Название | Frigiel i Fluffy. Więźniowie Netheru |
---|---|
Автор произведения | Frigiel |
Жанр | Книги для детей: прочее |
Серия | Frigiel i Fluffy |
Издательство | Книги для детей: прочее |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-8151-264-0 |
Ponownie usłyszeli skrzypnięcie. Tym razem dźwięk rozległ się całkiem blisko. Alice i Frigiel uważnie rozejrzeli się wokół siebie. Na szczycie klifu ukazała się jakaś postać. Im była bliżej, tym bardziej rosła. Było to coś gigantycznego.
Przepaść nie powstrzymała potwora. Unosił się bezwładnie w powietrzu. Przypominał ogromny kamienny blok wyposażony w macki. Jego twarz zdobiły niewielki otwór gębowy oraz dwie długie przymknięte powieki. Ciemne ślady przywodzące na myśl zaschnięte łzy nadawały stworowi smutny wygląd. Znajdował się dosyć daleko, mniej więcej pięćdziesiąt bloków dalej. Nagle jednak potwór zwrócił się w ich stronę. Otworzył oczy, po czym wydał z siebie piskliwy ryk. Tuż potem kula ognia wystrzeliła z jego ust i pomknęła prosto na nich.
ROZDZIAŁ 3
Abel nie mógł zasnąć. Siedział na łóżku i myślał o swych przyjaciołach. Przypominał sobie dyskusje z Frigielem, wesołe spojrzenie Fluffy’ego oraz czarne włosy Alice. Alice… Kiedy zamykał oczy, a pod przymkniętymi powiekami ukazywał mu się obraz uśmiechniętej dziewczyny, działo się z nim coś dziwnego. W jego sercu wybuchał creeper. Ale nie sprawiało mu to bólu. To znaczy – przeciwnie, chodziło o cierpienie, tyle że było ono przyjemne. Przypominało liźnięcie delikatnym ogniem, które sprawiało, że pod Tarankańczykiem uginały się nogi. Gdyby tylko mógł, Abel od razu wyruszyłby ich ostrzec. Zombie jednak nękali ulice. Utknął w Domu Świateł. Ta myśl doprowadzała go do szaleństwa. Czuł się taki bezsilny! Zresztą nawet gdyby udało mu się dotrzeć do portalu na wulkanie, jak miałby ich odnaleźć w tym nieprzyjaznym wymiarze?
– Valmar – wyszeptał nagle.
Może zdołałby znaleźć inną mapę Netheru w domu maga? Na to musiał jednak poczekać aż do świtu.
Wzrok Abla padł na mundur, który mu przyniesiono. Mundur oficera. Ubranie sprawiało, że młodemu mężczyźnie robiło się niedobrze. Czuł się współwinny owego podłego kłamstwa, tego nieludzkiego wygnania. Abel uśmiechnął się smutno, myśląc o drwinach Alice. Może świat rzeczywiście był tak czarny, jak mówiła?
Podniósł się z łóżka wściekły i w ciszy opuścił dormitorium. Wrócił do niego jeden konkretny szczegół minionego dnia. Ruszył schodami, potem korytarzem. Gabinet pułkownika Niditcha znajdował się w jego głębi. Ostrożnie otworzył drzwi, po czym zamknął je za sobą. Przez chwilę grzebał w papierach piętrzących się na biurku.
Za drzwiami rozległ się hałas.
Młody mężczyzna zastygł w bezruchu. Odgłos kroków strażnika przez chwilę rozchodził się po korytarzu. Strażnik zbliżył się do gabinetu. Abel wstrzymał oddech. Skrzypienie butów rozbrzmiało ponownie, oddaliło się, po czym znikło na schodach. Wtedy Abel ponownie podjął swe poszukiwania. Był tam wciąż list jego ojca. Młody mężczyzna rozłożył go i podszedł do okna, by w świetle księżyca przeczytać wiadomość.
„Drogi Nergalu!” – pisał ojciec. – „Po raz kolejny jestem zmuszony prosić Cię o przysługę. Wysyłam do Ciebie mego syna, by wstąpił do wybitnej akademii wojskowej, na czele której stoisz. Czy byłbyś na tyle uprzejmy, by przyjąć Abla do klasy oficerskiej pomimo jego znikomych umiejętności bojowych? To marzyciel i chociaż włożyłem sporo wysiłku w to, by sprowadzić go na ziemię, obawiam się, że chłopak nie nabrał zdolności do walki. Wysłałem go w drogę, by samodzielnie dotarł do Puaby. Wierzę, że ta podróż zrobi z niego mężczyznę, jakiego potrzebujesz. Tymczasem wiedz, że… ”.
Abel nie mógł dokończyć lektury listu. Po jego twarzy spływały łzy. Osunął się na podłogę. Słowa ojca ugodziły go prosto w serce. Takie zdanie miał na jego temat? To on włożył w usta Nergala sarkastyczne uwagi, które generał rzucił potem pod jego adresem w Reverso! Myśli Abla pędziły tak szybko, że nie mógł dłużej za nimi nadążyć. W tym bezładzie wściekłość trawiąca jego trzewia wydawała mu się jedynym godnym zaufania uczuciem. Tarankańczyk złożył list, po czym schował go za pazuchę. Potem wstał i opuścił gabinet. W chwili, gdy wstąpił na schody, wpadł na Cloga. Zaskoczony wysoki żołnierz uderzył głową w sufit.
– Co mości pan tutaj robi? – zapytał podejrzliwie.
– Nie mogę zasnąć – odparł Abel. – Zgubiłem się.
Mężczyzna przepuścił go i Abel poczuł, że świdruje mu plecy wzrokiem aż do momentu, gdy nie dotarł na dół schodów. Młody mężczyzna z walącym sercem wślizgnął się do łóżka i do świtu gapił się w sufit.
Słońce wreszcie wstało, wypędzając z ulic miasta wszystkich zombie. Rodziny opuszczały ochronne mury Domu Świateł i udawały się w stronę ruin domów, by kontynuować pracę odbudowy aż do nadejścia nocy.
Odziany w mundur oficera Abel maszerował w rzędzie żołnierzy wysłanych do powtórnego zasklepienia obronnych murów miejskich. Na rogu ulicy odłączył się od oddziału. Nie zauważył, że dwa cienie – jeden większy i drugi mniejszy – również odłączyły się od pułku, by za nim podążyć.
Wieża, która skrywała w sobie wyciąg Valmara, została zniszczona podczas ataku smoka. Dwóch żołnierzy pełniło przy niej straż. Żartowali w promieniach porannego słońca. Abel powitał ich, a ci pozwolili mu przejść bez zadawania pytań. Za pomocą bloków, które odzyskał z rozbebeszonej konstrukcji, młody mężczyzna wytworzył schody, te zaś pozwoliły mu dotrzeć na taras maga. Dom był praktycznie pusty. Młody mężczyzna przypomniał sobie, że kiedy Valmar dowiedział się o skrzyni Kresu, rzucił się pakować swój dobytek. Nie zabrał ze sobą jednak wielkich walizek, które zobaczył wtedy Tarankańczyk.
„Gdzieś tutaj musi być ukryta izba” – pomyślał Abel dumny ze swego zmysłu dedukcji.
Zaczął uważnie przypatrywać się ścianom. Jego uwagę przykuła pewna roślina. Chodziło o drzewo, które rosło w donicy i wydawało się zupełnie opuszczone w pustym pokoju. Grzebiąc w liściach, Abel odkrył dźwignię i pociągnął za nią. Ściana najpierw zatrzęsła się, po czym otworzyła na przepastny pokój, gdzie w strasznym bałaganie piętrzyły się meble, skrzynie oraz bloki biblioteczki.
– Niech to płomyk świśnie! – przeklął Abel, szacując ogrom pracy, jaka na niego czekała.
Jego uwagę zwrócił jakiś szmer. Kroki w salonie. Młody mężczyzna zbierał się, by zobaczyć, co się dzieje, kiedy ktoś złapał go od tyłu i zakrył mu usta ręką.
ROZDZIAŁ 4
Frigiel, Alice i Fluffy odskoczyli w bok. Kula ognia wypluta przez potwora rozbiła się o skałę Netheru i ją podpaliła.
– Ghast? – zapytał Frigiel.
Alice nie odpowiedziała. Łapała oddech. Poza tym odpowiedź wydawała się oczywista.
– Jest przeogromny! – wykrzyknął.
Kreatura wypluła z siebie kolejny pocisk. Frigiel złapał Fluffy’ego i zaczął uciekać. Alice biegła za nim.
– Masz łuk? – zapytał, gdy pędzili w kierunku ogromnej ściany, gdzie Frigiel miał nadzieję znaleźć jakieś wgłębienie, w którym mogliby się schronić.
– A widziałeś mnie już z łukiem?
– Nie, to prawda – odpowiedział.
Pionowa ściana znajdowała się dalej, niż chłopak sądził. Gryzące powietrze Netheru paliło go w płucach. Do oczu wpadały mu duże krople potu, zamazując wzrok. Ghast ścigał ich