Ogród bestii. Jeffery Deaver

Читать онлайн.
Название Ogród bestii
Автор произведения Jeffery Deaver
Жанр Триллеры
Серия Jeffery Deaver
Издательство Триллеры
Год выпуска 0
isbn 9788376487595



Скачать книгу

szybko złapani. A tu proszę, morderstwo rzut kamieniem od Tiergarten. – Krauss syknął przejęty.

      Kohl otwarcie spojrzał na zegarek, pragnąc jak najprędzej znaleźć się w „Ogrodzie Letnim”.

      – Obawiam się, że musimy już iść, Peter.

      Kucając i uważnie oglądając ciało, gestapowiec rzekł:

      – Niestety, w mieście jest tylu zagranicznych dziennikarzy… trudno ich upilnować, patrzeć im na ręce.

      – Tak, tak, ale…

      – Musimy zrobić wszystko, żeby to wyjaśnić, zanim się dowiedzą. – Krauss wstał i wolno obszedł ofiarę zabójstwa. – Wiemy przynajmniej, kto to jest?

      – Jeszcze nie. Nie ma dokumentów. Słuchaj, Peter, to chyba nie ma nic wspólnego z SS ani SA, prawda?

      – Nic mi o tym nie wiadomo – odparł Krauss, marszcząc brwi. – Dlaczego pytasz?

      – Po drodze zauważyliśmy z Janssenem sporo patroli. Zatrzymywali i legitymowali różnych ludzi. Nie słyszeliśmy jednak ani słowa o żadnej operacji.

      – Ach, to nic takiego. – Śledczy gestapo machnął lekceważąco ręką. – Drobnostka związana z bezpieczeństwem. Nic, czym kripo musiałoby się przejmować.

      Kohl znów zerknął na zegarek kieszonkowy.

      – Naprawdę muszę iść, Peter.

      Funkcjonariusz gestapo wstał.

      – Został okradziony?

      – Zabrano mu wszystko, co miał w kieszeniach – rzekł ze zniecierpliwieniem Kohl.

      Krauss przez dłuższą chwilę patrzył na zwłoki, gdy tymczasem Kohl myślał tylko o podejrzanym siedzącym w „Ogrodzie Letnim” i spokojnie posilającym się sznyclem albo kiełbasą.

      – Muszę wracać – powiedział.

      – Jeszcze chwilę. – Krauss nadal oglądał ciało. Wreszcie, nie podnosząc głowy, rzekł: – Dobrze byłoby przyjąć, że zabójca jest cudzoziemcem.

      – Cudzoziemcem? No… – powiedział szybko Janssen, unosząc brwi, ale Kohl posłał mu surowe spojrzenie i młodzieniec natychmiast zamilkł.

      – O co chodzi? – zapytał go Krauss.

      – Ciekaw jestem, dlaczego pan sądzi, że to logiczne założenie – wybrnął szczęśliwie kandydat na inspektora.

      – Pusta aleja, brak dowodów tożsamości, strzelanie z zimną krwią… Kiedy jakiś czas popracuje się w tym fachu, ma się już pewne pojęcie o sprawcach morderstw tego rodzaju.

      – Jakiego rodzaju? – Kohl nie mógł się powstrzymać od zadania tego pytania. Zastrzelenie człowieka w berlińskiej alei nie było dziś niczym osobliwym.

      Krauss jednak nie odpowiedział.

      – Prawdopodobnie Rumun albo Polak. To brutalni ludzie, rzecz jasna, poza tym mają mnóstwo powodów, by mordować niewinnych Niemców. Zabójcą mógł być też Czech, oczywiście ze wschodu, nie z Sudetów. Są znani z tego, że strzelają do ludzi z tyłu.

      Podobnie jak oddziały szturmowe – miał na końcu języka Kohl, lecz powiedział tylko:

      – Czyli możemy mieć nadzieję, że sprawcą okaże się Słowianin.

      Krauss nie zareagował na wzmiankę o własnym pochodzeniu. Jeszcze raz spojrzał na zwłoki.

      – Dowiem się czegoś w tej sprawie, Willi. Polecę moim ludziom skontaktować się z A-manami pracującymi w okolicy.

      – Cieszę się, że będziemy mogli skorzystać z informatorów narodowych socjalistów. Są doskonali. I bardzo liczni.

      – Istotnie.

      Dzięki Bogu, Janssen także niecierpliwie spojrzał na zegarek,

      skrzywił się i powiedział:

      – Jesteśmy już bardzo spóźnieni na spotkanie, panie inspektorze.

      – Tak, tak, rzeczywiście. – Kohl ruszył w kierunku ulicy. Przystanął jednak, by zawołać do Kraussa:

      – Jedno pytanie.

      – Tak, Willi?

      – Jaki kapelusz nosi minister lotnictwa Göring?

      – Pytasz… – Krauss zmarszczył brwi.

      – Göring. Jaki nosi kapelusz?

      – Och, nie mam pojęcia – odparł, wydając się przez chwilę spłoszony, jak gdyby była to wiedza z elementarza każdego dobrego funkcjonariusza gestapo. – Dlaczego pytasz?

      – Nieważne.

      – Heil Hitler.

      – Heil.

      Gdy pospiesznie wracali do dekawki, Kohl powiedział zdyszany:

      – Daj film jednemu z szupo i każ mu pędzić na komendę. Chcę mieć te zdjęcia natychmiast.

      – Tak jest. – Młody człowiek skręcił i wręczył film funkcjonariuszowi, przekazując mu instrukcje, a potem dogonił Kohla, który zawołał do policjanta szupo:

      – Kiedy zjawią się lekarze, powiedzcie im, że jak najprędzej chcę dostać raport z autopsji. Interesują mnie choroby, na jakie mógł cierpieć nasz przyjaciel. W szczególności tryper i suchoty. I w jakim stadium. I zawartość żołądka. Podobnie tatuaże, złamania kości i blizny po operacjach.

      – Tak jest.

      – Proszę im powiedzieć, że to pilne.

      Zakład medycyny sądowej miał w ostatnich czasach mnóstwo pracy i możliwe, że ciało zostanie zabrane dopiero za osiem czy dziesięć godzin; wyniki sekcji mogły być znane nawet za kilka dni.

      Idąc do auta, Kohl syknął z bólu; przesunęła się wełna owcza w butach.

      – Jaka jest najkrótsza droga do „Ogrodu Letniego”? Mniejsza z tym, dowiemy się. – Rozejrzał się po ulicy. – Jest! – krzyknął, wskazując kiosk. – Idź, kup gazetę.

      – Tak jest, ale po co?

      Willi Kohl ciężko usiadł za kierownicą i wcisnął guzik zapłonu. Brakowało mu tchu, mimo to w jego głosie dała się słyszeć nuta zniecierpliwienia.

      – Jak to po co, musimy mieć zdjęcie Göringa w kapeluszu.

      [2] Dampf Kraft Wagen – taką nazwę nadano eksperymentalnej serii samochodów parowych wyprodukowanej przez zakłady Zschopauer Motorenwerke J. S.Rassmusen AG w 1914 r. (przyp. tłum.).

      7

      Stojąc na rogu ulicy ze zmiętym egzemplarzem „Berliner Tageblatt” w ręku, Paul pilnie przyglądał się restauracji „Ogród Letni”: kobietom trzymającym filiżanki kawy w dłoniach w rękawiczkach, mężczyznom opróżniającym kufle piwa dużymi łykami i ocierającym pianę z wąsów wyprasowanymi lnianymi serwetkami. Ludzie rozkoszowali się ciepłym popołudniem, palili.

      Paul Schumann stał nieporuszony i patrzył, patrzył, patrzył.

       Coś nie gra…

      Podobnie jak przy składaniu druku, gdy wyciągał metalowe czcionki z kaszty, układając z nich słowa i zdania. „Uważaj na p i q” – powtarzał mu zawsze ojciec – szczególnie łatwo było pomylić te litery, ponieważ czcionka była lustrzanym odbiciem wydrukowanej litery.

      Z równą uwagą przyglądał się teraz „Ogrodowi Letniemu”. Wcześniej nie zauważył szturmowca obserwującego go z budki telefonicznej przy Dresden