Nóż. Jo Nesbo

Читать онлайн.
Название Nóż
Автор произведения Jo Nesbo
Жанр Современные детективы
Серия Harry Hole
Издательство Современные детективы
Год выпуска 0
isbn 9788327159571



Скачать книгу

po stojącą na stoliku butelkę Jima Beama i wypił łyk. To już nie działało. Wypił jeszcze jeden. Dziwne było to, że chociaż nie widział maski, którą na jej twarz nałożyła śmierć, i raczej nie miał jej zobaczyć przed pogrzebem w piątek, we śnie była taka rzeczywista.

      Spojrzał na telefon, czarny i martwy, obok butelki. Był wyłączony od chwili, gdy Harry wcisnął tamten guzik przed wczorajszym przesłuchaniem. Powinien go włączyć. Na pewno Oleg dzwonił. Trzeba załatwić różne rzeczy. Powinien wziąć się w garść. Sięgnął po leżący na brzegu stolika korek od Jima Beama. Powąchał go. Korek niczym nie pachniał. Rzucił nim o gołą ścianę i mocno zacisnął dłoń na szyjce butelki, jakby chciał ją udusić.

      12

      O trzeciej po południu Harry przestał pić. Przed dalszym piciem o czwartej, piątej i przez resztę wieczoru nie powstrzymało go żadne wydarzenie ani też żadna specjalna myśl. Organizm zwyczajnie nie tolerował już więcej. Harry włączył telefon, zignorował nieodebrane połączenia i SMS-y i zadzwonił do Olega.

      – Wydobyłeś się na powierzchnię?

      – Raczej do końca utonąłem – odparł Harry. – A ty?

      – Jakoś się unoszę.

      – To dobrze. Najpierw mnie zwymyślasz, a potem przejdziemy do spraw praktycznych?

      – Okej. Gotowy?

      – Dawaj.

      Dagny Jensen spojrzała na zegarek. Była zaledwie dziewiąta, a oni dopiero skończyli główne danie. Mówił przede wszystkim Gunnar, mimo to Dagny nie miała już siły. Powiedziała, że boli ją głowa, a Gunnar na szczęście okazał wyrozumiałość. Zrezygnowali z deseru, uparł się jednak, że odprowadzi ją do domu, chociaż mówiła, że to zbyteczne.

      – Wiem, że w Oslo jest bezpiecznie – stwierdził. – Ale uważam, że miło się przejść.

      Mówił o zabawnych, niegroźnych rzeczach, a ona za wszelką cenę starała się zachować przytomność umysłu i śmiać się we właściwych momentach, chociaż w jej wnętrzu panował chaos. Ale kiedy minęli kino Ringen i zaczęli iść w górę Thorvald Meyers gate do bloku, w którym mieszkała, nastąpiła chwila ciszy, aż w końcu Gunnar powiedział:

      – Dagny, przez ostatnie dwa dni sprawiasz wrażenie trochę nieswojej. Wiem, że to nie moja sprawa, ale czy coś się stało?

      Uprzytomniła sobie, że na to czekała. Liczyła na to. Miała nadzieję, że ktoś spyta. Że dzięki temu się ośmieli. W przeciwieństwie do innych ofiar gwałtu, które zaciskały zęby i milczały, tłumacząc to wstydem, bezsilnością, lękiem, że nikt im nie uwierzy. Wcześniej uważała, że sama nigdy by się tak nie zachowała. Zresztą wcale tak nie czuła. Dlaczego zatem postępowała tak jak inne? Czy dlatego, że po powrocie z cmentarza do domu przepłakała dwie godziny bez przerwy, zanim zadzwoniła na policję, ale kiedy czekała, aż przełączą ją do odpowiedniego wydziału, żeby zgłosiła gwałt, nagle zabrakło jej siły i odłożyła słuchawkę? Później zasnęła na kanapie i obudziła się w środku nocy, a jej pierwszą myślą było to, że wszystko jej się tylko przyśniło. Poczuła ogromną ulgę. Aż do chwili, gdy sobie przypomniała. Ale przez moment dopuściła do siebie myśl, że to mógł być jedynie zły sen. I gdyby zdecydowała się potraktować to w ten sposób, mogło tak pozostać, byle nikomu o niczym nie wspomniała.

      – Dagny?

      Drżąc, nabrała powietrza i udało jej się zapanować nad głosem.

      – Nie, nic złego się nie stało. Mieszkam już tutaj. Dziękuję, że mnie odprowadziłeś, Gunnarze. Widzimy się jutro.

      – Mam nadzieję, że będziesz się lepiej czuła.

      – Dziękuję.

      Przytulił ją, musiał jednak wyczuć, że Dagny się wycofuje, w każdym razie prędko ją puścił. Ruszyła w stronę klatki schodowej D, jednocześnie wyjmując klucz z torebki. Ale kiedy podniosła głowę, zorientowała się, że ktoś wyłonił się z ciemności i wszedł w krąg światła lampy nad drzwiami wejściowymi. Szeroki w barach szczupły mężczyzna w brązowej zamszowej kurtce, z długimi czarnymi włosami obwiązanymi czerwoną chustką. Stanęła jak wryta, a z jej gardła wyrwał się szloch.

      – Nie bój się, ukochana Dagny, nic ci nie zrobię. – Oczy jarzyły się w pomarszczonej twarzy. – Jestem tu tylko po to, żeby czuwać nad tobą i nad naszym dzieckiem. Bo ja dotrzymuję obietnic. – Mówił cicho, prawie szeptem, lecz wcale nie musiał podnosić głosu, żeby go słyszała. – A ty pamiętasz moją obietnicę, prawda? Jesteśmy zaręczeni, Dagny. Dopóki śmierć nas nie rozłączy.

      Dagny usiłowała złapać powietrze, ale układ oddechowy jakby przestał działać.

      – Żeby to przypieczętować, powtórzmy naszą obietnicę, biorąc Boga na świadka, Dagny. Spotkajmy się w katolickim kościele w Vika w niedzielę wieczorem. Będziemy go wtedy mieć tylko dla siebie. O dziewiątej? Nie pozwól, żebym stał sam przed ołtarzem. – Zaśmiał się krótko. – Do zobaczenia, śpijcie dobrze. Oboje.

      Usunął się na bok, z powrotem w ciemność. Światło z lampy nad wejściem na moment oślepiło Dagny, a gdy osłoniła ręką oczy, on już zniknął.

      Stała w milczeniu, gorące łzy lały jej się po policzkach. Patrzyła na swoją rękę ściskającą klucz, dopóki ta ręka nie przestała się trząść. Wtedy Dagny otworzyła drzwi i weszła na klatkę.

      13

      Altocumulusy rozpostarły się na niebie nad kościołem Voksen jak szydełkowy obrus.

      – Moje kondolencje – powiedział Mikael Bellman pełnym przejęcia głosem i z wyćwiczoną miną. Dawniej młody komendant okręgowy policji, a obecnie dość młody minister sprawiedliwości uścisnął dłoń Harry’ego prawą ręką, dokładając jeszcze lewą, jakby chciał przypieczętować uścisk. Podkreślić, że naprawdę współczuje. Albo upewnić się, że Harry nie cofnie ręki, zanim fotoreporterzy – którym nie pozwolono na robienie zdjęć w kościele – dostaną swoje. Po sesji zatytułowanej „Minister-sprawiedliwości-poświęca-czas-na-uczestniczenie-w-pogrzebach-żon-dawnych-kolegów-z-policji” Bellman odszedł do czekającego SUV-a. Przypuszczalnie wcześniej sprawdził, czy Hole jest poza wszelkimi podejrzeniami.

      Harry i Oleg dalej ściskali dłonie i kiwali głowami przesuwającym się przed nimi twarzom, w większości kolegom z pracy i przyjaciołom Rakel. Kilkorgu sąsiadom. Oprócz Olega Rakel nie miała żadnych bliskich krewnych, a mimo to wielki kościół zapełnił się bardziej niż w połowie. Pracownik zakładu pogrzebowego stwierdził, że gdyby wstrzymali się z uroczystościami do następnego tygodnia, to jeszcze więcej osób zdołałoby przeorganizować swoje kalendarze. Harry cieszył się, że Oleg poprosił o nieurządzanie dużej imprezy po pogrzebie. Żaden z nich nie znał zbyt dobrze kolegów Rakel z pracy ani nie miał ochoty rozmawiać z sąsiadami. To, co należało powiedzieć o Rakel, Oleg, Harry i dwie przyjaciółki z dzieciństwa powiedzieli już w kościele i tyle musiało wystarczyć. Nawet pastor pojął, że ma się ograniczyć do psalmów, modlitwy i czynności nakazywanych przez ceremoniał.

      – Cholera. – Øystein Eikeland, jeden z dwóch przyjaciół Harry’ego z dzieciństwa, z mokrymi od łez oczami ciężko położył dłonie na ramionach Harry’ego i dmuchnął mu w twarz świeżym alkoholowym oddechem. Może nie tylko wygląd kazał Harry’emu myśleć o Øysteinie za każdym razem, kiedy ktoś rzucił dowcip o Keicie Richardsie. Z każdym wypalonym papierosem Bóg odbiera ci godzinę życia… i przekazuje ją Keithowi Richardsowi. Harry zobaczył, że kumpel wyjątkowo się skupia, zanim