.

Читать онлайн.
Название
Автор произведения
Жанр
Серия
Издательство
Год выпуска
isbn



Скачать книгу

piechotą, ale jeśli ten człowiek przetnie ulicę, a po jego śladach przejadą samochody, pies gubi trop.

      – I co z tego? – Halvorsen ubił kawę i zakończył skomplikowaną procedurę wygładzania jej powierzchni przez obracanie dociskacza, co, jak twierdził, odróżnia profesjonalistów od amatorów.

      – To umacnia podejrzenie, że mamy do czynienia z doświadczonym przestępcą. I już sam ten fakt sprawia, że musimy skupić się na dramatycznie niższej liczbie osób, niż gdyby było inaczej. Szef Wydziału Napadów powiedział mi…

      – Ivarsson? Nie sądziłem, że lubicie sobie pogadać.

      – Bo nie lubimy. On przemawiał do grupy prowadzącej śledztwo w tej sprawie, której ja też jestem członkiem. Powiedział, że w Oslo środowisko bandytów napadających na banki składa się z mniej niż stu osób. Pięćdziesiąt z nich to durnie, ćpuny albo debile, którzy wpadają prawie za każdym razem. Czyli połowa siedzi, o nich więc możemy zapomnieć. Czterdziestu pozostałych to zręczni rzemieślnicy, którzy potrafią umknąć, jeśli ktoś im pomoże w planowaniu. Zostaje dziesięciu profesjonalistów obstawiających transporty pieniędzy i centra gotówki. Do ich złapania potrzebujemy trochę szczęścia. Staramy się wiedzieć, gdzie przebywają o każdej porze. Dziś sprawdzane jest ich alibi. – Harry zerknął na Silvię parskającą na szczycie szafki z dokumentami. – No i jeszcze rozmawiałem w sobotę z Weberem z Wydziału Techniki Kryminalistycznej.

      – Myślałem, że Weber w tym miesiącu przeszedł na emeryturę?

      – Ktoś się pomylił w obliczeniach. Dopiero latem.

      Halvorsen roześmiał się.

      – Pewnie jest jeszcze bardziej zły niż zwykle.

      – Owszem, ale nie dlatego – odparł Harry. – On i jego ludzie nie znaleźli kompletnie nic.

      – Nic?

      – Żadnych odcisków palców, ani jednego włosa. Nawet jednego włókienka z ubrania. A ślady pokazują oczywiście, że bandyta był w nowiusieńkich butach.

      – To znaczy, że nie da się porównać wzoru zdzierania podeszew z innymi jego butami?

      – No właśnie – odparł Harry z naciskiem na „właśnie”.

      – A broń użyta podczas napadu? – spytał Halvorsen, ostrożnie przenosząc filiżanki na biurko Harry’ego. Kiedy podniósł wzrok, zobaczył, że lewa brew kolegi uniosła się niemal pod samą nasadę jasnych obciętych na jeża włosów. – Przepraszam. Broń, którą dokonano zabójstwa.

      – Dziękuję. Nie odnaleziono.

      Halvorsen usiadł po swojej stronie połączonych biurek i wypił mały łyk z filiżanki.

      – Krótko mówiąc, facet w biały dzień wszedł do banku pełnego ludzi, zabrał dwa miliony koron, zabił kobietę, a potem wyszedł stamtąd na może nie pełną ludzi, ale w każdym razie uczęszczaną ulicę w centrum stolicy Norwegii, kilkaset metrów od posterunku policji. A my, opłacani z państwowej kasy profesjonaliści, funkcjonariusze policji królewskiej, nic nie mamy?

      Harry wolno kiwnął głową.

      – Prawie nic. Mamy film wideo.

      – Który, jak cię znam, potrafisz teraz odtworzyć sekunda po sekundzie.

      – Chyba nawet z dokładnością co do dziesiątej części.

      – A przesłuchania świadków możesz oczywiście cytować z pamięci?

      – Tylko Augusta Schulza. Opowiadał mnóstwo ciekawych rzeczy o wojnie. Wyliczał nazwiska konkurentów z branży konfekcyjnej, którzy byli tak zwanymi dobrymi Norwegami i uczestniczyli w konfiskacie majątku jego rodziny po wojnie. Wiedział dokładnie, czym się zajmują dzisiaj. Ale, niestety, nie zauważył żadnego napadu na bank.

      Dopili kawę w milczeniu. Deszcz dzwonił o szyby.

      – Ty lubisz takie życie – stwierdził nagle Halvorsen. – Lubisz siedzieć sam przez cały weekend i ścigać duchy.

      Harry uśmiechnął się, ale nie odpowiedział.

      – Sądziłem, że przestałeś być odludkiem, odkąd masz zobowiązania rodzinne.

      Harry rzucił młodszemu koledze ostrzegawcze spojrzenie.

      – Nie wiem, czy ja tak samo na to patrzę. Nawet nie mieszkamy razem, przecież wiesz.

      – No tak, ale Rakel ma małego synka, a wtedy jest trochę inaczej, prawda?

      – Olega. – Harry podjechał na krześle do szafki z dokumentami. – W piątek wyjechali do Moskwy.

      – Tak?

      – Na sprawę. Ojciec Olega domaga się praw rodzicielskich.

      – A tak, rzeczywiście. Co to właściwie za facet?

      – No cóż. – Harry poprawił odrobinę przekrzywione zdjęcie wiszące nad ekspresem do kawy. – To jakiś profesor, którego Rakel poznała, kiedy tam pracowała. No i wyszła za niego. Pochodzi ze starej, piekielnie bogatej rodziny, która, jak mówi Rakel, ma ogromne wpływy polityczne.

      – Pewnie znają też paru sędziów, co?

      – Z całą pewnością, ale przypuszczamy, że to się dobrze skończy. Facet jest szaleńcem i wszyscy o tym wiedzą. Taki bystry alkoholik z marną kontrolą nad impulsami. Znasz ten typ.

      – Chyba tak.

      Harry gwałtownie podniósł wzrok. Akurat w czas, by zobaczyć, że Halvorsen stara się zapanować nad uśmiechem.

      W Budynku Policji było powszechnie wiadomo, że Harry ma problemy z alkoholem. Wprawdzie alkoholizm sam w sobie nie stanowi podstawy do zwolnienia funkcjonariusza publicznego, ale już przychodzenie po pijanemu do pracy tak. Kiedy Harry pękł ostatnim razem, ci z górnych pięter postanowili usunąć go z szeregów policji, ale szef Wydziału Zabójstw, naczelnik wydziału policji, Bjarne Møller, jak zwykle rozpostarł nad Harrym parasol ochronny i powołał się na wyjątkowe okoliczności. Tymi okolicznościami był fakt, że dziewczyna z fotografii wiszącej nad ekspresem, Ellen Gjelten, partnerka i bliska przyjaciółka Harry’ego, została zabita kijem bejsbolowym na ścieżce nad rzeką Aker. Harry po tym przeżyciu zdołał jakoś stanąć na nogi, ale bolesna rana nie dawała mu spokoju, zwłaszcza dlatego, że w jego opinii sprawa wciąż pozostawała niewyjaśniona. Gdy wspólnie z Halvorsenem zdobyli wreszcie dowody przeciwko neonaziście Sverremu Olsenowi, komisarz policji Tom Waaler błyskawicznie zjawił się u Olsena w domu, by go aresztować. Olsen jednak oddał strzał do Waalera, który w samoobronie go zastrzelił. Tak wynikało z raportu Waalera i ani ślady zebrane na miejscu zajścia, ani też wewnętrzne śledztwo prowadzone przez wydział SEFO nie wskazywały, by miało być inaczej. Z drugiej jednak strony nigdy nie udało się wyjaśnić, jakie motywy kierowały Olsenem, oprócz tego, że był zamieszany w nielegalny handel bronią, która w ostatnich latach zdawała się zalewać Oslo, i że Ellen wpadła na jakiś trop. Ale Olsen był jedynie chłopcem na posyłki, a na ślad tych, którzy stali za tym wszystkim, policji na razie nie udało się wpaść.

      Właśnie po to, by pracować nad sprawą Ellen, Harry po krótkich gościnnych występach w POT, Policyjnych Służbach Bezpieczeństwa, mieszczących się na najwyższym piętrze budynku, postarał się o przeniesienie z powrotem do Wydziału Zabójstw. W POT wszyscy się ucieszyli, że się go pozbędą, a Møller był zadowolony, że znów go ma na szóstym piętrze.

      – Zajrzę z tym do Ivarssona z Wydziału Napadów – burknął Harry, machając kasetą VHS. – Chciał na to zerknąć,