Dzień i noc. Leo Lipski

Читать онлайн.
Название Dzień i noc
Автор произведения Leo Lipski
Жанр Зарубежная классика
Серия
Издательство Зарубежная классика
Год выпуска 0
isbn



Скачать книгу

zień i noc

(Na otwarcie kanału Wołga-Don)

      „…Niech będzie pochwalony obywatel Jezus Chrystus”.

(Z listu górnika polskiego we Francji do konsulatu w X.)

      Zostawcie mnie wszyscy w spokoju. Razem z waszymi obłąkaniami i wściekliznami. Pozwólcie mi nachylić głowę, pomału, jak nad strumieniem, który płynie. On odbije mój zmienny obraz wraz z majakami sprzed wielu lat. Pozwólcie mi go na chwilę zobaczyć.

      Więc nie zbudowaliśmy Wołgostroju1. W każdym razie nie nasza to wina, że na wiosnę, wraz z tajaniem lodów, rozleciał się i odpłynął betonowy port. Nie my budowaliśmy go. Naprawdę. Ale za to męczyliśmy się bardzo. Zwłaszcza w zimie.

      W latrynach paliły się stuświecowe żarówki, ale one nie grzały. Rano w czasie pobudki było jeszcze ciemno. I niewiarygodnie zimno poza barakiem. Wyjść głodnym na mróz to jest straszna próba. I nieodzianym. To wszystko już znacie i z tego będziecie zaraz rzygać. Ale zaczekajcie.

      Przypominam sobie, przed wojną, prowadzili policjanci człowieka i bili go po pysku. Nie mogłem od tego wzroku oderwać. A za nimi szedł tłumek. I ja musiałem patrzeć. Może wy też znajdziecie coś takiego, na co będziecie musieli patrzeć.

      Byłem pomocnikiem lekarza i dostawałem czasem pensję: pięćdziesiąt rubli. To nie było mało. Kończyłem dyżur nocny. Telefonowałem do karceru, że za piętnaście minut przyjdę. Kuchnie nie miały telefonu. Nie mogłem telefonować, że przyjdę żreć, niby próbować, czy dobre. Blakła zmora, że któraś z kobiet w nocy zechce rodzić. Ja o tym pojęcia nie miałem. Mówił Grisza:

      – Ty tylko tam pójdziesz. One same między sobą.

      Wiedziałem, co one same, między sobą, ale to było co innego.

      Elektrownia żarzyła się białym światłem. Uzbecy mówili: „Faro”.

      To znaczyło „Faraon”. I bali się. Obwieszona spawaczami wyglądała z daleka jak brylant. Już dwie turbiny szły, ale tego nie było słychać. Stuświecowe żarówki, przyrządy elektryczne w kuchni. Podnosiły się powoli mgły i Ona, czworokątna, olbrzymia, bez okien, jednym ramieniem obejmująca Wołgę, unosiła się w górę i opadała, wśród błysków elektrospawaczy. Uzbecy mruczeli:

      – Faro.

      Mówili po tym tak cicho, że można to było wziąć za złudzenie:

      – On.

      Szliśmy z leśnego obozu. Sześćdziesiąt kilometrów dziennie. Poprzez zmęczenie ciężkie, miażdżące, przebijała ciekawość. Bezustanny, zbliżający się grzmot. Złudzenie ze zmęczenia? Weszliśmy do miasta, gdzie należało krzyczeć, gdy się coś miało do powiedzenia. Mieszkańcy byli przyzwyczajeni. Porozumiewali się na migi. Pracowali w niewidocznej, podziemnej fabryce motorów do samolotów. W każdej chwili próbowano siedmiuset. Pani żywotów.

      Dwukrotny sygnał świetlny. Pod kuchnią awantura. Trzy zupy na ziemi. Gwar jak w ulu przed wylotem. Na mojej pryczy siedzi mały krawiec z K. Patrzy w jeden punkt i mówi coś do siebie. Grisza jest chory. Przyjdzie dopiero po południu, gdy będzie więcej pracy. Nie będę spał w dzień ani w nocy. Z wielu powodów. Trzy sygnały świetlne. Mały krawiec siedzi na pryczy. Boi się zimna. Najdzielniejsi płaczą, gdy wychodzą na robotę. Łzy nie kapią. Zamarzają zaraz. Ten mały nigdy. Ale boi się wyjść. Dopiero brygadier musi go wyganiać. Niektórzy jeszcze śpią, mimo że chodzą. Przedłużają sen do wyjścia. To nic wam nie pomoże, braciszkowie, ja wiem. Obudzi was wiatr znad Wołgi, z którym mówiłem w nocy. Obudzicie się ze szronem na rzęsach. Biada tym, co nie jedzą zupy.

      I pięć minut na karcer. Bieg kilometrowy. Nastawienie wewnętrzne. Tak, jakby się we mnie coś kurczyło. Twardniało i uczulało się.

      Pytam. Stan: siedemdziesięciu sześciu ludzi. Widziałem ich, z wyjątkami, wczoraj, przedwczoraj i tak dalej. Na korytarzu stoją szeregiem, pod ścianą, na spocznij. Naczelnik karceru:

      – Zobaczycie.

      – Gdzie?

      – W celi.

      Potakuję.

      W ciągu piętnastu minut mam zobaczyć, jak jest ze zdrowiem tych ludzi. Miesiąc w speckolonie2 to rok obozu. Tak mówią. I trzeba uważać, żeby nie wpaść. To nie jest takie proste, kiedy wszyscy cherlają3. Jestem napięty. I nagle spada na mnie przeraźliwy spokój. Nie słyszę, co mówi dalej naczelnik, rusza tylko wargami jak ryba, widzę i słyszę tylko siedemdziesięciu sześciu, tylko.

      – No co, dzieci? Mówcie.

      Zaczynam pierwszą twarz, chłopska, znośnie blada;

      druga: – nie, naciągacz;

      trzecia, pierwsza woła: – gorączka, biorę za puls – nie, równocześnie widzę podniesione spodnie szóstej, flegmona4: – wystąp;

      czwarta, piąta, siódma;

      siódma: – jak ja cię bracie dostanę;

      ósma;

      pierwsza histerycznie: – gorączka, pakuję termometr;

      dziewiąta;

      siódma mówi – ja mam tylko trzy dni;

      dziesiąta, jedenasta, dwunasta, trzynasta, czternasta;

      piętnasta – nóż, uśmiecham się czarująco, pomaga, nie zawsze;

      pierwsza robi podejrzane ruchy termometrem, daję znak, że widzę;

      szesnasta;

      siedemnasta, przekonywujące, goły tyłek, skrzepły strumyczek krwi, znany hemoroidnik;

      osiemnasta, dziewiętnasta;

      dwudziesta, zostawić, chłopak biały, puls 130: – wystąpić;

      nagle siedemnasta, obróć się, pokaż pysk, więcej nie trzeba, pokaż gardło, krwotok, tbc5, żołądek, nie wiem, dlaczego pokazałeś tyłek… bo… bo… telefon do szpitala, położyć się;

      dwudziesta pierwsza, dwudziesta druga;

      dwudziesta trzecia: noga otwarta w bardzo nietypowym miejscu, musiał całą noc trzeć, wystąp;

      pierwsza, biorę termometr, normalna;

      dwudziesta czwarta;

      dwudziesta piąta, złodziej moskiewski, nigdy mi się nie podobał, nic nie mówi, podgorączkowy rano, wystąpić, NO, WY…;

      siedemnasta, całą noc z krwotokiem, a może nie, zmyliła mnie świeża krew;

      dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta dziewiąta;

      trzydziesta, trzydziesta pierwsza: zgarbiony, symulacja, połóż się, twardość brzucha, lepiej nie, wystąp;

      trzydziesta druga, trzydziesta trzecia;

      trzydziesta czwarta, milczy, ale pelagra6, krańcowe opuszczenie się, nie może symulować tego, już czas… wystąp;

      z lekkim niepokojem patrzę, ilu jest już zwolnionych;

      trzydziesta piąta, trzydziesta szósta;

      trzydziesta siódma: brzuch, jęczy, połóż się, macam brzuch, twardy, stosuje trick, łechtnięcie, brzuch miękki, uśmiechnął się typ, dziś idzie;

      trzydziesta ósma, trzydziesta dziewiąta;

      uważać, uważać;

      czterdziesta, czterdziesta pierwsza;

      czterdziesta druga: olbrzymi, rzuca się na mnie, gryzie podeszwę, kaftan, prawdopodobnie symulant, podnoszę się;

      czterdziesta trzecia;

      czterdziesta czwarta: mijam nieruchome źrenice, jeszcze raz, nieruchome, zakrywam, odkrywam, nieruchome, wystąp;

      czterdziesta piąta, czterdziesta szósta;

      czterdziesta siódma: opuchnięte nogi jak ciasto, wyżej też, wystąp…

      W końcu dojechałem do



<p>1</p>

Wołgostroj (ros. Волгострой) – radzieckie przedsiębiorstwo powołane w 1932 do realizacji gigantycznego planu budowy kaskady zbiorników i hydroelektrowni na rzece Wołdze, podległe NKWD, opierające się na zgrupowaniu obozów pracy niewolniczej (Wołgołag, utworzony w 1935). Pierwszym ogniwem kaskady była elektrownia w mieście Uglicz, ok. 70 km w górę rzeki od planowanego wielkiego zbiornika pod Rybińskiem, budowana od końca lat 30. W tym celu w 1938 przegrodzono Wołgę tamą, zaś dwa lata później uruchomiono elektrownię ugliczską. Prac nad uruchomieniem elektrowni pod Rybińskiem nie przerywano nawet mimo zbliżania się linii frontu. Podczas wojny elektrownie rybińska i ugliczska dostarczyły do okręgu moskiewskiego 4 mld kWh, w niektórych okresach pokrywając połowę zapotrzebowania Moskwy. Łącznie przez wszystkie lata w wycince 3600 km² lasów na terenach przeznaczonych pod zalanie oraz w budowie obiektów Wołgostroju uczestniczyło ok. 150 tys. więźniów, śmiertelność wynosiła kilku tysięcy osób rocznie. [przypis edytorski]

<p>2</p>

speckolona (ros. спецколонна, skrótowiec od специальная колонна) – kolumna specjalna; tu: karny oddział roboczy więźniów. [przypis edytorski]

<p>3</p>

cherlać (pot.) – niedomagać, podupadać na zdrowiu, być przez dłuższy czas słabym. [przypis edytorski]

<p>4</p>

flegmona (z łac., med.) – ropowica, ostre ropne zapalenie luźnej tkanki łącznej, najczęściej wywołane zakażeniem bakteryjnym. [przypis edytorski]

<p>5</p>

tbc (med.) – skrót od łac. tuberculosis: gruźlica. [przypis edytorski]

<p>6</p>

pelagra (med.) – rumień lombardzki, choroba przewlekła wywołana niedoborem niacyny (witaminy B3), przejawiająca się zmianami zapalnymi skóry, szczególnie na twarzy i dłoniach, biegunką oraz otępieniem; była chorobą śmiertelną do czasu odkrycia w 1938 skuteczności kuracji niacyną. [przypis edytorski]