Название | Wiedźma |
---|---|
Автор произведения | Anna Sokalska |
Жанр | Зарубежная фантастика |
Серия | |
Издательство | Зарубежная фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-65838-98-8 |
WARSZAWA 2019
© Copyright by Lira Publishing Sp. z o.o., Warszawa 2019
© Copyright by Anna Sokalska, 2019
Projekt okładki: Magdalena Wójcik
Zdjęcia na okładce: © captblack76,
© Alina Maksimova/123rf.com
Zdjęcie Anny Sokalskiej: © Maciej Zienkiewicz Photography
Redaktor inicjujący: Paweł Pokora
Redakcja: Ewa Popielarz
Korekta: Marek Kowalik
Skład: Klara Perepłyś-Pająk
Wydanie elektroniczne 2019
Lira Publishing Sp. z o.o.
Wydanie pierwsze
Warszawa 2019
ISBN: 978-83-65838-98-8 (EPUB); 978-83-65838-99-5 (MOBI)
Producenci wydawniczy: Marek Jannasz, Anna Laskowska
www.wydawnictwolira.pl
Wydawnictwa Lira szukaj też na:
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
SPIS TREŚCI
Przeznaczenie nie jest wrogiem
Przeznaczenie nie jest przyjacielem
Rozdział 1. Koszmary przychodzą spoza snów
Rozdział 2. Bogowie nie dają odpowiedzi
Rozdział 3. Bogowie stawiają pytania
Rozdział 4. Wszystko jest naszym wyborem
Rozdział 5. Wszystkie wybory są złe
Rozdział 6. Ból przywraca zmysły
Rozdział 7. Obietnica szczęścia usypia czujność
Rozdział 8. Dobre sny rodzą się z odważnych serc
Epilog. Przyszłość jest nieznana
Zdarzyło się pewnego dnia, gdy synowie
Boży udawali się, by stanąć przed Panem,
że i szatan też poszedł z nimi.
I rzekł Bóg do szatana: „Skąd przychodzisz?”.
Szatan odrzekł Panu: „Przemierzałem
ziemię i wędrowałem po niej”.
Mówi Pan do szatana: „A zwróciłeś uwagę
na sługę mego, Hioba? (...) Oto cały
majątek jego w twej mocy. Tylko na
niego samego nie wyciągaj ręki”.
I odszedł szatan sprzed oblicza Pańskiego.
Księga Hioba 1, 6–8. 12
Miliony stworzeń duchowych po Ziemi
Krążą, lecz dla nas są niedostrzegalne
Tak kiedy śpimy, jak po przebudzeniu
John Milton, Raj utracony
(przekład Macieja Słomczyńskiego)
PROLOG CZĘŚĆ 1
Przeznaczenie
nie jest wrogiem
Rok 1507 i 1517
Uwalana czarną ziemią i zwierzęcymi nieczystościami, toporna, szeroka dłoń o krótkich palcach i zrogowaciałej skórze sięgnęła do dziecięcych, niemalże białych kosmyków Jasnej. Drżąca ze strachu dziewczynka cofnęła się o krok i przycisnęła plecy do szorstkiej, zimnej skały, która bezlitośnie zamykała drogę dalszej ucieczki. Bijąca od mężczyzny ostra woń gnoju i zepsucia przyprawiała Jasną o mdłości. Nie dostrzegała dobrze jego twarzy, a jedynie ciemną, zwalistą sylwetkę przypominającą leśnego upiora – ledwie widzialną w świetle gasnącej pochodni, trzymanej przez drugiego z mężczyzn, który stał kilka kroków dalej, niecierpliwie wyczekując na swoją kolej. Jego postać, spowita pomarańczowym blaskiem ognia, majaczyła nawet bardziej przerażająca niż pochylający się nad Jasną bezkształtny, cuchnący cień. Dziewczynka chciała krzyczeć, ale głos uwiązł jej w gardle – wszelkie wołanie pozostałoby zresztą daremne, w gęstym lesie nie usłyszałby go nikt poza dziką zwierzyną i obojętnymi na ludzki los demonami.
– Zbliżże żagiew – wycharczał nagląco cień, a jego gorący oddech łapczywie przylgnął do twarzy dziewczynki.
Stojący za nim płomienny towarzysz podszedł blisko, kierując światło na pochwyconą ofiarę. Mimo strachu jej policzki rumieniły się z wysiłku – uciekając, biegła najszybciej, jak potrafiła. Krwią nabiegły też małe, dziecięce usteczka, a duże, wystraszone oczy błyszczały, wilgotne i błękitne jak czyste, dziewicze jeziora. Choć Jasna miała na sobie prostą chłopską sukieneczkę, wyglądała jak maleńka nimfa, jak nieszczęsna rybka, którą zły Los wyrzucił na wrogi ląd.
Cień złapał grubą dłonią jej delikatną twarzyczkę i obrócił do światła, by móc lepiej jej się przyjrzeć. Wtem jego towarzysz upuścił żagiew, wydając z siebie przeraźliwy, zwierzęcy krzyk, i zatoczył się do tyłu, wyrzucając przed siebie ręce. Lecz choć pochodnia przygasła śród mokrych liści, niesamowita, rdzawa poświata spowijająca mężczyznę nie zniknęła – przeciwnie, wzmogła się i zdawała na nim żerować, jakby światło oderwało się od płomienia i wiedzione tajemniczą wolą zyskało nowe życie. Mężczyzna krzyknął