Śmierć i pies. Фиона Грейс

Читать онлайн.
Название Śmierć i pies
Автор произведения Фиона Грейс
Жанр Триллеры
Серия Przytulne kryminały z Lacey Doyle
Издательство Триллеры
Год выпуска 0
isbn 9781094343686



Скачать книгу

jak Lacey.

      Wzrok blondynki w momencie przeskoczył na Lacey.

      –Lacey? – powtórzyła, jakby już słyszała jej imię. – Lacey to ty?

      –Ee… Tak… – wybełkotała Lacey ze zdziwieniem. Dlaczego kobieta znała jej imię?

      –Masz sklep z antykami, prawda? – dodała kobieta. Odłożyła na blat mały notatnik, który miała w rękach, a ołówek włożyła za ucho. Wyciągnęła dłoń w kierunku Lacey.

      Z rosnącym zdezorientowaniem Lacey pokiwała głową i podała jej dłoń. Kobieta mocno ją uścisnęła. Lacey zastanowiła się przez chwilę, czy w plotkach o zapasach nie było ziarna prawdy.

      –Przepraszam, ale skąd to wszystko wiesz? – zapytała Lacey, kiedy kobieta energicznie potrząsała jej ręką z szerokim uśmiechem na twarzy.

      –Wiem, bo każdy, kto zorientuje się, że nie jestem stąd, zaczyna mi o tobie opowiadać! Że też sama się tu przeprowadziłaś. I też zaczęłaś własny biznes. Chyba wszyscy w Wilfordshire obstawiają, że zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami.

      Dalej trzymała rękę Lacey i  kiedy Lacey mówiła, jej głos drżał od wibracji.

      –Więc sama przeprowadziłaś się do Anglii?

      Kobieta w końcu wypuściła jej dłoń.

      –Tak. Rozwiodłam się z mężem, ale to ciągle było za mało. Czułam, że muszę wynieść się na drugą stronę globu.

      Lacey zaśmiała się.

      –U mnie to samo. Cóż, u mnie podobnie. Może Nowy Jork nie jest tak daleko, ale w Wilfordshire czasem można mieć takie wrażenie.

      Gina odchrząknęła.

      –Mogę prosić o cappuccino i tosta z tuńczykiem?

      Kobieta wyglądała, jakby właśnie przypomniała sobie o istnieniu Giny.

      –Och, przepraszam. Trochę się zakręciłam – podała rękę Ginie. – Jestem Brooke.

      Gina nawet na nią nie spojrzała. Od niechcenia uścisnęła jej dłoń. Lacey widziała, że Ginę trawi zazdrość i nie mogła powstrzymać uśmiechu.

      –Gina, moja towarzyszka broni – powiedziała Lacey. – Pracuje ze mną w sklepie, pomaga w polowaniach na antyki, zajmuje się moim psem, stara się wpoić mi podstawy ogrodnictwa i generalnie tylko dzięki niej jeszcze tutaj nie zwariowałam.

      Grymas zazdrości na twarzy Giny przerodził się w zawstydzony uśmiech.

      Brooke uśmiechnęła się.

      –Mam nadzieję, że też znajdę swoją Ginę – zażartowała. – Bardzo miło was poznać.

      Wyciągnęła ołówek zza ucha, a jej blond włosy ze świstem wróciły na swoje miejsce.

      –Czyli jedno cappuccino i tost z tuńczykiem – powtórzyła i zapisała zamówienie. – A dla ciebie? – spojrzała pytająco na Lacey.

      –Latte – powiedziała Lacey, zerkając na menu. Szybko przejrzała całą kartę. Była spora i pełna apetycznych dań, ale tak naprawdę większość z nich była kanapkami z wyszukanymi nazwami. Tost z tuńczykiem, którego zamówiła Gina, w menu można było znaleźć pod nazwą „tost z tuńczykiem paskowanym, wędzonym cheddarem i nutą dębu”. – Ee, dla mnie bagietka z puree z awokado.

      Brooke zapisała zamówienie.

      –A dla waszych futrzaków? – dodała i wskazała ołówkiem na Budykę i Chestera, którzy za plecami Giny i Lacey krążyli wokół siebie, wąchając się nawzajem z ekscytacją. – Miska wody i smakołyki dla psów?

      –Idealnie – powiedziała Lacey. Życzliwość Brooke jej zaimponowała.

      Mogłaby prowadzić hotel, pomyślała Lacey. Może zajmowała się czymś podobnym w Australii? A może po prostu była miła. W każdym razie zrobiła na Lacey bardzo dobre wrażenie. Możliwe, że mieszkańcy Wilfordshire mieli rację i naprawdę się zaprzyjaźnią. Lacey nie miałaby nic przeciwko temu!

      Razem z Giną poszły wybrać stolik. A wybór był szeroki: od drzwi przerobionych na stół, przez krzesła z pni drzew aż do zakamarka zrobionego z łódek rybackich, które wypełnione były poduszkami. Wybrały bezpieczną opcję – drewniany stolik ogrodowy.

      –Wydaje się taka sympatyczna – powiedziała Lacey i zajęła miejsce przy stole.

      Gina wzruszyła ramionami i opadła na ławkę naprzeciwko.

      –Hm. Może być.

      Na jej twarz powrócił grymas zazdrości.

      –Wiesz, że ciebie lubię najbardziej – powiedziała Lacey.

      –Póki co. Poczekaj, aż zaczniecie z Brooke rozmawiać o trudach życia za granicą.

      –Mogę mieć więcej niż jedną przyjaciółkę.

      –Wiem. Ale ciekawe, z kim chętniej będziesz spędzać czas? Z właścicielką modnej knajpy w twoim wieku czy z kobietą w wieku twojej matki, która zawsze śmierdzi owcami?

      Lacey zaśmiała się, ale bez cienia złośliwości. Sięgnęła przez stół, żeby uścisnąć dłoń Giny.

      –Nie kłamałam, kiedy mówiłam, że bez ciebie bym zwariowała. Naprawdę, po całej sprawie z Iris, z policją i z Taryn, która chciała pozbyć się mnie z miasta… Bez ciebie postradałabym zmysły. Jesteś świetną przyjaciółką i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Nie zamierzam o tobie zapomnieć, bo jakaś zapaśniczka z obsesją na punkcie kaktusów przyjechała do miasta, okej?

      –Zapaśniczka z obsesją na punkcie kaktusów? – powtórzyła Brooke, która właśnie pojawiła się z tacą z kawą i kanapkami. – Jest szansa, że mówicie o mnie?

      Lacey poczuła, jak czerwienią się jej policzki. Plotkowanie o ludziach nie było w jej stylu. Chciała tylko poprawić humor Ginie.

      –Ha! Lacey, twoja twarz! – krzyknęła Brook i poklepała ją po plecach. – Nie przejmuj się. Ja nie zamierzam. Jestem dumna z mojej przeszłości.

      –Masz na myśli…

      –Tak – powiedziała Brooke z uśmiechem – to prawda. Chociaż to naprawdę nic takiego. Ludzie trochę przesadzają. Uprawiałam zapasy w szkole, potem na studiach i przez rok zawodowo. Może tutaj, w małym, angielskim miasteczku, wydaje się to bardziej egzotyczne.

      Lacey zrobiło się naprawdę głupio. Oczywiście, nie można całkowicie ufać plotkom przekazywanym z ust do ust w małym miasteczku. Kariera Brooke jako zapaśniczki była dla niej czymś tak samo normalnym, jak dla Lacey to, że pracowała w firmie projektującej wnętrza w Nowym Jorku – normalne dla niej, egzotyczne dla innych.

      –A co do obsesji na punkcie kaktusów… – powiedziała Brook i puściła oczko do Lacey.

      Położyła jedzenie i kawy na stole, postawiła miski dla psów na ziemi i zostawiła Lacey i Ginę.

      Mimo skomplikowanych opisów w menu jedzenie było naprawdę pyszne. Awokado było idealne, dojrzałe na tyle, by rozpływało się w ustach, ale nie miało papkowatej konsystencji. Chleb był świeży, pełnoziarnisty, idealnie opieczony. Był tak dobry, jak chleb Toma – co było szczytem uznania Lacey! A kawa była prawdziwą wisienką na torcie. Ostatnio Lacey przerzuciła się na herbatę, którą ciągle ktoś jej proponował. Do tej pory żadna kawiarnia w mieście nie spełniała jej wymagań, ale kawa od Brooke smakowała, jakby właśnie przypłynęła z Kolumbii! Na pewno to u niej będzie kupowała swoją poranną kawę. Oczywiście, w te dni, kiedy zaczyna pracę o rozsądnej godzinie, a nie o bladym świcie, kiedy normalni ludzie smacznie śpią.

      Lacey była w połowie lunchu, kiedy automatyczne drzwi rozsunęły się, a do środka wmaszerował Buck i jego głupiutka żona. Lacey jęknęła.

      –Te,