Grób. Max Czornyj

Читать онлайн.
Название Grób
Автор произведения Max Czornyj
Жанр Современные детективы
Серия Liza Langer i Orest Rembert
Издательство Современные детективы
Год выпуска 0
isbn 978-83-8195-115-9



Скачать книгу

      – Między nami, ta ochrona przydałaby się właśnie po to, by nikt nie przypinał się do drzew, gdy zaczniecie robotę. Albo żeby nie wykopano tu wilczych dołów, w które miał wpaść wasz sprzęt. Jak widać, to by nie zaszkodziło.

      Budowlaniec jedynie wzruszył ramionami. Langer przygryzła wargę i zerknęła w stronę dwóch dziewczyn z dredami. Stały nieco na uboczu, wyraźnie wystraszone. Przypatrywały się swojemu towarzyszowi, który kilka kroków dalej rozmawiał z aspirantem Wojtiukiem. Smagły, wysportowany policjant górował nad szczupłym chłopakiem. Ten lekko się skulił i nerwowo gestykulował, co chwilę wskazując w stronę wykopów.

      Langer odwróciła się do Tarskiego. Wciąż nie podeszła do wykopanych przez koparkę dołów. Zgodnie z wyuczoną metodą pracy starała się rozdzielić relacje uczestników zdarzeń oraz wszelkiej maści oględziny. Dzięki temu potrafiła zachować maksymalną obiektywność. Relację budowlańca traktowała jak nic niewartą historię, którą dopiero należy nanieść na tło rzeczywistości.

      – Jest pan pewny, że ten wykop nie powstał wcześ­niej? – zapytała, obracając długopis między palcami. – Że nie było tam świeżo wysypanej ziemi?

      Budowlaniec energicznie skinął głową. Potarł dłonią podbródek i podrapał się po bliźnie.

      – Na sto procent – zapewnił.

      – Gdy łyżka wbiła się w ziemię, stał pan dokładnie tutaj?

      – Tak. Z dokładnością do dwudziestu centymetrów.

      – I nic ani nikt nie przysłaniało panu widoku?

      – Nie. Czy pani jest zawsze tak dociekliwa? Jeżeli mówię, że coś widziałem, to tak było. Poza tym jak w inny sposób miałbym zobaczyć to, co się tam znajduje…

      – No właśnie. Też chciałabym wiedzieć.

      Tarski zmarszczył czoło i się zamyślił. Widać było, że za wszelką cenę stara się sobie coś przypomnieć. Odezwał się dopiero po kilku sekundach i bez większego przekonania.

      – Zdaje się, że chciałem obejść koparkę i zbadać grunt, żeby młody nie wpakował się do kolejnego dołu. Właśnie dlatego, że stąd nic nie widziałem.

      – Czyli jednak podszedł pan bliżej.

      – Jezus Maria, już mówiłem, że…

      – Podszedł pan, mimo że z tej perspektywy nie mógł widzieć zawartości dołu. Nic nie mogło w nim pana zainteresować.

      – Do środka zerknąłem całkowicie przypadkiem. Przede wszystkim chciałem sprawdzić, czy te ekologiczne zasrańce nie wykopały kolejnego wykopu. Musiałem się upewnić, że cofając się, koparka w nic się nie wpakuje. Przechodząc, odruchowo zerknąłem w głąb i kropka. To cała fascynująca historia. Teraz wyraziłem się jasno?

      Langer nie odpowiedziała. Zrobiła krok i stanęła tuż obok budowlańca. Spojrzała w stronę wykopu. Z tej perspektywy nie widziała, jak jest głęboki ani co kryje w środku, lecz bez wątpienia dostrzegłaby zruszoną ziemię wokół. Całkiem wyraźnie rozróżniała ślady gąsienic koparki oraz odbicia butów w grząskim gruncie pod sosnami.

      Promienie słoneczne przeciskały się przez korony drzew i rozświetlały podłoże. Na leśnej ściółce toczyła się gra jasnych, żółtych plam i głębokich półcieni. Okolica zdawała się idyllicznie spokojna. Poza ludźmi stojącymi za plecami Langer wokół nie było nikogo. Mimo to komisarz odniosła dziwne wrażenie, że coś lub ktoś kryje się za drzewami i ją obserwuje. Wzdrygnęła się, po czym zmrużyła oczy. Rozejrzała się, ale nie dostrzeg­ła nic podejrzanego. Odwróciła się do Tarskiego.

      Starała się wyobrazić sobie sytuację sprzed kilkudziesięciu minut. Zasypującą doły koparkę, walące się, podkopane drzewa, stojących po przeciwnej stronie ekologów. Ich działania, choć w jakiś sposób uzasadnione, często były znacznie bardziej bezprawne niż roboty budowlańców. Wiedziała, że nie może w pełni oprzeć się na ich relacji, dlatego postanowiła porozmawiać z szefem ekipy, a ich rozpytanie zostawić Wojtiukowi. To również pozwalało zachować obiektywność. A jednak coś jej nie pasowało. Nie rozumiała dlaczego, mimo że doszło do próby siłowych rozwiązań, robotnicy nie rozpoczęli prac od miejsca, które pierwotnie przygotowywali. Usunięta została kępa sosen właściwie na skraju tego obszaru, co stanowiło bardziej demonstrację siły niż…

      Langer schowała długopis do kieszeni i pstryknęła palcami. Nie zważając na Tarskiego, szybkim krokiem ruszyła w stronę Wojtiuka. Obrzuciła wzrokiem proekologiczne aktywistki, wreszcie zatrzymała się przed zlanym potem, przepytywanym przez aspiranta chłopakiem.

      – Kto z was to wszystko nagrywał? – zapytała ostro. – No, śmiało. Kto z was nagrywał całe zajście?

      Chudzielec wytrzeszczył oczy i delikatnie otworzył usta. Na jego ciemnych, rzadkich brwiach osiadły krople potu. Wbił w komisarz baranie spojrzenie.

      – Odebrało ci mowę czy co? A może wiesz, że mog­łeś zarejestrować przestępstwo?

      Langer uśmiechnęła się wymownie. Odruchowo sprawdziła, czy wsuwka nadal nienagannie spina jej włosy. Ktoś powiedział, że ten gest wykonują tylko największe zołzy. Jak na złość od tamtego momentu wszedł jej on w krew. Mimo to w duszy żal jej było przestraszonego chłopaka. Choć starała się nigdy nie stawiać przedwczesnych opinii, była pewna, że młody jest Bogu ducha winnym człowiekiem z głową napakowaną ideałami i marzeniem o uratowaniu całego świata. Przyciskając go teraz, zaoszczędzała mu dodatkowych pytań w trakcie ewentualnego przesłuchania. Tak przynajmniej usprawiedliwiła przed sobą swój ostry, nieprzyjemny ton.

      – Kto z was, do cholery, coś nagrywał? – Odwróciła się w kierunku dziewczyn, starających się trzymać bojowy fason. – Może robiliście to wszyscy? Mam zabezpieczyć wszystkie telefony?

      Po chwili milczenia kobieta z niemal białymi dredami wystąpiła w jej stronę. Wyciągnęła z kieszeni telefon i obróciła go w dłoni. Splunęła z pogardą.

      – Reżim państwowy zawsze po stronie deweloperów, co? – zapytała, podając komórkę Langer.

      Komisarz obrzuciła ją łagodnym spojrzeniem. Kiedyś też taka była. Zbuntowana i pełna nadziei, że może zmienić świat. Niegodząca się na jakiekolwiek zło. Również stała po tamtej stronie barykady. A potem swoją frustrację na zmierzający ku zagładzie świat wcisnęła w policyjny mundur. Przestała marzyć. Życie kazało jej twardo stąpać po ziemi i mierzyć siły na zamiary. Nie mogła wytępić całego zła. Choć przecież tamtej kobiecie chodziło o to samo. Nie chciała walczyć o świat, ale o tę konkretną kępę drzew.

      Powoli wysunęła telefon z dłoni blondynki i podała go Wojtiukowi.

      – Dziękuję. Zrobię wszystko, by odzyskała go pani jak najszybciej. A ty – zwróciła się do aspiranta – spisz protokół i każ zgrać nagrania wideo. Nie ma potrzeby, by utrudniać im życie.

      Nie czekając na czyjąkolwiek reakcję, Langer ruszyła do wykopu. Czuła na sobie ciężkie spojrzenia blondynki oraz stojących na uboczu budowlańców. Kątem oka dostrzegła Tarskiego. Szef ekipy wciąż stał w tym samym miejscu. Rozmawiał z kimś, przyciskając do ucha telefon. Być może zdawał właśnie relację z tego, co razem z operatorem koparki zobaczyli, nim wezwali policję. Nie wyglądał na człowieka skorego do przesady, a dosadność jego relacji podkreślał fakt, że operator, blady jak ściana, ledwo bełkotał. Rozmowę z nim komisarz zostawiła więc na koniec. Poza tym na jego kombinezonie Langer dostrzegła ślady świeżo roztartych wymiocin. Oczywiście, bił od niego również ich kwaśny smród.

      Liza zbliżyła się do wykopu. Piekielnie chciało się jej zapalić. W kieszeni żakietu miała niemal pełną