Stąpając po linie. David Baldacci

Читать онлайн.
Название Stąpając po linie
Автор произведения David Baldacci
Жанр Ужасы и Мистика
Серия Ślady Zbrodni
Издательство Ужасы и Мистика
Год выпуска 0
isbn 9788327160614



Скачать книгу

dochód – dodała z przekąsem.

      – Jest lokalnym potentatem?

      – Tak, ale niejaki Stuart McClellan jest jeszcze bogatszy.

      – Jak to?

      Z odpowiedzią pospieszył Kelly.

      – W rękach McClellana znajduje się większość przemysłu wydobywczego w tym rejonie.

      – Panowie żyją ze sobą w zgodzie?

      I tym razem odpowiedział Kelly.

      – Współpracują. Ale nie nazwałbym ich najlepszymi przyjaciółmi.

      – W końcu to mężczyźni, w dodatku bogaci – wtrąciła z rozdrażnieniem Simms – a to oznacza, że nieustannie udowadniają sobie – za przeproszeniem – kto ma większego, kto tu rządzi. – Pokręciła głową. – Chłopcy nigdy nie dorastają, bez względu na to, ile mają forsy.

      – Dobrze znała pani Cramer?

      – Tak samo jak wszyscy mieszkańcy tego bloku. Uczyła w szkole u Braci.

      – Słyszeliśmy. Co mogłaby nam pani o niej powiedzieć?

      – Była cicha, spokojna. Trzymała się trochę na uboczu. To znaczy była atrakcyjną młodą kobietą, ale nikt nigdy jej tu nie odwiedzał, przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.

      – Dlaczego przeprowadziła się tu z Dawson Towers? Tutaj jest taniej?

      – O tak, o wiele taniej. Jak mówiłam, w Towers jest dużo ładniej. Ale u nas jest czysto, czynsz zawiera opłaty za wywóz śmieci i kablówkę.

      – Widziała pani, żeby wychodziła z domu późnym wieczorem?

      – Nie. Wstaję z kurami, to i wcześnie chodzę spać. Jeśli było po dziewiątej, to nie mogłabym jej widzieć.

      – Opowiadała coś o swojej przeszłości? Mówiła, jak się tu znalazła?

      Simms oparła się wygodniej w fotelu i przez chwilę się zastanawiała.

      – Właściwie to nie. Nie wiem dlaczego, ale miałam wrażenie, że pochodzi z Zachodniego Wybrzeża. Ale to tylko domysły.

      Decker wyjrzał za okno, za którym lało jak z cebra.

      – A wspominała, dlaczego w ogóle przyjechała do London? Miała tu załatwioną pracę?

      – Nigdy o tym nie mówiła, nie. Ale pracowała u Braci jako nauczycielka, więc może to ją tu sprowadziło.

      – Albo przyjechała tu dla kogoś. Może za swoim chłopakiem? – dodała Jamison.

      – Nic o tym nie wiem.

      – Kiedy widziała ją pani po raz ostatni? – zainteresował się Kelly.

      Simms się namyślała.

      – Wydaje mi się, że dzisiaj mija tydzień.

      Decker spojrzał na Kelly’ego.

      – To zawęża szacowany przez koronera czas zgonu z dziesięciu dni do pięciu, ponieważ ciało znaleziono dwa dni temu.

      – Nie zaniepokoiła się pani, że nie widać jej od tygodnia? – dociekała Jamison.

      – Nie, bo powiedziała, że wybiera się na krótkie wakacje.

      – Dokąd? – pytała dalej Jamison, rzucając szybkie spojrzenie Kelly’emu, który zdawał się równie zaskoczony tą rewelacją.

      – Nie mówiła.

      – Nie napomknęła, czy wyjeżdża sama, czy z kimś albo czy zamierza się z kimś spotkać? – wtrącił się Kelly.

      – Nie, w zasadzie o tym nie rozmawiałyśmy.

      – Miała tu na miejscu jakichś przyjaciół?

      – Mnie się z tego nie zwierzała.

      – Nie chciałbym, żeby zabrzmiało to jak banał – rzekł Kelly – ale czy nie widziała tu pani żadnych kręcących się w pobliżu nieznajomych? Albo czy Irene nie mówiła, że ktoś ją nęka?

      – Nie, nic podobnego – odparła zaniepokojona Simms. – To porządne miasto. Ogólnie bezpieczne. Och, wiem, że ponosi czasem tych cymbałów, wdają się w bijatyki, a potem ktoś śmiertelnie obrywa, ale nikt tu celowo nikogo nie morduje.

      – Tak było do tej pory – sprostował Decker. – Rozejrzyjmy się w jej mieszkaniu.

      Mieszkanie było schludne, może aż za bardzo, pomyślał Decker. Wyposażenie i umeblowanie nie wyglądały na robione na zamówienie, co potwierdziła Simms. Maleńka funkcjonalna kuchnia wydawała się nieużywana. W sypialni łóżko i niewiele więcej. Żadnych książek, fotografii, pamiątek. Ani komputera stacjonarnego, ani laptopa. Oraz kabli, które wskazywałyby, że miała takie urządzenia.

      Decker spojrzał na Kelly’ego.

      – Simms twierdziła, że nie widziała nigdy wychodzącej wieczorem Cramer. Prawdopodobnie dlatego, że wcześnie kładzie się spać.

      – O takich porach dawno by spała.

      – Zeznała również, że wedle jej wiedzy Cramer nie miała tu w bloku żadnych znajomych. Ale i w tej kwestii może się mylić – zauważyła Jamison.

      – Ale czy przyprowadzałaby tutaj swoich klientów albo sypiała z kimś w swoim mieszkaniu? – powątpiewał Kelly. – Wtedy wszystko by się wydało.

      Decker pokręcił głową.

      – A gdyby ktoś wpadał tu na taki normalny seks? Nie w ramach usługi?

      Kelly wydawał się zaintrygowany.

      – Może miała chłopaka, o którym Simms nie wiedziała.

      – Mówiła ci o kimś takim? – zapytała Jamison.

      Kelly zaprzeczył.

      – Tego na pewno by mi nie powiedziała.

      – Zebraliście tu odciski palców? – chciał wiedzieć Decker.

      – Nie, ponieważ to nie jest miejsce przestępstwa.

      – Trzeba to zrobić – rzucił Decker surowym tonem.

      – Mamy jednego technika, który objeżdża kilka innych komisariatów w okolicy. Namówię go, żeby potraktował nas priorytetowo.

      – A co z samochodem? – spytał Decker. – Nie widziałem żadnej hondy zaparkowanej przy ulicy.

      – Szukamy go, ale na razie bez powodzenia.

      – Skoro umawiała się przez internet, prawdopodobnie miała laptopa. I musiała mieć telefon – rzekła Jamison.

      – Na pewno, ale jak dotąd nie znaleźliśmy ani jednego, ani drugiego – odparł Kelly.

      – Gdzie najprawdopodobniej spotykałaby się z mężczyznami? Z tobą umówiła się w jakimś obskurnym hoteliku?

      – Tak. Możemy tam zaraz pojechać.

      – No i musimy oczywiście porozmawiać z Braćmi – oznajmił Decker.

      – Nie wierzę, by mogli być w to zamieszani. Są pacyfistami.

      – Pacyfiści czy nie, wystarczy jedna czarna owca w stadzie. A niemal w każdej ludzkiej zbiorowości znajdzie się ktoś taki.

      10

      – Rozumiem, że to jest to naprawdę obskurne oblicze miasta – rzekła Jamison, podjeżdżając pod dwupiętrowy budynek w opłakanym stanie, z drewnianą elewacją, który wyglądał na nie mniej niż sto lat. Od mieszkania Cramer dzieliło go niespełna pół kilometra, ale znajdował się w jeszcze podlejszej części London.

      – Można tak powiedzieć.

      – Kto