Название | Ballada ptaków i węży |
---|---|
Автор произведения | Suzanne Collins |
Жанр | Учебная литература |
Серия | Igrzyska śmierci |
Издательство | Учебная литература |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788380088245 |
– Wybacz, przyjacielu – odparł łagodnie. – Ale raczej ją zatrzymam.
Coriolanus napawał się rozczarowaniem na twarzy Sejanusa, ale niezbyt długo, bo to byłoby małostkowe.
– Słuchaj, Sejanus, pewnie tak nie myślisz, ale oddaję ci przysługę. Zastanów się. Co by powiedział twój ojciec, gdyby odkrył, że wymieniłeś trybuta, za którym optował?
– Mam to gdzieś – odparł Sejanus, ale nie zabrzmiało to przekonująco.
– W porządku, zapomnij o ojcu. A co z Akademią? – spytał Coriolanus. – Wątpię, żeby pozwolili na zamianę trybutów. Ja dostałem naganę już za samo wcześniejsze spotkanie z Lucy Gray. A gdybym próbował ją wymienić? Poza tym biedactwo już się do mnie przywiązało. Zostawić ją to jak kopnąć kotka. Nie miałbym serca.
– Niepotrzebnie prosiłem. Do głowy mi nie przyszło, że to mogłoby utrudnić ci życie. Przepraszam. Po prostu... – Nagle z Sejanusa wylał się potok słów. – Po prostu te całe Głodowe Igrzyska doprowadzają mnie do szału! No bo co my robimy? Zapędzamy dzieciaki na arenę, żeby się pozabijały? Przecież to okropne pod tyloma względami! Zwierzęta pilnują swoich młodych, prawda? I my też. Brońmy dzieci! To wbudowany w człowieka mechanizm. Kto tak naprawdę chciałby robić coś takiego? To nienaturalne!
– Nic miłego – przyznał Coriolanus, rozglądając się dookoła.
– To złe. To godzi we wszystko, co moim zdaniem jest dobre w świecie. Nie mogę być częścią czegoś takiego, zwłaszcza z Marcusem. Muszę się jakoś z tego wyplątać czy coś – oświadczył Sejanus, a jego oczy wypełniły się łzami.
Jego udręka krępowała Coriolanusa, zwłaszcza że sam bardzo sobie cenił możliwość udziału w programie mentorskim.
– Zawsze możesz spytać innego mentora – zauważył. – Wątpię, żebyś miał problem ze znalezieniem chętnego.
– Nie, nie oddam Marcusa nikomu innemu. Mógłbym go powierzyć tylko tobie. – Sejanus odwrócił się do klatki, gdzie trybuci szykowali się do snu. – Zresztą jakie to ma znaczenie? Jeśli nie Marcus, to ktoś inny. Może i będzie łatwiej, ale i tak nie w porządku. – Wziął do ręki plecak. – Pójdę już do domu. Na pewno będzie bardzo miło.
– Raczej nie złamałeś żadnych zasad – powiedział Coriolanus.
– Publicznie stanąłem po stronie dystryktów. W oczach ojca złamałem jedyną zasadę, która ma znaczenie. – Sejanus uśmiechnął się do niego markotnie. – Jeszcze raz dziękuję za pomoc.
– A ja tobie za kanapkę – odparł Coriolanus. – Była pyszna.
– Powtórzę to Mamuś. Będzie zachwycona.
Po powrocie do domu Coriolanus miał nieco zepsuty wieczór. Panibabka wyraziła silną dezaprobatę dla jego pikniku z Lucy Gray.
– Nakarmić ją to jedno – powiedziała. – Wspólny posiłek sugeruje jednak, że uważasz ją za równą sobie, a tak przecież nie jest. W dystryktach zawsze będzie coś barbarzyńskiego. Twój własny ojciec powtarzał, że ci ludzie piją wodę tylko dlatego, że z nieba nie pada krew. Lekceważąc to, ściągasz na siebie zgubę, Coriolanusie.
– To tylko dziewczynka, Panibabciu – wtrąciła Tigris.
– Z dystryktu – odparła Panibabka. – I wierz mi, od bardzo dawna nie jest już dziewczynką.
Coriolanus pomyślał z niepokojem o trybutach w klatce na ciężarówce, którzy chcieli go zabić. Bez wątpienia cechowała ich żądza krwi. Tylko Lucy Gray zaprotestowała.
– Lucy Gray jest inna – oświadczył. – Stanęła po mojej stronie, kiedy reszta chciała mnie zaatakować podczas jazdy. W małpiarni też mnie wsparła.
Panibabka jednak nie ustępowała.
– A zadałaby sobie tyle trudu, gdybyś nie był jej mentorem? Naturalnie, że nie. Ta mała chytruska manipuluje tobą od chwili, w której się poznaliście. Ostrożnie, chłopcze, tyle tylko ci powiem.
Coriolanusowi nie chciało się spierać, gdyż Panibabka zawsze odmalowywała w najczarniejszych barwach wszystko, co w jej mniemaniu miało jakikolwiek związek z dystryktami. Słaniając się na nogach ze zmęczenia, pomaszerował prosto do łóżka, ale nie zdołał wyciszyć umysłu. Wyjął z szuflady nocnego stolika puderniczkę matki i przejechał palcami po róży wygrawerowanej na srebrnym wieczku.
Fiołki weź sobie, różę daj mnie,
Wyznałam ptakom, że kocham cię...
Kiedy wcisnął zapadkę, wieczko się otworzyło i z puderniczki wydobył się kwietny aromat. W słabym świetle z Corso bladoniebieskie oczy spojrzały na Coriolanusa z okrągłego, nieco zdeformowanego lusterka.
– Takie same miał twój ojciec – przypominała mu często Panibabka.
Żałował, że nie odziedziczył oczu po matce, ale nikomu o tym nie powiedział. Może i lepiej, że przypominał ojca. Matka tak naprawdę była zbyt delikatna na ten świat. W końcu przysnął z myślą o niej, ale to Lucy Gray, wirując w tęczowej sukience, śpiewała w jego snach.
Rankiem po przebudzeniu Coriolanus poczuł smakowity zapach. Poszedł do kuchni i tam się przekonał, że Tigris jeszcze przed świtem zabrała się do gotowania. Uścisnął jej ramię.
– Tigris, musisz więcej sypiać – powiedział.
– Nie mogłam spać, myślałam o tym, co się dzieje w zoo – odparła. – W tym roku niektórzy z nich wyglądają na kompletne dzieciuchy. A może to ja się starzeję.
– Nieprzyjemnie widzieć ich zamkniętych w tej klatce – przyznał Coriolanus.
– Ciebie też było nieprzyjemnie tam widzieć – zauważyła. Wsunęła na dłoń rękawicę i wyjęła z piekarnika formę z chlebowym puddingiem. – Fabricia kazała mi wyrzucić czerstwy chleb z przyjęcia, ale pomyślałam sobie, po co go marnować?
Gorący pudding prosto z piekarnika, polany syropem kukurydzianym, był jednym z jego ulubionych dań.
– Wygląda apetycznie – oznajmił.
– I jest go mnóstwo, więc możesz zanieść trochę Lucy Gray. Mówiła, że lubi słodycze, a wątpię, żeby miała jeszcze wiele okazji się nimi nacieszyć! – Hałaśliwie odstawiła formę. – Przepraszam, nie chciałam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Jestem strasznie spięta.
Coriolanus dotknął jej ramienia.
– To przez igrzyska. Wiesz, że muszę być mentorem, prawda? Jeśli mam mieć jakąkolwiek szansę na nagrodę, muszę to wygrać dla nas wszystkich.
– Oczywiście, Corio. Oczywiście. Jesteśmy dumne z ciebie i z tego, jak sobie radzisz. – Ukroiła spory kawałek puddingu chlebowego i położyła go na talerzyku. – A teraz jedz. Nie powinieneś się spóźnić.
W Akademii Coriolanus czuł, jak jego niepewność maleje, gdy pławił się w blasku swojej wczorajszej brawury. Z wyjątkiem Livii Cardew, która jasno dała do zrozumienia, że jej zdaniem oszukiwał i powinien natychmiast stracić stanowisko