Название | Mara |
---|---|
Автор произведения | Michał Kuźmiński |
Жанр | Ужасы и Мистика |
Серия | Etnokryminał |
Издательство | Ужасы и Мистика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788327159090 |
Jeszcze tego brakowało, żeby ona próbowała leczyć jego poranioną duszę.
– Muszę kończyć – rzucił, bo nie miał pomysłu, jak z tego wybrnąć.
Ledwie się rozłączył, telefon znowu ożył. Dziennikarz zaklął.
– Panie Sebastianie, co ja panu mówiłem?! – pieklił się Zdzisław Kogut. – Żeby pan zachował spokój! Co ja w ogóle mówię, przecież ja panu nic nie powiedziałem! Nic! A pan wyciąga jakieś bezpodstawne, daleko idące wnioski, z których będę się teraz tłumaczyć...
Bastian chętnie by mu odpowiedział, ale właśnie usłyszał łomot. Przycisnął telefon ramieniem do ucha i podszedł do drzwi. Przez wizjer zobaczył faceta w krótkich spodenkach, koszuli z krawatem i marynarce. W ręce mężczyzna trzymał mikrofon z kostką z logotypem stacji.
– Muszę kończyć. – Bastian przerwał potok słów prokuratora i uchylił drzwi.
– Cześć, Bastian, kopę lat! – Facet sztucznie się uśmiechnął. Bastian go znał. Dawid, mówili na niego „Dawcio”. Przewinął się przez Raport Strzygonia jakieś pół roku temu. Oj, dał mu ten Dawcio w kość. – Znowu jesteś na fali, a my już stawialiśmy na tobie krzyżyk. I w ogóle nie wiedziałem, że jesteś ze wsi.
– Wszyscy jesteśmy ze wsi – warknął dziennikarz. – Czego?
– Pokażesz nam to miejsce, gdzie znalazłeś kości, a potem nagramy setkę, okej? Tylko się ubierz, nie będziemy cię kręcić w majtach – zaśmiał się Dawid.
– Bez komentarza – powiedział Bastian przez szparę w drzwiach tak wąską, żeby nie dało się w nią wsunąć buta.
– Ogarnij się, my sobie skręcimy ten wykop, a potem...
– Jak was zobaczę z kamerą na mojej posesji, to wzywam policję. – Bastian czuł, że jeśli będzie musiał go znosić jeszcze sekundę dłużej, to wepchnie mu tę kostkę do gardła.
– Dobra, okej, ale się zastanów, możemy wrócić po południu...
– Won!
– A możemy przynajmniej nagrać, jak nas wyrzucasz?
Bastian zamknął drzwi i oparł się o nie plecami. Najgorsze, że sam go tego uczył. Znowu rozległ się łomot. Przekręcił zamki i podszedł do okna. Wyjrzał zza zasłony, zobaczył wóz transmisyjny i kamerzystę z papierosem. Sąsiadka stała na swoim posterunku przy płocie, Dawid już do niej podchodził, ściskając mikrofon jak berło, niczym królewicz srebrnego ekranu. Bastian potrafił sobie wyobrazić, jak w reakcji na jego telewizyjny uśmiech kobiecinie miękną kolana.
Telefon znowu zaczął wibrować. Bogdan. Bastian odrzucił połączenie. Nie teraz. A więc tak to jest, kiedy wsiadają na ciebie dziennikarze. Doprawdy, powinien się cieszyć, że ma taki talent do ściągania uwagi mediów. W kilka dni jego samotnia, jego kryjówka przed światem zamieniła się w oblężoną twierdzę.
Na palcach podszedł do stołu i ostrożnie podniósł klapę laptopa, jakby miał spod niej wyskoczyć diabeł.
Ciężko opadł na krzesło i zaczął czytać.
– Pójdziesz ze mną na obiad do rodziców? – zapytała Anka.
– A muszę? – westchnął Gerard, nawijając na widelec makaron z sosem pomidorowym.
– Nic nie musisz. – Energicznie odstawiła kieliszek z winem na stół. – Tylko powiedz, z czym masz problem.
Gerard przygarbił atletyczne plecy.
– Jak chcesz, to pójdę. A problem jest taki, że twój stary mnie nie lubi.
– Nie przejmuj się. – Anka posmutniała. – Mnie też nie lubi.
Nic nie powiedział. Sięgnęła po telefon i wybrała numer. Dzwoniła cały dzień, bez skutku.
– Nie odbiera – mruknęła.
– Pewnie ma zapierdol na fejsie. – Gerard uśmiechnął się kącikiem ust.
– To nie jest śmieszne. To są poważne sprawy.
– Wytłumacz mi, o co to całe halo. Ja byłem w mat.-fizie i chyba coś mnie ominęło.
– Druga wojna światowa. Słyszałeś o niej? – Uniosła brew.
– Słyszałem. Pani nie pozwoliła mi mówić wierszyka na akademii pierwszego września, bo miałem dziadka w Wehrmachcie. A może ciebie odpytać z fizyki?
Zmrużył oczy, a Anka nie wiedziała, czy on żartuje, czy nie.
– Serio? – zapytała.
– Pradziadka. – Gerard dokończył makaron i wytarł usta chusteczką.
Westchnęła. Może to ona jest przewrażliwiona, a może to on nic nie rozumie.
– Więc co to jest to Judenjagd? Nigdy o tym nie słyszałem.
– Polowanie na Żydów – odparła.
– Znam niemiecki – mruknął.
– Niemcy nie zamordowali wszystkich Żydów od razu – zaczęła. – W tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym roku ledwie pozbyli się „swoich” Żydów, kiedy po podbiciu Polski pod ich władaniem znalazła się populacja Żydów o wiele liczniejsza i dużo mniej zasymilowana. A kiedy ruszyli na Związek Radziecki, sytuacja jeszcze bardziej się skomplikowała. Więc najpierw Żydom odebrano prawa, przesiedlono ich do gett. Tam ginęli z głodu, od chorób, byli zmuszani do pracy ponad siły, wydani na brutalność Niemców. To była pierwsza faza Zagłady, pośrednia. Początek.
Gert obserwował, jak Anka przechodzi w tryb akademicki. Jak rozszerzają się jej źrenice, zmienia się głos.
– Decyzję o przejściu do następnej fazy podjęto na konferencji w Wannsee – kontynuowała. – „Ostateczne rozwiązanie”, czyli eksterminację, określono kryptonimem „Reinhardt”, na cześć zamordowanego przez Czechów Reinhardta Heydricha. Getta brutalnie likwidowano, pociągi towarowe ciągnęły do obozów zagłady: Bełżca, Sobiboru, Treblinki, Majdanka i Auschwitz. W ten sposób, przy wysiedleniu i w komorach gazowych, zginęło prawie dwa miliony osób. Ale to nie koniec. Tysiące ludzi przetrwało likwidację gett, ukryło się. W lasach, u ludzi po aryjskiej stronie. I to na nich urządzono polowanie. Czasem intensywniej, jak tuż po wysiedleniach czy w ramach akcji Erntefest. Czyli „Dożynki”. A czasem opieszalej. Polowanie trwało do końca wojny. Prowadzili je żandarmi i pomocnicze policje. Ale przy udziale miejscowej ludności. Chłopów.
Zamrugał.
– Tak. – Zauważyła jego minę. – Bez ich znajomości terenu, bez wiedzy, co się dzieje u sąsiadów, polowanie byłoby trudne. Do wytropionych Żydów wzywało się niemiecką żandarmerię, polską granatową policję albo odstawiało ich na posterunek. A czasem załatwiało się sprawę we własnym zakresie. – Chrząknęła, zawstydzona tym, jak bezdusznie to zabrzmiało.
Gerard wyciągnął przed siebie dłoń.
– Czekaj. Byłem w mat.-fizie, ale miałem historię i pierwszy raz o tym słyszę. Coś mi się obiło o uszy w związku z tą aferą z IPN, chociaż w sumie się nią nie interesowałem. To wyglądało jak jeszcze jedna medialna nawalanka, jak w przypadku tego Grossa. A ty mówisz o tym, jakby to była udokumentowana wiedza naukowa. Są na to jakieś badania? Skąd to wiadomo?
– Ostatnio ukazało się mnóstwo wyników badań. One nie mówią już o wyjątkach, tylko o regułach – odparła. – Ale naprawdę dużo pisano o tym tuż po wojnie, były procesy, w których