Tajemniczy pamiętnik. Zygmunt Zeydler-Zborowski

Читать онлайн.
Название Tajemniczy pamiętnik
Автор произведения Zygmunt Zeydler-Zborowski
Жанр Исторические приключения
Серия Kryminał
Издательство Исторические приключения
Год выпуска 0
isbn 9788375651546



Скачать книгу

ostatnio nie myślę o żadnych flirtach.

      – Oby to była prawda – westchnął Walczak.

      – Więc co? Nie chcesz przejąć tej sprawy Gernera? Nie interesuje cię?

      – Bardzo mnie interesuje, ale w tej chwili mam pełne ręce innej roboty. Żebym nawet chciał, to nie mogę.

      Downar zgasił papierosa i wyciągnął rękę do przyjaciela.

      – No to cześć. Jak mnie ogarną jakieś poważniejsze wątpliwości, to przyjdę do ciebie na pogawędkę.

      – To zawsze możesz zrobić.

      – Ale, ale… Zapomniałem cię spytać, jak zdrowie Heleny?

      – Dziękuję ci. Już dobrze. Wczoraj wstała. Taka tam maleńka grypa. Nic poważnego. Przy tych ciągłych zmianach pogody nietrudno o przeziębienie.

      – To prawda. Dziwna wiosna w tym roku.

      Zadzwonił telefon. Major Leśniewski wzywał do siebie Walczaka w pilnej sprawie.

      Downar wrócił do swego pokoju. Usiadł przy biurku i w zamyśleniu począł rysować na kawałku papieru figury geometryczne. Czy chce prowadzić śledztwo? Na to pytanie nie potrafił sobie odpowiedzieć. Był rzeczywiście ostatnio trochę przemęczony, a morderstwa Gernera nie można w żadnym wypadku zaliczyć do typowych spraw. Tutaj trzeba było solidnie ruszyć głową. Cholernie zagmatwana historia, cholernie. I jeszcze do tego ten pamiętnik! Jeżeli facet popełnił pięć morderstw i przez długie lata nie dał się nakryć, to znaczy, że jest to nie byle jaki przeciwnik w grze. Przecież tamte śledztwa prowadzili także dobrzy fachowcy, a do Krakowa wyjeżdżało wtedy nawet dwóch ludzi z Komendy Głównej. Nie dali rady. Nikt nie dał rady! Wszystkie morderstwa popełnione przez zabójcę Gernera pozostały niewykryte.

      Downar przestraszył się tej sprawy. Nie chciał przyznać się do tego przed samym sobą, ale tak było w istocie. Po ostatnim sukcesie zdobył sobie sławę i nie miał zbytniej ochoty narażać się na niepowodzenie. Wiedział z doświadczenia, że w obliczu nowej porażki bledną dawne zwycięstwa. Z drugiej jednak strony tajemnica niewykrytych zbrodni była czymś pasjonującym i trudno by mu było zrezygnować z nadarzającej się pracy. Wprawdzie zaproponował Walczakowi, żeby się tym zajął, ale z góry wiedział, że Karol odmówi. Właściwie byłoby najlepiej, gdyby sprawę poprowadzili razem z Karolem. Taka koncepcja nie miała jednak żadnych szans powodzenia. Po pierwsze, nie zgodziłby się major Leśniewski, który teraz potrzebował Walczaka gdzie indziej, a po drugie – nie wiadomo, jak zapatrywałby się na to sam Walczak. Downar nie chciał podejrzewać przyjaciela o jakieś zawiści zawodowe, ale ostatnio odnosił czasami wrażenie, jakby Karol zazdrościł mu trochę powodzenia. Rzeczywiście, tak się jakoś zawsze składało, że on obejmował prowadzenie jakiejś ciekawej sprawy, a dopiero później, w niektórych wypadkach, dołączał się Karol w charakterze doradcy. Trudno się więc było dziwić, że taki stan rzeczy mógł go wreszcie nieco zniechęcić.

      – Ano, trudno – mruknął do siebie Downar. – Jeżeli Leśniewski nie odbierze mi tej sprawy, to będę się męczył.

      Spojrzał na zegarek. Dochodziła trzecia. Trzeba było coś zjeść i jechać do domu, przebrać się w cywilne ubranie. O szóstej przecież umówił się z Wrońskim.

      Wchodząc do stołówki, wpadł na Kobielę.

      – Cześć! Co u was słychać?

      – Nic specjalnego. Martwię się, że zapomnieliście o mnie, towarzyszu kapitanie.

      – Ależ skądże, wcale o was nie zapomniałem.

      – No, bo nie bierzecie mnie do żadnej roboty…

      – Na razie nie miałem nic specjalnego.

      – A teraz może się kroi coś ciekawego?

      – To nie jest wykluczone.

      Pucołowata twarz Kobieli ożywiła się. Czerne, małe oczka zabłysły zaciekawieniem.

      – Co to takiego?

      Downar uśmiechnął się. Przyjacielsko poklepał porucznika po ramieniu.

      – Za wcześnie, żeby o tym mówić.

      – Ale jak się wyklaruje, to mnie weźmiecie do roboty? – zaniepokoił się Kobiela.

      – Oczywiście. Możecie być zupełnie spokojni.

      Downar tak był pogrążony w rozmyślaniach, że nie czuł smaku potraw i żeby życie jego od tego zależało, nie potrafiłby powiedzieć, co jadł na obiad.

      Pobiegł na górę, zabrał płaszcz, zadzwonił do teatru, rezerwując bilety i wyszedł z komendy. Zobaczył, jak Leśniewski wsiada do samochodu. Major spostrzegł go i spytał:

      – Dokąd jedziecie?

      – Do domu, na Koszykową.

      – No to siadajcie, podwiozę was.

      Dłuższą chwilę jechali w milczeniu. Kiedy minęli Ursynowską, Leśniewski spytał:

      – No i co? Chcecie prowadzić sprawę Gernera czy mam ją przekazać komu innemu? Bo zdaje się, że mieliście jechać na urlop.

      Downar podrapał się za uchem.

      – Wiecie co, towarzyszu majorze, że chyba ja już zostanę przy tej sprawie. Zacząłem, to już pociągnę dalej, a urlop sobie odłożę. Może jesień będzie pogodna…

      – Jak chcecie. Tylko żebyście potem nie narzekali, że wam nie pozwalam odpocząć.

      – Nie będę narzekać.

      Na rogu Koszykowej i Mokotowskiej Downar pożegnał się z Leśniewskim i wysiadł z wozu.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAQEASABIAAD/2wBDAAEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQICAQECAQEBAgICAgICAgICAQICAgICAgICAgL/2wBDAQEBAQEBAQEBAQECAQEBAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgL/wgARCASwAyADAREAAhEBAxEB/8QAHgABAAAGAwEAAAAAAAAAAAAAAAMEBQYHCAIJCgH/xAAcAQEAAwEBAQEBAAAAAAAAAAAAAQIDBAUGBwj/2gAMAwEAAhADEAAAAfP+AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAADdkycAYiMYEAwuTRxJcnyUPpDOBxOBCAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAO389PoAAB0ImGjZI1xTlQuAxWZmRpKm4kakmnQAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAL7O7A9BRHBAOJLkweTE2aNVk4yJI7JjAyLwMfmUjCB1hgAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAFXPdyXYDx/mRjrPRtSnVEkgAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAADf49fwLCPLynCJi1EiYUAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAB6Bjv2Bo8eOQvIki2gAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAD1xHY0DrrPIuAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAD3JmaQdXx5RAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAe6Ey2DXU8Wpa4AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAABua