Głosy z zaświatów. Remigiusz Mróz

Читать онлайн.
Название Głosy z zaświatów
Автор произведения Remigiusz Mróz
Жанр Современные детективы
Серия Mroczna strona
Издательство Современные детективы
Год выпуска 0
isbn 978-83-8195-076-3



Скачать книгу

zaczerpnąć nieco świeżego powietrza, mając serdecznie dość zapachu formaldehydu i środków czystości.

      – Już po wszystkim. – Usłyszała głos Korolewa.

      Obróciła się w stronę wyjścia i zobaczyła, jak prokurator głęboko nabiera tchu. Najwyraźniej on też miał dość sekcji na kolejnych kilka lat.

      – Jakie ustalenia? – spytała Burza.

      – Różne. Dowiedziałem się między innymi, że osadzenie gałek ocznych dziewczynka miała prawidłowe, a otwory uszne wolne od wydzieliny.

      Ani trochę nie dziwiło jej to, że medyk sądowy był tak skrupulatny. Sprawiał wrażenie kompetentnego, a wszystko, co robił, przywodziło na myśl raczej działanie maszyny niż człowieka. Jego zachowanie nie miało wiele wspólnego z entuzjazmem ani tym bardziej ze swoistą euforią Seweryna.

      – Oprócz tego na nozdrzach zewnętrznych i wokół ust znajduje się zaschnięta brunatna treść.

      – Rozumiem – odparła niechętnie Kaja. – A coś odbiegającego od normy?

      Korolew przeklął cicho.

      – Nic, kompletnie nic – rzucił. – Sytuacja identyczna z poprzednią. Tylko Bóg jeden wie, jak ta ofiara zginęła.

      – Może nawet nie on.

      – Może – przyznał prokurator. – W każdym razie biegły nie ma jeszcze wstępnej hipotezy. Żadnych obrażeń, toksykologia czysta.

      Obawiali się, że tym razem również trafią w ślepą uliczkę. Sen z powiek spędzały Kai nie tylko dwie młode ofiary, ale także to, że zostały zabite w nieokreślony sposób. Dotychczas sądziła, że to niemożliwe. Że zawsze zostają jakieś poszlaki.

      Z kim oni mieli do czynienia, do cholery?

      – Ciało oczywiście zostało wyczyszczone – dodał po chwili Korolew. – Żadnych odcisków, żadnych śladów poza tymi mechanoskopijnymi.

      Sytuacja robiła się coraz bardziej beznadziejna, w dodatku nadal nie udało się odkryć tożsamości jednej ani drugiej ofiary. Burzy wydawało się absolutnie niemożliwe, by rodzice nie zgłosili ich zaginięcia, ale policjanci sprawdzili wszystkie doniesienia.

      – Mamy tylko jeden trop, panie prokuratorze – rzuciła.

      Anton spojrzał na nią niechętnie.

      – Trop? – spytał. – Czy może raczej jednego kandydata na podejrzanego?

      – Nie szłabym tak daleko.

      – Bo coś między państwem jest.

      – Zapewniam, że…

      – Może pani zapewniać do woli – uciął Korolew. – Ale nie trzeba śledczego, żeby to zobaczyć. Zresztą sam Zaorski dość wymownie o tym wspomniał.

      – Mówił o swoich uczuciach, nie moich.

      – Oczywiście.

      Kaja nie miała zamiaru ciągnąć tego wątku, i tak czuła się coraz mniej komfortowo. Obróciła się do oskarżyciela i przyjęła najbardziej rzeczowy ton, na jaki było ją stać.

      – Nagranie po niemiecku to jedyna poszlaka – powiedziała. – I skoro ktoś przysłał je właśnie Sewerynowi, to musiał wyjść z założenia, że będzie potrafił je rozszyfrować.

      Korolew skwitował to wymownym milczeniem.

      – Nie mamy innego tropu – podkreśliła.

      – Na razie.

      Pokiwała głową, choć szczerze wątpiła, że dalsze analizy kryminalistyczne przyniosą jakikolwiek rezultat. W miejscach, gdzie znaleziono zwłoki, również nie było żadnych śladów. O świadkach nie było nawet co marzyć.

      – Zajmijmy się tym, co mamy – powiedziała. – Seweryn może mieć odpowiedzi, mimo że sam nie jest tego świadomy.

      – Mhm…

      – I wiem, że z pańskiego punktu widzenia jestem ostatnią osobą, która powinna z nim rozmawiać – przyznała, a potem zrobiła pauzę. – Ale jestem też najwłaściwszą.

      – Tak się pani wydaje? – spytał bez przekonania.

      Zbliżyła się o krok i popatrzyła mu prosto w oczy.

      – Tylko ja będę w stanie coś z niego wyciągnąć.

      Czy naprawdę musiała go przekonywać? Miał ją za solidną funkcjonariuszkę i z pewnością zapoznał się z przebiegiem jej służby na tyle, by wiedzieć, że nie jest w tej ocenie odosobniony. Na dobrą sprawę nie miał powodów sądzić, że kiedykolwiek złamała jakiś przepis.

      Ani że z Zaorskim łączy ją mroczna tajemnica. Bez tej wiedzy w końcu jednak zgodził się, by to ona spróbowała coś z niego wyciągnąć.

      Burzyńska pojechała radiowozem do swojego starego domu i już z oddali dostrzegła, że brama garażowa jest otwarta. Seweryn kręcił się wokół domu, polewając czymś ziemię. Dostrzegł Burzę od razu, ale przerwał to, co robił, dopiero kiedy do niego podeszła.

      – Krety – oznajmił, wskazując kopczyk. – Nie stosują się do moich nakazów eksmisji i niszczą mi korzenie drzew i krzewów.

      Kaja się rozejrzała. Ogród bynajmniej nie nadawał się na okładkę żadnego miesięcznika, ale i tak był w lepszym stanie, niż pamiętała.

      – Mnie tam cała ta zieleń niepotrzebna – dodał. – Ale diablice lubią.

      Burza spojrzała na pojemnik, który trzymał, i pociągnęła nosem.

      – Lejesz benzynę?

      – Nie.

      – Przecież czuję.

      Zaorski wzruszył ramionami.

      – Próbowałem wszystkiego – odparł. – Wiatraczków, puszek po piwie, jakichś elektrycznych bzdur, środków… Jak tak dalej pójdzie, podłączę rurę wydechową accorda do tej nory i włączę silnik.

      Kaja spojrzała na niego z niedowierzaniem, a on szybko uniósł otwarte dłonie.

      – Spokojnie, spokojnie, jestem proekologiczny – zadeklarował. – Bronię praw zwierząt zacieklej niż praw ludzi.

      – Widzę – odbąknęła.

      Seweryn wskazał starą szmatę leżącą na kopczyku obok.

      – Nasączam tylko kawałek materiału – wyjaśnił. – Te małe, porośnięte futerkiem, słodkie skurwysyny nie lubią zapachu benzyny, nafty i tak dalej.

      Burzyńska nie miała zamiaru wnikać.

      – Ale nie przyjechałaś, żeby gadać o kretach.

      – Ano nie.

      – Ja właściwie też robię to tylko po to, żeby mieć zajęcie – odparł i odłożył pojemnik z benzyną. Wskazał wejście do domu, choć zrobił to niepewnie, jakby nie wiedział, czy Kaja nadal ma opory przed wchodzeniem do budynku.

      Miała.

      – Pogadajmy tutaj – postanowiła. – I zacznijmy od tego, dlaczego pojechałeś zobaczyć się z moim ojcem. Dwukrotnie.

      – Zacznijmy od czegoś innego.

      Pokręciła głową z rezygnacją, spodziewając się, że to przyczynek do omówienia tego, co zaszło w pokoju przesłuchań.

      – Dostałem kolejną wiadomość.

      – Co? – wypaliła.

      – Dlatego próbuję znaleźć sobie coś, żeby nie…

      – Masz kolejne