdjęcia Antona Peteriusa. Nadzór nad operacją objął Bengt Ulwe, zastępca komendanta sztokholmskiej policji. Właśnie pędził radiowozem na sygnale ze swojego domu w Kista do centrali na Polhemsgatan. Stary policjant, doświadczony w takich operacjach, któremu dotąd żaden przestępca nie zdołał się wymknąć. Ostatnio z sukcesem poprowadził pościg za terrorystą Safirem as-Salamem, zamierzającym wysadzić promy na Bałtyku.

      Tym razem, Bengt, nie będzie tak łatwo – pomyślała Linda. To nie byli zwykli kryminaliści wynajęci do mokrej roboty ani nawet terroryści. Linda pamiętała swoje starcie z komandem Garbinowa i siłą rzeczy jej myśli kierowały się w stronę rosyjskiego specnazu. Dlatego Bengt nikogo nie złapie – uważała. Minęły cztery godziny, a dla zawodowców to wystarczająco dużo, by się skutecznie ulotnić. Pewnie nawet nie ma ich już w Szwecji. Za godzinę policjanci znajdą gdzieś w lesie spalony samochód, a w nim resztki mundurów i zwęglone ciało Lassego, a może też Antona. Chociaż miała nieodparte wrażenie, że Peterius jednak żyje – bo po co napastnicy mieliby go zabierać ze sobą? – to racjonalna ocena była inna. Zabili z zimną krwią trzy osoby, mogli zlikwidować też Antona. Wszystko wskazywało na to, że musi być im do czegoś potrzebny, ale na jak długo? Linda