Название | Narzeczona z Paryża |
---|---|
Автор произведения | Jennie Lucas |
Жанр | Остросюжетные любовные романы |
Серия | Światowe życie |
Издательство | Остросюжетные любовные романы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-276-5222-5 |
– Więc jesteś tu tylko dla pieniędzy – skwitował obojętnie.
– Badania nad nowotworami nie należą do najtańszych. – Głos zadrżał jej odrobinę.
– Wyobrażam sobie. – Przysunął się bliżej i spojrzał na nią. – Ale nigdy nie wyobrażałem sobie, że tym kobietom będzie trzeba płacić, żeby tu przybyły.
– Nie? – Beth zrobiła wydech. W takim razie nie mógł być blisko z szejkiem. Odczuła ulgę. Przynajmniej nie powie swojemu szefowi, jak ta idiotka, doktor Farraday, wyglądała w ogrodzie, emocjonując się nic nieznaczącą rozmową z nieznajomym.
– Kim jesteś dla króla? – zapytała z wahaniem. – Jakimś attaché? Czy może ochroniarzem?
– Naprawdę nie wiesz?
– Och, jesteś kimś w rodzaju kuzyna? Kimś sławnym? Przepraszam, tak jak mówiłam, byłam zajęta. Byłam tak zmęczona, że zasnęłam w samolocie. A dzisiaj spacerowałam po Paryżu…
Paplała i miała tego świadomość. Mężczyzna uniósł ciemną brew. Spoglądał na nią, jakby była zagadką do rozwiązania. Beth zagadką? Można w niej było czytać jak w otwartej księdze! Tyle że tym razem nie mogło tak być. Kimkolwiek był ten mężczyzna, nie mogła pozwolić, by poznał jej sekret: że nie jest doktor Edith Farraday.
Aż do tej pory wszystko to wydawało się szansą, by pomóc chorym dzieciom i zobaczyć kawałek Paryża. Ale z jakiegoś powodu król płacił za to wszystko. I chciał poznać doktor Edith Farraday, a nie jakąś zwyczajną sprzedawczynię z Huston. I ku swojej zgrozie nagle zrozumiała, że istnieje prawna nazwa na to, czego dopuściła się razem z Edith: oszustwo.
Beth nerwowo podciągnęła w górę głupi dekolt czerwonej jedwabnej sukni. Istniało niebezpieczeństwo, że z niej spadnie. Nic dziwnego, że mężczyzna wciąż a to spoglądał na nią, a to gwałtownie odwracał wzrok. Czuła się zawstydzona, tania i nie na miejscu. Żałowała, że tu przyjechała. Żaden mężczyzna nigdy nie patrzył na nią tak długo.
– Powinnam już iść – wydusiła.
Ale on zapytał ochryple:
– Więc co o nich myślisz?
– O kim?
– O tych innych kobietach.
– Dlaczego pytasz?
– Ciekawi mnie opinia kogoś, kto, jak mówisz, nie ma szans u króla. Jeśli nie ty, to kto?
Zmrużyła oczy.
– Obiecujesz, że nie powiesz szejkowi?
– A co ci zależy?
– Nie chciałabym popsuć komuś szans.
Przyłożył dłoń do serca w zaskakująco staroświeckim geście.
– Obiecuję, że nikomu nie powtórzę.
– Najoczywistszym wyborem wydaje się gwiazda filmowa. Jest teraz najsłynniejszą pięknością na świecie – powiedziała z ociąganiem.
– Mówisz o Sii Lane?
– Tak. Faktycznie jest niewiarygodnie piękna i czarująca. Ale jest też po prostu wredna. Godzinami nękała obsługę odrzutowca tylko dlatego, że nie mieli takiej wody gazowanej, jaką chciała. A potem, gdy dotarliśmy do hotelu i portier niemal upuścił jej designerską walizkę, zagroziła, że zrujnuje jego rodzinę, jeśli znajdzie choćby ryskę. Jest taką osobą, która kopnęłaby psa. – Pochyliła głowę. – Chyba że ten pies mógłby jej jakoś dopomóc w karierze.
Prychnął.
– Mów dalej.
Poczucie winy kazało jej zamilknąć.
– Nie powinnam tego mówić. – Potrząsnęła głową. – Może po prostu miała zły dzień.
– Jeśli ona jest najgorszym wyborem, to kto jest najlepszym?
– Laila al-Abayyi. Wszyscy ją uwielbiają. Jest jak matka Teresa czy ktoś w tym guście. I pochodzi z Samarkary, więc zna język i kulturę…
– Kto jeszcze? – przerwał jej.
Zaskoczona jego ostrą reakcją, Beth zmarszczyła brwi.
– Bere Akinwande jest piękna i miła, i bystra. Byłaby fantastyczną królową. Inne dziewczyny też. Choć nie wiem, dlaczego którakolwiek z nich miałaby chcieć poślubić króla.
– Dlaczego?
– Och, choćby dlatego, że urządza taką szopkę, żeby znaleźć żonę? – Przewróciła oczami. – Naprawdę. Brakuje tylko kamer i byłby niezły reality show.
– Mężczyźnie o jego pozycji nie jest łatwo znaleźć wartościową partnerkę – powiedział sztywno. Pochylił głowę. – Pewnie nie łatwiej niż słynnej badaczce, takiej jak ty, jest tracić swój cenny czas na proces szukania męża w starodawny sposób.
Beth patrzyła na niego zawiedziona, potem westchnęła.
– Masz rację. Nie mnie to oceniać. Przynajmniej płaci nam za nasz czas. Powinnam mu podziękować – odparła pogodnie. – I zrobię to, jeśli w ogóle dostanę taką możliwość.
Zza jej pleców dobiegł głos.
– Doktor Farraday? Co pani tu robi? Jest pani potrzebna w sali balowej.
Jeden z doradców stał w otwartych drzwiach, niecierpliwie wskazując na wnętrze sali. Ale gdy zobaczył nieznajomego za nią, jego oczy się rozszerzyły. Spojrzała w tył i dostrzegła, jak przystojny nieznajomy lekko potrząsa głową.
– Proszę mi wybaczyć, doktor Farraday – głos doradcy dziwnie się zmienił – ale bylibyśmy wdzięczni, gdyby wróciła pani do środka.
– Cóż. Zdaje się, że wreszcie poznam jego wysokość. – Beth posłała nieznajomemu krzywy uśmiech. – Życz mi powodzenia.
Wyciągnął dłoń i dotknął jej nagiego ramienia. Spojrzał jej w oczy. Jego głos był głęboki i niski i sprawił, że zadrżała.
– Powodzenia.
Kolana ugięły się pod Beth. Obróciła się i szybko poszła za doradcą. Ale gdy wróciła do gorącej, zatłoczonej sali balowej i dostrzegła szejka, nie była już zdenerwowana. Nie przejmowała się potężnym królem, który poruszył niebo i ziemię, by zgromadzić tu najbardziej spełnione kobiety świata i wybrać potencjalną narzeczoną.
Za to nie mogła przestać myśleć o przystojnym nieznajomym, który niemal rzucił ją na kolana jednym dotykiem w chłodnym paryskim ogrodzie.
W ogrodzie Omar, wciąż zdumiony, patrzył, jak wracała do rezydencji.
Czy to możliwe, że właśnie odbył rozmowę z doktor Edith Farraday, a ona nie zorientowała się, kim on jest? Arogancko zakładał, że każda kobieta, która zgodziła się przybyć dziś do pałacu, pragnie go poślubić. Czy to możliwe, że jedna nawet nie znała jego tożsamości? Że nie zainteresował jej nawet na tyle, by pofatygowała się zajrzeć do plotkarskiego czasopisma albo chociaż go wygooglać? Wydawało się to niemożliwe.
Ale instynkt podpowiedział mu, że doktor Edith Farraday nie udaje. Naprawdę nie miała pojęcia, kim jest Omar.
Tak jak on sam nie wiedział, że Kalid zapłacił dwudziestu kobietom, by przybyły do Paryża. To miało sens – potencjalne narzeczone były tak słynne i utalentowane, że trudno było oczekiwać, że rzucą wszystkie swoje zajęcia za ledwie szansę zostania jego królową. Ale i tak… Ego bardziej małostkowego mężczyzny mogłoby zostać zmiażdżone, gdyby zrozumiał, że szansa na poślubienie