Название | Pierwsza Spowiedniczka |
---|---|
Автор произведения | Terry Goodkind |
Жанр | Героическая фантастика |
Серия | Fantasy |
Издательство | Героическая фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788378183488 |
– Tak szybko zapomniałaś, Tilly, kim był mój mąż? Czarodzieje są mistrzami ułudy. Mogą wyczarować najrozmaitsze iluzje i sprawić, że wydają się prawdziwe.
– Nie, pani, nie zapomniałam, kim był twój mąż. Kochało go wielu ludzi, ja także. – Tilly podniosła wiadro i zadumała się nad słowami Magdy. – Musi być, jak mówisz. O wiele lepiej niż ja znasz się na takich złudzeniach. – Z szacunkiem skłoniła głowę. – Trza mi wracać do roboty, pani.
Magda patrzyła, jak staruszka idzie ku drzwiom nierównym, kołyszącym się krokiem – skutki upadku podczas minionej zimy. Złamane biodro najwyraźniej nie zagoiło się jak trzeba.
Tilly odwróciła się do niej.
– Nie chciałam cię zdenerwować, pani, tym gadaniem o przywołaniu ukochanego ze świata zmarłych. Wiem, jak cierpisz. Chciałam tylko pomóc.
Prawdopodobnie nie docierało do niej, że mąż Magdy, obdarzony wielką mocą i talentami, już raz powrócił ze świata umarłych. Kiedy inni zaginęli, starając się odpowiedzieć na rozpaczliwe wołanie o pomoc ze Świątyni Wichrów, znajdującej się poza zasłoną – na ukazujący się co noc czerwony księżyc – jej mąż sam wyruszył w tę niebezpieczną podróż.
Udał się do świata umarłych – i powrócił.
Magda wiedziała, że tym razem już nie wróci.
Nie pozostało jej nic w świecie żywych; pragnęła jedynie dołączyć do męża.
Zdołała jeszcze raz uśmiechnąć się do staruszki.
– Wiem, Tilly. W porządku. Dziękuję, że chciałaś pomóc.
Staruszka zacisnęła wargi, a potem postanowiła jeszcze coś dodać:
– Może mogłabyś, pani, pójść choć do spirytystki. Taka kobieta pewnie by mogła skontaktować się z twoim mężem. Tam na dole jest taka. I chyba ci czarodzieje korzystają z jej talentów.
– A co by mi dało spotkanie z taką kobietą?
– Może mogłabyś choć z nią porozmawiać i poprosić ją o wyjaśnienia, a to by ci pomogło pogodzić się z tym, co zrobił Pierwszy Czarodziej Baraccus. Może potrafiłaby ci przekazać jego słowa spoza zasłony i dać spokój twojemu sercu.
Magda nie sądziła, by jej serce kiedykolwiek zaznało spokoju.
– Możesz potrzebować pomocy, pani – dodała Tilly. – I może Pierwszy Czarodziej Baraccus dalej mógłby cię chronić.
Magda spojrzała na nią, marszcząc brwi.
– Mógłby mnie chronić? O czym ty mówisz?
Tilly nie od razu odpowiedziała.
– Ludzie są okrutni, pani. Zwłaszcza dla tych, co nie są szlachetnie urodzeni. Szanują cię jako piękną żonę Pierwszego Czarodzieja, choć jesteś od niego o tyle młodsza. – Dotknęła swoich krótkich włosów, skinęła ku Magdzie. – Długie włosy są oznaką twojej pozycji. Wykorzystywałaś ją, żeby przemawiać przed radą w imieniu tych z Midlandów, co nie mają głosu. Ty jedna mówiłaś za nich. Powszechnie o tym wiadomo i szanują cię za to, a nie tylko dlatego, że byłaś żoną Pierwszego Czarodzieja. Lecz mistrz Baraccus odszedł i nie ma kto cię chronić ani zapewniać ci pozycji przed radą czy gdzie indziej. Możesz się przekonać, że świat jest nieprzyjaznym miejscem dla wdowy po czarodzieju, która nie ma daru i nie jest szlachetnie urodzona.
Magda już o tym myślała, ale przecież nie będzie musiała stawiać temu czoła.
– Może spirytystka uzyskałaby dla ciebie cenną radę zza grobu. Może twój mąż chociaż by wyjaśnił, co nim kierowało, i złagodził twoje cierpienie.
Magda skinęła głową.
– Dziękuję, Tilly. Pomyślę o tym.
Znowu zapatrzyła się w szkatułkę z pamiątkami. Nie mogła zrozumieć, dlaczego Baraccus zrobił to, co zrobił, ani nie sądziła, by był w stanie wyjaśnić to zza grobu. Gdyby chciał tłumaczyć swoje motywy, miał po temu mnóstwo okazji. A przynajmniej zostawiłby list, który by znalazła po powrocie.
Wiedziała również, że zza grobu Baraccus w żaden sposób nie może zapewnić jej pozycji. Lecz to nie miało znaczenia.
Tilly otworzyła drzwi w drugim końcu pokoju i na podłogę padł słaby poblask świecy.
– Pani.
Magda obejrzała się przez ramię – Tilly stała w otwartych drzwiach, z dłonią na klamce.
W korytarzu byli jacyś ludzie – twarze skryte w cieniu, splecione dłonie.
– Masz… masz gości.
Magda odwróciła się do stołu i delikatnie zamknęła srebrną szkatułkę pełną cennych pamiątek.
– Wpuść ich, proszę, Tilly.
Wiedziała, że prędzej czy później przyjdą. Zamierzała skończyć z tym wszystkim, zanim się zjawią. Ale najwyraźniej nic z tego.
Gdyby mogła, wpadłaby w jeszcze większą rozpacz. Lecz czy to miało jakieś znaczenie? Czy w ogóle coś jeszcze się liczyło? Wkrótce wszystko się skończy.
– Mam zostać, pani?
Magda dotknęła swoich długich, gęstych, świeżo wyszczotkowanych włosów.
Musiała być silna. Baraccus chciałby, żeby była silna.
– Nie, Tilly – powiedziała stanowczo. – Wszystko w porządku. Wpuść ich, proszę, a potem możesz wrócić do pracy.
Tilly skłoniła się głęboko, a potem nieco się cofnęła, otwierając szerzej drzwi, żeby mogli wejść. Gdy tylko wszystkich siedmiu znalazło się w pokoju, staruszka pospiesznie wyszła i zamknęła za sobą drzwi.
ROZDZIAŁ 2
Magda przesunęła ozdobną srebrną szkatułkę na bok, tak że znalazła się obok kolekcji pięknie wykutych narzędzi, półszlachetnych kamieni i niewielkich woluminów zapisanych notatkami – to wszystko należało do jej męża. Przez chwilę trzymała dłonie tam, gdzie sam kładł ręce, kiedy czasem pracował przy stole do późna, w nocnej ciszy, wykonując rozmaite przedmioty – na przykład ten niezwykły amulet, który zrobił, kiedy zaczęła się wojna.
Kiedy spytała, czemu ma on służyć, odparł, że to nieustające przypomnienie o jego powołaniu, talencie, obowiązku i racji istnienia. Że obrazuje najważniejsze zadanie czarodzieja wojny – zabić napastnika, wybić wrogów do nogi. Czerwony kamień umieszczony pośrodku skomplikowanych linii symbolizował krew wroga.
Powiedział, że amulet obrazuje taniec ze śmiercią.
Od tej pory zawsze go nosił, lecz zostawił w enklawie Pierwszego Czarodzieja – razem z czarno-złotym strojem, uniformem czarodzieja wojny i jego zbroją – zanim wszedł na mury Wieży i runął w głęboką na kilka tysięcy stóp przepaść, w śmierć.
Magda odrzuciła w tył pasmo długich, kasztanowych włosów i odwróciła się ku przemierzającym pokój siedmiu mężczyznom. Rozpoznała znajome twarze sześciu członków rady. Teraz pozbawione wyrazu, kamienne. Podejrzewała, że w ten sposób maskują tę odrobinę wstydu, jaki czuli, przychodząc tutaj w takim celu.
Wiedziała oczywiście, że się zjawią, lecz nie spodziewała się, że tak szybko. Sądziła, że łaskawie podarują jej nieco więcej czasu.
Był z nimi ktoś jeszcze, z twarzą ocienioną kapturem luźnego brązowego habitu. Kiedy się zbliżyli, weszli