Miłość czyni dobrym. Katarzyna Bonda

Читать онлайн.
Название Miłość czyni dobrym
Автор произведения Katarzyna Bonda
Жанр Классические детективы
Серия Wiara, Nadzieja, Miłość
Издательство Классические детективы
Год выпуска 0
isbn 978-83-287-1553-0



Скачать книгу

To jak będzie, Konstantin?

      – Dobrze będzie – odparł prawnik. – Jeden procent od waszego zysku netto będzie dobrze i dla was, i dla mnie.

      – Dziewięćdziesiąt tysięcy? – Samo wymówienie takiej sumy z trudem przeszło Ottonowi przez gardło, a kiedy pomyślał, że będzie musiał ją oddać notariuszowi, aż się zapluł ze złości. – To się nazywa haracz! Trzeba było iść na studia, Frolich.

      – Byłem rok, ale mnie wywalili – uczciwie przyznał Dieter.

      – Zawodówka się nie liczy – fuknął Otto i rzucił wrogie spojrzenie Konstantinowi, który uzupełniał wszystkim szklanki, by uniknąć negocjacji.

      – No, skoro wy bierzecie dziewięć baniek, to tak wskazuje kalkulator – rzekł.

      – A koszty? Trzeba odliczyć.

      – Ja też będę miał koszty. Myślisz, Frolich, że takie kwity są w systemie albo sprawdzają się za darmo? Trzeba opłacić kupę ludzi, a co najważniejsze, przekupić prezesa banku.

      – Mówiłeś, że to twój znajomy.

      – No przecież, że tak. Inaczej wcale nie byłoby dojścia, bo ma opinię niekorumpowalnego. Ale z dobrego serca nie zaryzykuje. Poza tym Pan Bóg kazał się dzielić. Gadacie tak, jakbyście mi żałowali. Wy narailiście kontrakt, ale ja go zrealizuję. Odtąd nie musicie kiwać palcem. Słaby układ?

      – Więc jeden procent. – Otto wyciągnął rękę, a Konstantin ją uścisnął. – Ale spiszemy to na papierze.

      – Radka! – wydarł się notariusz. – Przynieś umowę.

      Goście spojrzeli po sobie. Dopiero do nich dotarło, że Konstantin od początku forsował swoją propozycję, a oni nawet nie negocjowali. Dieter zaś w duchu przyznał, że jego opinia o prawnikach jest słuszna. Może Konstantin to nie wzorowy pedant, ale z pewnością cyniczny i perfidny manipulator. Co z tego, skoro go potrzebowali.

      – Nie płaczcie, nie żałujcie kasy. I tak się wam opłaci – pocieszył ich notariusz, jakby wyczuł, że są zawiedzeni. – Teraz możecie się czuć bezpieczni. Zajmę się wszystkim. Sprawdzę dokumenty i dossier Polaka, zadbam o to, by banki przyjęły nasze czeki. Może ugramy przy tym jeszcze parę marek, ale wszystko idzie przez wasze konta, tak? Bo jeśli przez moje, to trzeba jeszcze przekupić Noella. Teraz by się Szwajcar przydał.

      – Przez nasze. – Dieter natychmiast przystąpił do obrony straconych pozycji. – Noella trzymajmy w odwodzie. Jakby była wpadka.

      Otto, choć czuł się już pijany, nie stracił wrodzonej czujności.

      – A właśnie, co w razie wpadki?

      – Trzeba będzie wiać z kraju – odparł lekceważąco Konstantin. – Nikt jeszcze nie znalazł lepszej recepty na wpadkę niż porządny dystans. Przekonaliście mnie. Lepiej przepuścić to przez was.

      – Podoba mi się twój punkt widzenia. – Dieter wzniósł się na wyżyny swojego pesymizmu. – Od razu się uspokoiłem.

      Otto zgromił szwagra spojrzeniem. Był wściekły.

      – A plan B?

      Konstantin rozparł się na krześle, aż oparcie niebezpiecznie zaskrzypiało.

      – Zamieniam się w słuch. Plan B zawsze dobrze mieć. Ale umowę i tak podpiszemy.

      Radka tym razem przydreptała tylko do szklanych drzwi. Pomachała plikiem dokumentów.

      – Dalej nie idę – burczała niezadowolona. – Tutaj też jest mokro.

      – Podasz? – Notariusz zwrócił się do Dietera. – Jesteś z nas najmłodszy.

      Kiedy mechanik ruszył po papiery, Konstantin pochylił się do Ottona.

      – To ty zwietrzyłeś ten biznes?

      Klemke potwierdził.

      – I co sądzisz o Polaku?

      – Niezły frajer, ale trzeba uważać.

      – Uważać z takim obrotem trzeba zawsze. Pytam, czy zorientuje się, że go dymamy.

      – Raczej tak. To cwaniak. Wygląda niepoważnie, ale zna się na rzeczy.

      – Słyszałem, że ma dostęp do papierów FED.

      – Coś mówił – przyznał niepewnie Otto.

      – Widzieliście te kwity?

      Otto znów skinął głową.

      – To duża rzecz. – Damm gwizdnął. – Wiesz, co to znaczy Rezerwa Federalna Stanów Zjednoczonych?

      Otto patrzył na notariusza bezmyślnie, chciał skłamać, ale w końcu się poddał.

      – Chcesz, to was poznamy – zaproponował, by zatrzeć swój obraz ignoranta w oczach prawnika.

      – W żadnym razie – zaoponował gwałtownie Damm. – Oficjalnie mnie w tym interesie nie ma. Sprawdzę i przygotuję dokumenty do podpisu – wtedy mogę go dyskretnie obejrzeć. Polecicie mnie, a ja dam dobre stawki, ale ani słowa o naszym układzie. Tylko wtedy będę mógł zadbać o nasze bezpieczeństwo.

      – Nasze? – zdziwił się Otto. – Jak na razie to my świecimy gębą przed urzędasami, na nasze konto idzie kasa, którą trzeba rozparcelować, a ty tylko wyciągasz łapę po hajs pod stołem i jeszcze chciałbyś słuchać, co gadają gracze. Nie, na taki układ się nie zgadzam.

      Konstantin udał, że nie słucha. Zerwał się z krzesła.

      – Co z tymi umowami? – krzyknął do Dietera, który wciąż stał przed wejściem do domu i wyglądało na to, że czyta je z uwagą.

      Otto całe lata nie doświadczał takiego widoku.

      – Tu jest napisane kredyt, a pod gwiazdką pożyczka prywatna – rzucił mechanik do szwagra, kiedy dotarł wreszcie do brzegu basenu. Szedł bardzo ostrożnie, z każdym krokiem boleśnie przekonując się o prawdziwości słów gospodyni, bo kilka razy na mokrej terakocie omal nie wywinął orła.

      – Wysmarowali posadzkę woskiem – pośpieszył z wyjaśnieniem Konstantin. – Taki psikus. Niech diabli wezmą bachory!

      Otto jednak nie dał się zagadać.

      – Jaka pożyczka? Dawaj te papiery! Powinno być prowizja. A jak interes nie wypali?

      Chwycił ramię szwagra, ale nie zdołał utrzymać i Dieter wpadł do brei z liśćmi. Dokumenty zaś rozfrunęły się i wolno opadały na wodę.

      – Radka, wydrukuj jeszcze raz! – krzyknął znów notariusz. – Albo nie, czekaj tam. Idziemy do domu.

      Wstał, chwycił cedzak i podał Dieterowi, by miał się czego schwycić.

      – Musimy zaksięgować ten zysk jako pożyczkę. Inaczej nie będę miał narzędzi, by działać w waszym interesie. To musi mieć pozory legalności. Oczywiście w razie niezrealizowania transakcji nie płacicie. To tylko taki myk prawny. A przecież nie chcecie jej nie-zre-ali-zować. – Ostatnie zdanie wysylabizował, by miało posmak łagodnej groźby.

      – Pełnomocnictwa nie wystarczą?

      – Przy takiej kwocie? Drogi Klemke, to wołanie o kontrolę fiskusa, a na to ani ja, ani wy nie możemy sobie pozwolić. Widzę, że w prawie bankowym orientujecie się cały nul. Jak to możliwe, że akurat wy trafiliście ten in­teres?

      – Polecono nas – odparł z dumą Dieter, który wydostał się już z basenu.

      Trząsł się z zimna, bo jesień w Niemczech nie była tego roku łaskawa. Choć na drzewach było jeszcze sporo liści, a słońce prażyło w ciągu dnia, w nocy