Seks na zgodę. Kat Cantrell

Читать онлайн.
Название Seks na zgodę
Автор произведения Kat Cantrell
Жанр Остросюжетные любовные романы
Серия Switching Places
Издательство Остросюжетные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-276-4671-2



Скачать книгу

bardzo się stara – zagaiła – ale mam wrażenie, że nie potrafi przekazać mi pana wizji tak dokładnie, jak bym chciała. Czy mogłabym liczyć na to, że pan przekaże mi ją osobiście? I bardziej praktycznie?

      Rzecz jasna bez żadnych świństw, dodała w myślach, czując, że atmosfera w gabinecie gęstnieje.

      Mogła to wyrazić znacznie lepiej. Bardziej profesjonalnie. Chyba że chce go mieć od razu, tutaj, na tym jego biurku…

      Xavier uniósł nieznacznie brwi.

      – A czego konkretnie pani ode mnie oczekuje?

      No nie! Z pewnością nie chciał, by zabrzmiało to aż tak jednoznacznie. Ale w końcu to ona zaczęła.

      W głowie zaroiło jej się od tego, o co mogłaby go poprosić. Ciekawość zawsze stanowiła największą jej siłę i największą słabość zarazem.

      Prawie nigdy nie cofała się przed badaniem tego, co ją interesowało i co pragnęła poznać z bliska. Na przykład czy ramiona Xaviera są tak silne, na jakie wyglądają. A także, jak zamierza ją pocałować…

      – No więc… – Taka chrypka brzmi bardzo nieprofesjonalnie. Odchrząknęła. – To mój pierwszy dzień w pracy. Miałam nadzieję, że porozmawiamy o o tym, czego pan ode mnie oczekuje.

      W porządku. To już nie wygląda jak zapowiedź sceny uwodzenia.

      – Oczekuję, że zajmie się pani zarządzaniem działalnością tej fundacji – oświadczył sucho.

      – Tyle zrozumiałam.

      Jest seksowny, jednak albo tępy, albo ma do niej znacznie więcej zaufania niż powinien.

      – Ale ja mam realizować pańską wizję. Tymczasem nic nie wiem ani o panu, ani o tym, jak według pana to wszystko ma działać. Proszę mi powiedzieć, na przykład, jak ma wyglądać mój typowy dzień pracy.

      Xavier uniósł dłonie znad klawiatury komputera i splótł je wystudiowanym gestem, który miał wyrażać anielską cierpliwość. Dłonie miał silne, palce długie i smukłe. Laurel wolała sobie nie wyobrażać, jak wędrują po jej ciele.

      – Prosiłem o to Adelaide. Jeżeli ona nie potrafi…

      – Nie, nie!

      O Boże! Tylko nie to! Żadnego obarczania winą Adelaide, która i tak przeżywa koszmary z powodu Xaviera LeBlanca.

      – Adelaide jest absolutnie bez zarzutu. Okazała się bardzo pomocna. Ale ja chciałabym to usłyszeć bezpośrednio od pana, panie LeBlanc. Mam nadzieję, że będziemy ściśle współpracować.

      – Niczego takiego tutaj nie praktykujemy. Zatrudniłem panią po to, żeby była pani niewidzialna. I żebym ja nie musiał zawracać sobie głowy codziennymi działaniami tej fundacji.

      O nie! Laurel pochyliła się i splotła dłonie nad krawędzią biurka, naśladując jego gest.

      – No właśnie. I to jest właśnie to, czego Adelaide nie potrafiła mi przekazać. Pokazała, gdzie mieszczą się poszczególne działy i przedstawiła mnie pracownikom, ale ja muszę poznać sposób myślenia Xaviera LeBlanca, żeby się z nim zsynchronizować. Proszę mi powiedzieć, co pan by zrobił. To najpewniejszy sposób, żeby niepotrzebnie nie zawracać sobie głowy. Powinnam wiedzieć, jaki sposób załatwienia sprawy panu odpowiada.

      Powstaje w ten sposób okazja do sprawdzenia, czy i ile Xavier wie o przekrętach. Źródłem jej informacji na ten temat byli wolontariusze pracujący w magazynie stołówki. Przekazali jej kilka dość wiarygodnych sygnałów, między innymi na temat tańszych zamienników nie odnotowywanych w księgowości.

      Zapewne widzieli tylko wierzchołek góry lodowej.

      Trzeba sprawdzić, jak daleko to zaszło i czy Xavier o tym wie. A także czy ta dziwna, niewyjaśniona zamiana ról między braćmi nie służy przypadkiem usunięciu z fundacji rzeczywistego winowajcy.

      Może powodem tej zamiany był właśnie ów przekręt. I tego trzeba się dowiedzieć.

      Jeżeli to brat Xaviera stoi na czele spisku albo go aprobuje, niezbędny jest na to dowód. Niewykluczone jednak, że cały ten proceder zaczął się po objęciu stanowiska przez Xaviera.

      To skomplikuje nieco dochodzenie. Stosując się do zaleceń Xaviera, nie zbierze wystarczającej ilości dowodów godnych ujawnienia, jeśli pozostanie niewidzialna.

      Znowu poczuła na sobie jego spojrzenie i tym razem miała wrażenie, że on nie bardzo wie, co z nią począć. I bardzo dobrze.

      Mężczyzna zdezorientowany zdradza zazwyczaj sekrety, których wolałby nie zdradzać.

      – Dobrze. Oto czego oczekuję od osoby zatrudnionej na tym stanowisku… – usłyszała znowu jego niski głos. – Chciałbym, żeby zapewniła pani na tyle sprawne działanie organizacji, żebym mógł skupić się na pozyskiwaniu funduszy. I jest mi zupełnie obojętne, czym będzie pani zajmować się poza tym.

      Laura zamrugała oczami.

      – Oczywiście, jasne. To pan tu rządzi.

      Była to kwintesencja filozofii reportażu śledczego, tak jak ją uczono w szkole. Podążaj za kasą. Trzeba zawsze zaczynać od samej góry, bo to ten na górze podejmuje wszystkie decyzje.

      I jeżeli dzieje się coś niezgodnie z prawem, to zazwyczaj sięga do samej góry.

      Wprawdzie tutaj sytuacja jest o tyle złożona, że facet na górze nie jest całkiem normalny. Ni stąd, ni zowąd poczuła nadzieję, że Xavier okaże się czysty, że zamiast niego będzie musiała prześwietlić jego brata.

      Szkoda, bo w gruncie rzeczy nawet polubiła tego Vala. Jednak w żadnym wypadku jej osobiste nastawienie nie powinno wpływać na przebieg śledztwa. Tu nie ma miejsca na żadne sympatie.

      – Tak, to prawda – potwierdził Xavier po chwili milczenia.

      Nadal się w nią wpatrywał i gdyby nie była rozsądna, toby pomyślała, że wciąż próbuje tłumić wrażenie, jakie na nim wywarła.

      To pewne, że kobiety na niego lecą. Xavier LeBlanc nie musi się więc na nic silić. Taki po prostu jest.

      – Świetnie. W takim razie działamy na tej samej częstotliwości. Pan jest szefem, a ja wykonuję zadania. Co mam zrobić w pierwszej kolejności?

      – Proszę mi wyjaśnić, pani Dixon, dlaczego odnoszę wrażenie, że próbuje pani ze mną flirtować.

      Laurel poczuła, że miękną jej kolana. Zakrztusiła się i z oczu popłynęły jej łzy, rozpuszczając tusz.

      – Co takiego? – wykrztusiła, kiedy odzyskała głos. – Ja flirtuję? Ależ nic podobnego!

      Jeśli już, to raczej on wysyła te jakieś dziwne niepokojące fale.

      Jego twarz pozostała nieprzenikniona.

      – Całe szczęście. Bo nie byłby to dobry pomysł.

      Ach tak? To bardzo znamienne stwierdzenie. Żadnego: „Nie jest pani w moim typie” ani „Bierze mnie pani za osobę heteroseksualną”. Nie byłby to dobry pomysł? Czyli on też czuje ten gęstniejący klimat.

      Jak bardzo można się do niego zbliżyć i czy wpłynie to korzystnie na planowany reportaż? Widać gołym okiem, że facet zna się na sprawach męsko-damskich. Chętnie by sprawdziła jego męskie przymioty.

      – Bardzo zły pomysł… – powtórzyła z namysłem, splatając ręce za plecami. – W takim razie przyrzekam uroczyście unikać w trakcie naszej ścisłej współpracy zachowań oraz wypowiedzi dwuznacznych i wszystkiego, co może być uznane za flirt.

      – Nie powiedziałem jeszcze, że będziemy ściśle współpracować