Powiedział mi wróżbita. Lądowe podróże po Dalekim Wschodzie. Tiziano Terzani

Читать онлайн.
Название Powiedział mi wróżbita. Lądowe podróże po Dalekim Wschodzie
Автор произведения Tiziano Terzani
Жанр Документальная литература
Серия Naokoło świata
Издательство Документальная литература
Год выпуска 0
isbn 9788377856215



Скачать книгу

są one nieodróżnialne: bóg i natura to jedno. Wiedza magiczna jest więc rodzajem religii, a wróżbita to zarazem teolog i kapłan. To właśnie dlatego aż do czasów komunizmu w Chinach nigdy nie prześladowano zabobonów, inaczej niż na Zachodzie, gdzie uważano je za sprzeczne z religią i dlatego ostro przeciw nim występowano. Podobnie jak wszyscy Azjaci, Chińczycy nigdy nie troszczyli się o odróżnienie religii od przesądu; tak samo nie stawiano typowo zachodniego pytania, co jest, a co nie jest nauką. Na przykład Chińczycy od wieków praktykowali astrologię, nie zamartwiając się tym, czy ma ona "naukowe" podstawy, czy też nie. Wystarczało to, że skutkuje.

      Astrologia chińska opiera się na kalendarzu księżycowym. Na rok składa się dwanaście nowych księżyców, przy czym co dwanaście lat trzeba dodać trzynasty. Dwanaście lat wyznacza jeden cykl. Każdy rok związany jest z innym zwierzęciem: szczurem, bawołem, tygrysem, kotem, smokiem, wężem, koniem, kozą, małpą, kogutem, psem i świnią. Pierwszym dniem roku jest dzień pierwszego księżyca, co zawsze przypada na styczeń lub luty.

      Zwierzę roku, w którym ktoś się rodzi, ma ogromny wpływ na charakter osoby i jej losy. Na przykład ludzie urodzeni w roku szczura muszą przez całe życie uważać, aby nie wpaść w pułapkę; urodzeni w roku kota – zawsze spadają "na cztery łapy"; ci spod znaku świerszcza muszą grzebać w ziemi, aby się utrzymać. Kobiety urodzone w roku konia są krnąbrne i dlatego są z nich złe żony. Te, które przychodzą na świat pod znakiem kombinacji konia i ognia – zdarzającej się co sześćdziesiąt lat – są dzikie, niebezpieczne i właściwie nie nadają się do zamążpójścia. Taki był rok 1966 i wiele Azja tek, które zaszły wówczas w ciążę, uciekało się do aborcji, aby nie wydawać na świat córek, które według wszelkiego prawdopodobieństwa nie znajdą małżonków. Na Tajwanie z tego powodu przyrost naturalny spadł w tamtym roku o dwadzieścia pięć procent.

      Z kolei przeznaczeniem mężczyzn urodzonych w roku smoka jest siła, inteligencja i pomyślność. Ponieważ 1988 był takim rokiem, a Chińczycy na dodatek uważają podwójną ósemkę za znak podwójnego szczęścia, wiele par pragnęło mieć wtedy synów. Aby zapewnić dziecku jeszcze większą pomyślność, wiele kobiet pragnęło rodzić ósmego dnia ósmego miesiąca tego roku. Na oddziałach położniczych szpitali w Singapurze, Tajwanie i Hongkongu wszystkie łóżka zostały zarezerwowane na operacje cesarskiego cięcia, które miały się odbyć 8 sierpnia 1988 roku.

      Jednym z najistotniejszych czynników określających los danej osoby jest dokładna godzina urodzin. Tylko znając tę godzinę, astrolog może ułożyć horoskop, określić charakter, opisać najważniejsze etapy życia, a nawet przewidzieć datę śmierci. Ten, kto zna godzinę urodzin danej osoby, dysponuje groźną bronią przeciw niej, dlatego wielu azjatyckich polityków albo ukrywa tę godzinę, albo ją fałszuje.

      Wszyscy wiedzą, że Deng Xiaoping urodził się 22 sierpnia 1904 roku (w roku smoka!), ale godzina urodzin należała do najściślej strzeżonych tajemnic chińskich. Mao Tse-tung i Czou Enlaj mieli mniej szczęścia. W latach dwudziestych, gdy obaj mieszkali w Szanghaju, dla żartu – a może z przekonania, kto to wie? – udali się obaj do znanego w mieście astrologa, niejakiego Yuana Shu Shuana. Kiedy nacjonaliści uciekli na Tajwan w roku 1949, zabrali ze sobą między innymi horoskopy klientów mistrza Yuana, które ten starannie zachował. Opublikowano wróżby dotyczące tych, którzy tymczasem stali się sławni. W roku 1962 tajwański astrolog przepowiedział na podstawie godziny narodzin podanej przez Mao i Czou, że obaj umrą w roku 1976. I istotnie tak się stało.

      Niezliczone decyzje polityczne zapadają w Azji na podstawie astrologii i dlatego służby specjalne wielu krajów zatrudniają ekspertów, mających przewidzieć, jakie kroki w określonej sytuacji mogą podszepnąć astrologowie strony przeciwnej. Dobrze wiadomo, że Wietnamczycy, Hindusi, Koreańczycy z Południa i Chińczycy w swych służbach kontrwywiadowczych mają sekcje astrologiczne. W Hongkongu mieli ją zresztą i Brytyjczycy, aby śledziła poczynania Chińczyków w sferze wiedzy tajemnej. Wydaje się, że po czterdziestu latach panowania komunizmu wszystkie dawne praktyki powracają do łask nie tylko pośród szarych ludzi, ale także samych władców komunistycznych.

      W roku 1990 na kilka dni przed rocznicą masakry na placu Tiananmen doszło do dziwnego zdarzenia. Grupa robotników otoczyła maszt z chorągwią narodową pośrodku placu rusztowaniami i podjęła jakieś prace. Kiedy rusztowania usunięto, okazało się, że czerwona chińska flaga powiewa wyżej, niż działo się to od roku 1949. Najwyraźniej największy ekspert feng shui doradził Deng Xiaopingowi, że w ten sposób przywróci się placowi harmonię, a Republice Ludowej – pomyślność.

      Zacząłem gromadzić tego typu historie, gdyż zamierzałem napisać artykuł o znaczeniu przesądów w Azji, zarazem jednak chciałem w ten sposób rozproszyć swoje wątpliwości i upewnić samego siebie, że słusznie zmieniłem życie z powodu, który nie ma w sobie nic racjonalnego. Czy jednak w większości nie takie było życie toczące się wokół? Na przykład w Tajlandii. Wystarczyło tylko nie zamykać oczu.

      W Tajlandii jest rzeczą normalną, że ważne polityczne deklaracje obwieszcza się w dniach uważanych za pomyślne, politycy zaś cytują astrologów, aby upewnić opinię publiczną o bezpieczeństwie gospodarczym czy narodowym. W trakcie wojny w Zatoce Perskiej, gdy Tajlandia z racji swej proamerykańskiej postawy obawiała się ataku islamskich terrorystów, premier Chatichai zwołał konferencję prasową i oznajmił: "Nie ma się czego obawiać. Tajlandii nic się nie stanie; tak mnie zapewnił mój astrolog". Nikt się nie śmiał, wszyscy wiedzieli, że to poważne oświadczenie. Kilka miesięcy wcześniej premier kazał sobie usunąć pieprzyk spod lewego oka, gdyż astrolog przestrzegł, iż sprowadzi on nieszczęście.

      W lutym 1991 roku Chatichai został obalony w jednym ze zwykłych przewrotów wojskowych, ale po kilku latach spokojnej emigracji w Londynie przeniósł się do Bangkoku. Wydaje się, że także i w tym zamachu niebagatelną rolę odegrała wiedza tajemna. Generałowie przejęli władzę po sekretnej wyprawie do Birmy. W Rangunie złożyli ofiary w świątyni, gdzie to samo uczynili ich birmańscy koledzy przed swoją akcją w roku 1988. Potem, bacząc na to, aby nie "rozładować" energii – to znaczy nie dotykając bezpośrednio ziemi, lecz wszędzie stąpając po czerwonym dywanie – przemieścili się do samochodu, helikoptera, na pokład samolotu i wreszcie do kwatery głównej w Bangkoku, gdzie – ciągle "naładowani" – rozpoczęli pucz, którego sukces wielu ludzi w Bangkoku uznało za efekt birmańskiej "energii".

      Rok później premier generał Suchinda rozkazał wojsku strzelać do tłumu. Padło tysiąc kilkaset ofiar. Kryzys zażegnała interwencja króla. Generał Suchinda podał się do dymisji, ale dopiero po ogłoszeniu powszechnej amnestii, która jemu i innym odpowiedzialnym za masakrę zapewniała bezkarność. Nie można go obwiniać za śmierć demonstrantów, powiedział Suchinda, umarli, gdyż taka była ich karma. Większość ludzi pogodziła się z takim wyjaśnieniem, ale znaleźli się niepoprawni przeciwnicy, którzy uważali, iż to nieprawdopodobne, by nikt nie poniósł odpowiedzialności za tę tragedię. W poszukiwaniu sprawiedliwości zwrócili się do czarnej magii.

      Pewnego niedzielnego ranka na wielkim placu Sanam Luang przed pałacem królewskim rozegrała się dziwna ceremonia. Nazwiska Suchindy oraz dwóch innych generałów z junty umieszczono na starej trumnie, a wdowy ofiar spaliły pieprz i sól w rozbitych miskach żebraczych. Trumny, wdowy i rozbite naczynia uważa się za oznakę wielkiego nieszczęścia; w ten sposób chciano na wszystkich trzech generałów ściągnąć "złe spojrzenie" i tak przywieść na nich zgubę.

      Wszyscy trzej potraktowali całą sprawę bardzo poważnie. Suchinda udał się do słynnego mnicha, aby ten zmienił jego imię, dzięki czemu miał nadzieję uniknąć "złego wzroku". Drugi z generałów, także za poradą mnicha, zmienił oprawkę okularów, zgolił wąsy i zjadł listek złota, aby swą mowę uczynić bardziej przyjazną dla ludzi, trzeci zaś kazał chirurgom usunąć kilka zmarszczek ściągających na niego nieszczęście, a potem na wszelki wypadek wraz z kochanką wyjechał do Paryża, gdzie założył restaurację.

      Żadna