Niewolnica, Wojowniczka, Królowa . Морган Райс

Читать онлайн.
Название Niewolnica, Wojowniczka, Królowa
Автор произведения Морган Райс
Жанр Героическая фантастика
Серия O Koronie I Chwale
Издательство Героическая фантастика
Год выпуска 0
isbn 9781632919120



Скачать книгу

nie doniosą na nią matce. Byli równie lojalni wobec niej, jak ona wobec nich.

      - Dobrze zatem, że nigdy się o tym nie dowie! – odkrzyknęła.

      - Ale ojciec się dowie! – warknął Sartes.

      Ceres zachichotała. Ojciec już o tym wiedział. Dobili targu: jeśli Ceres nie położy się do późna w nocy i naostrzy miecze, które miały być dostarczone do pałacu, będzie mogła udać się na Jatki. Tak właśnie zrobiła.

      Ceres dobiegła do muru na końcu dróżki i nie zatrzymując się nawet wetknęła palce w dwie szczeliny, i zaczęła się wspinać. Poruszała się zręcznie dobre dwadzieścia stóp w górę, aż wdrapała się na wierzchołek muru.

      Stanęła na górze dysząc ciężko, a słońce oślepiło ją mocnymi promieniami. Osłoniła oczy dłonią.

      Z zachwytu zaparło jej dech. Po Starym Mieście krzątało się zwykle kilku jego mieszkańców, czasem tu i ówdzie zabłąkał się jakiś bezpański pies czy kot – lecz dziś było tam wręcz tłoczno. Roiło się w nim od ludzi. Ceres nie mogła nawet dojrzeć bruku zza ciżby napierającej na Plac Fontann.

      W oddali ocean mienił się żywym błękitem, a strzelisty biały Stade wznosił się niby góra pośród krętych dróg i ściśniętych jeden przy drugim dwu- i trzypiętrowych budynków. Wokoło placu handlarze rozstawili swe kramy, na których wystawili jadło, świecidełka i odzienie.

      Podmuch wiatru uderzył Ceres w twarz, napełniając jej nozdrza wonią świeżych wypieków. Czego by nie oddała za jadło, które nasyciłoby jej głód! Oplotła dłońmi brzuch, by uciszyć to uczucie. Po zjedzeniu dzisiejszego śniadania – kilku łyżek rozmokłej zupy owsianej – jakimś cudem czuła się jeszcze bardziej głodna niż wcześniej. Dziś, w dniu swych urodzin, liczyła choć na odrobinę więcej strawy w misie – albo choćby uścisk.

      Nikt nie wspomniał jednak ani słowem o jej urodzinach. Ceres wątpiła, czy w ogóle o nich pamiętali.

      Wtem na chwilę oślepił ją błysk światła i gdy spojrzała w dół, zobaczyła błyszczący złoty powóz przesuwający się przez ciżbę niby pęcherzyk powietrza płynący powoli przez miód. Dziewczyna zmarszczyła brwi. Była tak podekscytowana, że przez myśl jej nawet nie przeszło, iż zjawią się tu także możnowładcy. Gardziła nimi, ich wyniosłością, tym, że ich zwierzęta jadały lepiej niż większość mieszkańców Delos. Jej bracia żyli nadzieją, iż jednego dnia zwyciężą system klasowy. Ceres nie podzielała jednak ich optymizmu: jeśli w Imperium miała zapanować jakakolwiek równość, musiałaby doprowadzić do tego rewolucja.

      - Widzisz go? – wydyszał Nesos, wdrapując się na mur obok niej.

      Na myśl o nim serce Ceres przyspieszyło. Rexus. Ona także zastanawiała się, czy już tu jest i na próżno wypatrywała go w ciżbie.

      Potrząsnęła głową.

      - Tam – wskazał Nesos.

      Powiodła spojrzeniem za jego palcem ku fontannie, mrużąc oczy.

      Nagle spostrzegła go i nie potrafiła powstrzymać swej radości. Zawsze tak się czuła, gdy go widziała. Młodzian siedział na brzegu fontanny, napinając cięciwę łuku. Nawet z tak dużej odległości widziała, jak mięśnie jego ramion i piersi napinają się pod tuniką. Był tylko kilka lat starszy od niej. Jego jasne włosy wyróżniały się w ciżbie pośród czarnych i brązowych głów, a opalona skóra połyskiwała w promieniach słońca.

      - Zaczekajcie! – rozległ się krzyk.

      Ceres zerknęła za siebie, w dół muru, i zobaczyła wdrapującego się z trudnością Sartesa.

      - Żywo, bo cię tu zostawimy! – poganiał go Nesos.

      Rzecz oczywista, ani im się śniło zostawiać tu młodszego brata, ale chłopiec musiał nauczyć się dotrzymywać im kroku. W Delos chwila słabości mogła oznaczać śmierć.

      Nesos przeczesał dłonią włosy, także chwytając oddech i rozglądając się po ciżbie.

      - Na kogo stawiasz złoto? – spytał.

      Ceres odwróciła się do niego i roześmiała.

      - Jakie złoto? – zapytała.

      Chłopak uśmiechnął się.

      - Gdybyś je miała – odrzekł.

      - Na Brenniusa – odparła bez chwili wahania.

      Nesos uniósł brew ze zdziwieniem.

      - Ach tak? – zapytał. – Dlaczego?

      - Nie wiem – Ceres wzruszyła ramionami. – Mam przeczucie, że zwycięży.

      Nie rzekła jednak prawdy. Dobrze wiedziała, dlaczego według niej odniesie zwycięstwo – lepiej niż jej bracia i wszyscy chłopcy w grodzie. Ceres skrywała pewną tajemnicę: nikomu nie wyjawiała, że od czasu do czasu ubierała się jak chłopak i ćwiczyła się w pałacu. Królewski dekret zakazywał dziewczętom uczyć się na mistrzów boju – karą za sprzeniewierzenie się była śmierć – lecz chłopcom z ludu zezwalano na to w zamian za pracę w pałacowych stajniach – pracę, którą Ceres wykonywała z chęcią.

      Przypatrywała się wtedy Brenniusowi i była pod wrażeniem jego umiejętności. Nie był największym spośród mistrzów boju, lecz jego ruchy były przemyślane, precyzyjne.

      - Nie ma szans – odrzekł Nesos. – Zwycięży Stefanus.

      Ceres pokręciła głową.

      - Stefanus zginie w ciągu pierwszych dziesięciu minut – powiedziała obojętnie.

      Wszyscy sądzili, że zwycięży Stefanus, największy z mistrzów boju i najpewniej najsilniejszy; jego ruchy nie były jednak tak przemyślane jak Brenniusa czy niektórych spośród pozostałych wojowników, których obserwowała Ceres.

      Nesos prychnął śmiechem.

      - Oddam ci mój dobry miecz, jeśli naprawdę tak będzie.

      Ceres zerknęła na miecz przytroczony do jego pasa. Nesos nie miał pojęcia, jak bardzo mu zazdrościła, gdy przed trzema laty otrzymał ten piękny oręż na urodziny od matki. Jej miecz był stary i należał niegdyś do ich ojca, póki nie cisnął go na stos broni, którą miał zamiar przetopić. Ach, czegóż by nie dokonała z takim mieczem!

      - Trzymam cię za słowo – rzekła Ceres z uśmiechem, choć tak naprawdę nigdy nie odebrałaby mu miecza.

      - Tego się właśnie spodziewałem – powiedział drwiąco.

      Ceres skrzyżowała dłonie na piersi, gdy mroczna myśl przyszła jej do głowy.

      - Matka nigdy by na to nie przystała – rzekła.

      - Ale ojciec by przystał – odparł Nesos. – Jest z ciebie bardzo dumny.

      Miły komentarz Nesosa zbił ją z pantałyku i nie wiedząc, jak zareagować, spuściła wzrok. Bardzo kochała ojca i wiedziała, że i on ją kocha. Jednak z jakiegoś powodu przed oczyma stanęła jej twarz matki. Całe życie pragnęła jedynie, by ją zaakceptowała i pokochała tak samo, jak jej braci. Lecz choć starała się jak tylko potrafiła, Ceres czuła, że nigdy jej nie zadowoli.

      Sartes stęknął, wdrapując się na górę. Był o głowę niższy od Ceres i chudy jak patyk, lecz pewne było, że lada dzień zmężnieje. Tak było w przypadku Nesosa. Wyrósł na muskularnego mężczyznę, wysokiego na sześć stóp i trzy cale.

      - A ty jak sądzisz? – obróciła się Ceres do Sartesa. – Kto zwycięży?

      - Myślę tak jak ty. Brennius.

      Uśmiechnęła się i zmierzwiła mu włosy. Sartes zawsze