Niespokojna krew. Роберт Гэлбрейт

Читать онлайн.
Название Niespokojna krew
Автор произведения Роберт Гэлбрейт
Жанр Ужасы и Мистика
Серия Cormoran Strike prowadzi śledztwo
Издательство Ужасы и Мистика
Год выпуска 0
isbn 9788327160645



Скачать книгу

plan. Z tego, co zdążyliśmy się zorientować, Szemraniec uważa się za macho.

      – Morris zamierza to rozegrać po swojemu. Powiedział Robin, że nie ma nic przeciwko zmianie planu, ale…

      – Myślisz, że dalej spotyka się z tą asystentką?

      – „Spotyka się” to chyba zbyt łagodne określenie – powiedział Barclay.

      Strike wezwał zatem Morrisa do agencji i wyłożył mu w prostych słowach, że ma zostawić w spokoju asystentkę Szemrańca i w następnym tygodniu skupić się na dziewczynie Drugiego Raza. Morris nie oponował: w zasadzie jego kapitulacja była zabarwiona lizusostwem. Rozmowa pozostawiła jednak lekki niesmak. Morris pod prawie każdym względem był cennym pracownikiem, miał wiele dobrych kontaktów w policji, ale w sposobie, w jaki skwapliwie zgadzał się z każdym słowem Strike’a, było coś śliskiego, czego Cormoran nie potrafił polubić. Wieczorem, jadąc za taksówką, która wiozła Pląsacza i jego dziewczynę przez West End, Strike przypomniał sobie splecione palce doktora Gupty i stwierdzenie starego lekarza, że niezbędnym warunkiem sukcesu w biznesie jest sprawne funkcjonowanie zespołu.

      Wjeżdżając na West Wickham, zobaczył rzędy podmiejskich domów z oknami wykuszowymi, szerokimi podjazdami i prywatnymi garażami. Wzdłuż alei, przy której mieszkał Gregory Talbot, ciągnęły się solidne rodzinne rezydencje, kojarzące się z sumiennymi właścicielami z klasy średniej, którzy kosili swoje trawniki i pamiętali harmonogram wywozu śmieci. Domy nie były tak okazałe jak wolnostojące budynki przy ulicy doktora Gupty, ale i tak o wiele bardziej przestronne niż mieszkanie Strike’a na poddaszu nad agencją.

      Skręcając na podjazd Talbota, Strike zaparkował bmw za kontenerem na śmieci blokującym wjazd do garażu. Gdy wyłączył silnik, ujrzał bladego, zupełnie łysego mężczyznę z ogromnymi uszami i w okularach w stalowej oprawce, otwierającego drzwi z miną wyrażającą ostrożne podekscytowanie. Dzięki internetowym poszukiwaniom Strike wiedział, że Gregory Talbot jest dyrektorem szpitala.

      – Pan Strike? – zawołał gospodarz, gdy detektyw ostrożnie wysiadał z bmw (podjazd zrobił się śliski po deszczu, a wspomnienie o upadku na promie do Falmouth wciąż było świeże).

      – Tak, to ja – powiedział Strike, zamykając samochód i wyciągając rękę do Talbota, który już szedł w jego stronę. Talbot był niższy od Strike’a o dobre piętnaście centymetrów.

      – Przepraszam za ten kontener – powiedział. – Remontujemy poddasze.

      Gdy podeszli do drzwi wejściowych, dwie bliźniaczki, których wiek Strike oszacował na jakieś dziesięć lat, wybiegły z domu, o mało nie przewracając Gregory’ego.

      – Nie wychodźcie z ogródka, dziewczynki! – zawołał Gregory, choć według Strike’a bardziej palącym problemem było niewątpliwie to, że żadna z bliźniaczek nie miała butów, a ziemia była zimna i mokra.

      – „Nie wychudźcie z ugródka, dzieścinki” – przedrzeźniła go jedna z dziewczynek. Gregory spojrzał na ną łagodnie znad okularów.

      – Nieuprzejmość nie jest zabawna.

      – Jest zabawna, i to jak cholera! – powiedziała pierwsza z bliźniaczek, wywołując ochrypły śmiech drugiej.

      – Jeszcze jedno brzydkie słowo, Jaydo, a będziesz mogła zapomnieć o budyniu czekoladowym po kolacji – powiedział Gregory. – Poza tym nie pożyczę ci iPada.

      Jayda zrobiła komiczną minę, lecz rzeczywiście powstrzymała się od mówienia brzydkich słów.

      – Jesteśmy rodziną zastępczą – wyjaśnił Gregory Strike’owi, gdy weszli do domu. – Nasze dzieci już się wyprowadziły. Niech pan skręci w prawo i usiądzie.

      Strike’owi, który z własnego wyboru żył w nieco spartańskim minimalizmie, zagracony i zupełnie nieposprzątany pokój wydał się odpychający. Detektyw chciał skorzystać z zaproszenia i usiąść, ale wymagałoby to uprzedniego przestawienia olbrzymiej ilości przedmiotów, co uznał za niekulturalne. Nieświadomy kłopotliwej dla Strike’a sytuacji, Gregory spojrzał przez okno na bliźniaczki. Już wracały biegiem do domu, trzęsąc się z zimna.

      – Uczą się – powiedział, gdy trzasnęły drzwi wejściowe i bliźniaczki pobiegły na górę. Odwrócił się od okna i zauważył, że żadne z miejsc siedzących nie nadaje się aktualnie do użytku.

      – A, tak, przepraszam – powiedział, choć bez cienia zażenowania, które okazałaby ciotka Strike’a, gdyby przypadkowy gość zastał w jej domu taki nieporządek. – Dziś rano były tu dziewczynki.

      Gregory zwinnie usunął z fotela cieknący pistolet na bańki, dwie nagie lalki Barbie, dziecięcą skarpetkę, kilka małych kawałków kolorowego plastiku i pół mandarynki, by Strike mógł usiąść. Rzucił te bezdomne przedmioty na drewniany stolik do kawy, już i tak zawalony stertami magazynów, zbieraniną pilotów, kilkoma listami i pustymi kopertami oraz kolejnymi plastikowymi zabawkami, w tym sporą ilością klocków Lego.

      – Herbaty? – zaproponował. – Kawy? Żona zabrała chłopców na basen.

      – A, więc są też chłopcy?

      – Dlatego remontujemy poddasze – powiedział Gregory. – Darren jest u nas od blisko pięciu lat.

      Gdy Gregory poszedł po gorące napoje, Strike podniósł z podłogi pod stolikiem do kawy oficjalny album z naklejkami tegorocznej Ligi Mistrzów. Przewracał strony, tęskniąc za czasami, w których on też zbierał naklejki z piłkarzami. Gdy leniwie rozmyślał o szansach Arsenalu na zwycięstwo w mistrzostwach, dokładnie nad jego głową rozległa się seria trzasków, po której wisząca lampa leciutko się zakołysała, co sprawiło, że spojrzał w górę. Brzmiało to tak, jakby bliźniaczki skakały na łóżkach. Odkładając album z naklejkami, zastanawiał się, co mogło skłonić Talbota i jego żonę do sprowadzenia do swojego domu dzieci, z którymi nie łączyło ich żadne biologiczne pokrewieństwo. Zanim zjawił się Gregory z tacą, myśli Strike’a popłynęły ku Charlotte, która zawsze deklarowała brak instynktu macierzyńskiego i będąc w ciąży, przysięgała, że zostawi swoje bliźnięta pod opieką teściowej.

      – Mógłby pan…? – spytał Gregory, patrząc na stolik do kawy.

      Strike szybko przeniósł całe garście różnych przedmiotów na kanapę.

      – Dzięki – powiedział Gregory, stawiając tacę. Z drugiego fotela zgarnął jeszcze jedną stertę, którą także przerzucił na całkiem już spory stos rzeczy na kanapie, po czym sięgnął po kubek i usiadł.

      – Proszę, niech się pan częstuje. – Wskazał trochę lepką cukierniczkę i nieotwartą paczkę herbatników.

      – Bardzo dziękuję – powiedział Strike, wsypując cukier do herbaty.

      – A zatem – zaczął lekko podekscytowany Gregory – próbuje pan udowodnić, że Creed zabił Margot Bamborough.

      – No cóż – zaczął Strike. – Próbuję ustalić, co się z nią stało, a jedną z możliwości jest oczywiście Creed.

      – Czytał pan, że jeden z rysunków Creeda został sprzedany za ponad tysiąc funtów? Pisali o tym w gazecie w ubiegły weekend.

      – Przegapiłem – odparł Strike.

      – Tak, to było w „Observerze”. Autoportret wykonany ołówkiem w czasie odsiadki w Belmarsh. Sprzedano go za pośrednictwem strony internetowej oferującej dzieła seryjnych morderców. Świat zwariował.

      – To prawda – zgodził się Strike. – Jak wspomniałem przez telefon, chciałbym porozmawiać o pana ojcu.

      – Tak – powiedział Gregory i część podekscytowania go opuściła. – Ale… nie wiem, ile pan już wie.

      – Wiem,