Król darknetu. Nick Bilton

Читать онлайн.
Название Król darknetu
Автор произведения Nick Bilton
Жанр Документальная литература
Серия Amerykańska
Издательство Документальная литература
Год выпуска 0
isbn 9788381910095



Скачать книгу

stadium istnienia bazaru narkotykowego.

      Na następnym ujęciu Schumer siedział przed komputerem, a na ekranie znajdowała się strona Rossa. Senator przesuwał palcem po wyświetlaczu, wymieniając przy tym na głos dostępne towary.

      – Tu jest heroina, opium, marihuana, są ekstazy, psychodeliki, stymulanty… – Tworząc liczbę mnogą od słowa „ecstasy”, senator pokazał, jak bardzo nie orientuje się w temacie.

      Trzaskały flesze: pyk! pyk! pyk!

      – Co tylko przyjdzie wam do głowy, oni to mają – stwierdził Schumer z niedowierzaniem.

      Gdy Ross czytał artykuł powiązany z nagraniem, robiło mu się niedobrze. Schumer z Nowego Jorku oraz Joe Manchin, ówczesny młodszy senator z Wirginii Zachodniej, zaapelowali do Departamentu Sprawiedliwości (Department of Justice, DOJ) i Agencji do Walki z Narkotykami o zamknięcie Amazona z narkotykami – natychmiast!

      Kurka! Kurka wodna! Ross zadarł z największym łobuzem na świecie i ten łobuz zamierzał odpowiedzieć na cios.

      – Zobacz – powiedział do Julii, a potem oparł się o wezgłowie i ponownie włączył nagranie. – Namalowali mi tarczę strzelniczą na plecach.

      – Ross, nie jest dobrze – odparła przerażona dziewczyna, patrząc na ekran.

      Zainteresowanie Senatu Stanów Zjednoczonych to ostatnia rzecz, jakiej Ulbricht w tej chwili potrzebował. Może za miesiąc albo za pół roku mógłby sobie z tym poradzić. Ale nie teraz.

      W ciągu ostatnich kilku dni za artykułem w Gawkerze poszła istna nawałnica kolejnych materiałów prasowych. Strona Rossa, dotąd niewidoczna dla mediów głównego nurtu, z szokującą gwałtownością stała się tematem wiadomości w całym kraju. Zajmowały się nią uznane marki. O sprawie pisał „The Atlantic”, mówiono o niej na antenie radia NPR, stacje telewizyjne, w tym ABC i NBC, poświęciły jej oddzielne materiały („Mówią, że to Amazon z narkotykami…”). Nie wspominając już o setkach wpisów na blogach, dyskusjach na forach dotyczących narkotyków i w mediach społecznościowych oraz artykułów na libertariańskich stronach.

      Mimo że Silk Road trafił do mainstreamowej prasy, większość ludzi czytających o tej stronie wciąż nie wierzyła, że w internecie naprawdę można kupić narkotyki z dostawą do domu. Sądzili, że to na pewno coś w rodzaju nigeryjskiego szwindlu albo może pułapka zastawiona przez organy ścigania na niczego niepodejrzewających idiotów, żeby przymknąć ich wszystkich naraz. Ale nawet jeśli byli to idioci, tysiące ludzi instalowało Tora i rejestrowało się na stronie Silk Road, żeby przekonać się o wszystkim na własne oczy. W końcu zajrzeć nie zaszkodzi, prawda?

      Ross obserwował powiększające się bazy danych i coraz wolniej działającą witrynę z mieszanką przerażenia i zachwytu. W noc po publikacji artykułu prawie nie zmrużył oka. Leżał w łóżku, patrząc w laptopa, albo siedział na krześle ergonomicznym w sypialni i obserwował, jak ludzie z całego świata zakładają konta na stronie.

      Nazajutrz rano otumaniałego i zdenerwowanego Rossa powitała katastrofa. Nie, władze nie zamknęły strony. Ani nie zaatakowali jej hakerzy. Nic z tych rzeczy. Było znacznie gorzej.

      O ile niektórzy wchodzili na stronę Silk Road tylko po to, żeby się rozejrzeć, o tyle inni rzeczywiście kupowali i sprzedawali narkotyki. I za każdym razem, kiedy ktoś dokonał transakcji, z konta Rossa znikały bitcoiny. Co tu się, u diabła, dzieje? – myślał. W kodzie musiał być jakiś błąd. Zyski Ulbrichta, wynoszące już dziesiątki tysięcy dolarów, co parę godzin kurczyły się dosłownie o kilkaset dolarów. Ross musiał rozwiązać problem, o którego istnieniu dotąd nawet nie wiedział.

      To było straszne. Godzinami analizował kod strony w poszukiwaniu błędu, aż w końcu uświadomił sobie, że pierwotnie zbudował Silk Road na standardowym programie o nazwie „bitcoind” powiązanym z systemem płatności na stronie. Teraz okazało się, że wykonał to połączenie niewłaściwie. Rzecz w tym, że nie miał pojęcia, jak znaleźć błąd w kodzie. Wiedział tylko tyle, że w gruncie rzeczy stworzył kasę, z której pieniądze wypadały dołem, ilekroć ktoś ją otworzył, i znikały w przestrzeni. Obecnie, wraz z gwałtownym napływem nowych klientów, ta kasa otwierała się i zamykała w oszałamiającym tempie.

      Gdy przeprowadził obliczenia, wyszło na to, że zważywszy na tempo transakcji na stronie, serwis Silk Road wkrótce stanie się niewypłacalny. Ross będzie pierwszym człowiekiem w historii, który stworzył w internecie nielegalną stronę z narkotykami, i pierwszym, który zbankrutował przez to, że stworzył gówniany kod.

      Nie było wyboru: musiał zacząć od tych problemów, z którymi umiał sobie poradzić. Podjął bolesną decyzję o wyłączeniu możliwości rejestracji nowych użytkowników, co miało choć odrobinę odciążyć serwery. Następnym zadaniem było ustalenie, dlaczego przy każdej transakcji znikają pieniądze. W tym celu niezbędne było przepisanie kodu w języku programowania, który ewidentnie od początku kiepsko znał.

      Przez następne kilka dni prawie nie spał, a jeszcze mniej jadł. Julia starała się go utrzymać przy życiu, przynosząc ulubione kanapki Rossa z masłem orzechowym i dżemem, ale gdy wracała po paru godzinach, okazywało się, że kanapka leży nietknięta obok laptopa.

      Rossa cały czas szarpał niepokój. Po niemal tygodniu zmagania się z poważnymi problemami, awarii strony oraz wypowiedzeniu przez senatorów wojny Jedwabnemu Szlakowi i jego założycielowi do Rossa na dobre zaczęło docierać, co tak naprawdę robi i jakie są tego konsekwencje.

      – Oni mnie szukają – powiedział do Julii pewnego wieczoru wyczerpany, niemal w katatonii.

      – Co ty nie powiesz! – odparła.

      Widziała go już w takim stanie, gdy kilka miesięcy wcześniej został przyłapany na hodowaniu grzybków. Wtedy też na jego twarzy malowała się dziwna mieszanka podniecenia i strachu. Zupełnie jakby ciało Rossa zamieszkiwały dwie różne osoby. Jedną był nieśmiały miły chłopak, który autentycznie chciał pomagać ludziom i uczynić świat lepszym, a drugą – niepokorny buntownik gotów stanąć do walki z całym aparatem państwowym Stanów Zjednoczonych. Uroczy Ross i Zbuntowany Ross.

      – Może pora z tym skończyć – zasugerowała, gdy i ona pojęła potencjalne konsekwencje. – Może to wszystko rozwija się za bardzo i za szybko.

      Uroczy Ross nic jednak nie powiedział. Natomiast Zbuntowany w pocie czoła szukał błędów w kodzie, przez które ulatniały się jego zyski. Nie tylko nie zamierzał słuchać rady Julii i przerwać pracy nad stroną, ale zamiast tego planował wzmocnić zabezpieczenia, żeby senatorzy nigdy go nie znaleźli.

      13

      Julia mówi Erice

      Julię ogarnął spokój. Leżała na podłodze, wsłuchując się w orkiestrę dźwięków za oknem. Wyły syreny nowojorskiej policji, szeleściły drzewa, pociągi na naziemnych odcinkach metra na Bronxie skrzypiały i piszczały. Czekając, aż trawa zacznie działać, dziewczyna uświadomiła sobie, jaką czuje ulgę, że spędzi bez Rossa cały tydzień.

      – Trzymaj – powiedziała jej przyjaciółka Erica, oddając jej skręta.

      Julia przyłożyła go do ust i zaciągnęła się skunksowatym dymem. Zastanawiała się, czy zdradzić Erice powód nagłej wizyty w Nowym Jorku. Na razie nie powiedziała nikomu – żywej duszy – o Silk Road, grzybkach, senatorach i hakerach, których jej chłopak zatrudniał teraz do pomocy przy stronie. Nie pisnęła ani słowa. Ostatnio jednak zaczęła się bać, nie tylko o Rossa, ale i o siebie. Nie wiedziała, czy w tym wszystkim nie mogą oskarżyć jej o współudział. Co prawda nie napisała nawet linijki kodu i nie zarobiła ani grosza, lecz mimo to była przerażona.