Bóg Imperator Diuny. Frank Herbert

Читать онлайн.
Название Bóg Imperator Diuny
Автор произведения Frank Herbert
Жанр Зарубежная фантастика
Серия s-f
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 9788381887786



Скачать книгу

w czymś, co będą wspominać przez resztę życia. Osiągają pełnoletność w towarzystwie swych sióstr przygotowywanych do rzeczy głębokich i wzniosłych. Dzielenie się takim towarzystwem zawsze przygotowuje do rzeczy wielkich. Mgiełka nostalgii okrywa te ich dni wśród sióstr, czyniąc je czymś innym, niż były. W ten właśnie sposób dzień dzisiejszy zmienia historię. Nie wszyscy współcześni żyją w tym samym czasie. Przeszłość stale się zmienia, lecz niewielu to sobie uświadamia.

      – Wykradzione dzienniki

      Leto zjechał do krypty późnym wieczorem, po zawiadomieniu rybomównych. Uznał, że najlepiej będzie zacząć pierwszą rozmowę z nowym Duncanem Idaho w ciemnym pomieszczeniu, w którym ghola usłyszy, jak Leto opisuje siebie, zanim ujrzy jego ciało preczerwia. Przy centralnej kolistej krypcie istniała wykuta w ciemnym kamieniu boczna sala, która nadawała się do tego celu. Była dostatecznie duża, by pomieścić Leto na jego powozie, chociaż jej strop był niski. Oświetlały ją kontrolowane przez Leto ukryte lumisfery. Drzwi były tylko jedne, ale dwuczęściowe. Szerokie skrzydło mogło przepuścić królewski powóz, wąskie służyło ludziom.

      Leto wjechał swym powozem do sali, zamknął wielkie skrzydło i otworzył małe. A potem przygotował się na tę ciężką próbę.

      Ciągle narastającym problemem była nuda. Wzór tleilaxańskich gholi stawał się nużąco powtarzalny. Kiedyś uprzedził Tleilaxan, żeby nie przysyłali mu nowych Duncanów, oni jednak wiedzieli, że w tej sprawie mogą być nieposłuszni.

      „Czasami myślę, że robią to, żeby być w czymkolwiek nieposłuszni”.

      Tleilaxanie polegali na pewnej ważnej rzeczy, która – jak wiedzieli – ochroniła ich w innych sprawach.

      „Obecność Duncana cieszy Paula Atrydę we mnie”.

      – Duncanowie mają przychodzić do mnie z czymś więcej niż tleilaxańskie przygotowanie – uprzedził Leto swego marszałka dworu w jego pierwszym dniu w cytadeli. – Musisz dopilnować, by moje hurysy uspokoiły ich i odpowiedziały na pewne pytania.

      – Na jakie pytania mogą odpowiadać, Panie?

      – One wiedzą.

      Moneo dowiedział się oczywiście wszystkiego w miarę upływu lat.

      Leto usłyszał głos Moneo za drzwiami, potem kroki eskorty rybomównych, wreszcie wyraźne i ostrożne kroki nowego gholi.

      – Tędy – powiedział marszałek. – W środku będzie ciemno. Zamkniemy za tobą drzwi. Stój i czekaj, aż Pan Leto przemówi.

      – Dlaczego będzie ciemno? – Głos Duncana był agresywny i pełen obaw.

      – On to wyjaśni.

      Idaho został wepchnięty do sali, a skrzydło drzwi zamknęło się za nim.

      Leto wiedział, co widzi ghola: tylko cienie wśród cieni i czerń, w której nie można zlokalizować nawet źródła dźwięku. Jak zwykle Leto użył głosu Paula Muad’Diba.

      – Miło cię znowu widzieć, Duncanie!

      – Ja ciebie nie widzę!

      Idaho był wojownikiem, a wojownik atakuje. To upewniło Leto, że ghola jest wiernym odwzorowaniem oryginału. Gra moralności, dzięki której Tleilaxanie budzili przedśmiertne wspomnienia gholi, zawsze pozostawiała w ich umysłach niepewność. Niektórzy byli przekonani, że grozili prawdziwemu Paulowi Muad’Dibowi. Ten również miał takie wrażenie.

      – Słyszę głos Paula, ale go nie widzę – powiedział Idaho. Nie próbował ukryć zawodu.

      „Dlaczego Atryda bawi się w tę głupią grę? Paul od dawna nie żyje, a to jest Leto, nosiciel wskrzeszonych wspomnień Paula… i wspomnień wielu innych! Jeśli, rzecz jasna, można wierzyć Tleilaxanom”.

      – Powiedziano ci, że jesteś tylko ostatnim z długiego szeregu duplikatów.

      – Nie mam po nich żadnych wspomnień!

      Leto rozpoznał w głosie Duncana histerię ledwie zamaskowaną wojacką brawurą. Przeklęta praktyka odtwarzania osobowości po opuszczeniu przez gholę kadzi wywołała jak zwykle mentalny chaos. Ten Duncan przybył w stanie bliskim szoku, podejrzewając, że jest obłąkany. Leto wiedział, że potrzebne będą najsubtelniejsze działania, by uspokoić biedaka. Dla nich obu będzie to wyczerpujące emocjonalnie.

      – Zaszło wiele zmian, Duncanie – rzekł – ale jedno się nie zmieniło. Nadal jestem Atrydą.

      – Powiedzieli mi, że twoje ciało…

      – Tak, to się zmieniło.

      – Przeklęci Tleilaxanie! Usiłowali mnie zmusić do zabicia kogoś… cóż, wyglądał jak ty. Przypomniałem sobie właśnie, kim byłem, a tam był… Czy to mógł być ghola Muad’Diba?

      – Maskaradnik, zapewniam cię.

      – Wyglądał i mówił tak podobnie… Jesteś pewny?

      – Aktor, nic więcej. Czy przeżył?

      – Oczywiście! Tak właśnie obudzili moje wspomnienia. Wyjaśnili mi całe to diabelstwo. Czy to prawda?

      – Prawda, Duncanie. Nie cierpię tego, ale pozwalam na to, by mieć przyjemność z twego towarzystwa.

      „Potencjalne ofiary zawsze przeżywają – myślał Leto. – Przynajmniej spotkanie z tymi Duncanami, których oglądam. Zdarzały się wpadki, fałszywy Paul został zabity, a Duncan spisany na straty. Zawsze jednak istnieją kolejne komórki oryginału”.

      – A co z twoim ciałem? – zapytał Idaho.

      Można już było odprawić Muad’Diba i Leto wrócił do własnego głosu.

      – Zgodziłem się na drugą skórę z piaskowych troci i od tamtej pory one mnie zmieniają.

      – Dlaczego?

      – Wyjaśnię ci to w stosownym czasie.

      – Tleilaxanie mówili, że wyglądasz jak czerw pustyni.

      – A co mówią moje rybomówne?

      – Że jesteś Bogiem. Dlaczego nazywasz je rybomównymi?

      – To stary koncept. Pierwsze kapłanki rozmawiały w snach z rybami. Dowiedziały się dzięki temu wielu cennych rzeczy.

      – Skąd to wiesz?

      – Ja jestem tymi kobietami… i wszystkim, co było przed nimi i po nich.

      Leto usłyszał, jak Idaho przełyka ślinę wyschniętym gardłem.

      – Już wiem, po co ta ciemność. Dajesz mi czas na oswojenie się.

      – Zawsze szybko pojmowałeś, Duncanie.

      „Z wyjątkiem tych przypadków, kiedy pojmowałeś wolno”.

      – Od jak dawna się zmieniasz?

      – Od ponad trzech i pół tysiąca lat.

      – Więc Tleilaxanie mówili prawdę!

      – Rzadko teraz ośmielają się kłamać.

      – To długo.

      – Bardzo długo.

      – A Tleilaxanie… kopiowali mnie wiele razy?

      – Wiele.

      „Czas, żebyś zapytał, ile razy”.

      – Ilu mnie już było?

      – Pozwolę ci zajrzeć do akt.

      „I tak to się zaczyna” – pomyślał Leto.

      Taka rozmowa najwyraźniej zadowalała Duncanów, ale nigdy nie