Zdradzona . Морган Райс

Читать онлайн.
Название Zdradzona
Автор произведения Морган Райс
Жанр Героическая фантастика
Серия Wampirzych Dzienników
Издательство Героическая фантастика
Год выпуска 0
isbn 9781632913005



Скачать книгу

pomyślała. Czy naprawdę zależało mu tylko na tym, aby sprawdzić, co u niej? A kiedy już przekonałby się, że jest w porządku to co, miał zamiar ją opuścić?

      Z jednej strony, poczuła nagły przypływ miłości, wiedząc ile poświęcił. Z drugiej zaś zastanawiała się, czy zależało mu jedynie na jej dobrym samopoczuciu. A nie na ich związku?

      − Więc…− zaczęła – teraz, kiedy już wiesz, że dobrze się czuję… po prostu odejdziesz?

      Jej słowa zabrzmiały zbyt szorstko. Co z nią było nie tak? Dlaczego nie potrafiła zdobyć się na uprzejmość, delikatność, tak jak on? Z pewnością nie robiła tego naumyślnie. Po prostu, wszystko psuła. Chciała jedynie powiedzieć: Proszę, nie zostawiaj mnie już nigdy.

      − Caitlin – zaczął łagodnym tonem. – Chcę, żebyś mnie dobrze zrozumiała. Moja rodzina, moi ludzie, mój klan – znaleźli się w poważnym niebezpieczeństwie. Gdzieś tam jest miecz i to w niewłaściwych rękach. Muszę do nich wracać. Muszę ich ocalić. W zasadzie to powinienem wyruszyć już tydzień temu… i teraz, kiedy już doszłaś do siebie, no cóż… to nie tak, że chcę ciebie tu zostawić. Ja po prostu muszę uratować swoją rodzinę – powiedział cicho.

      − Mogę lecieć z tobą – odparła z nadzieją w głosie. – Mogę pomóc.

      − Jeszcze nie odzyskałaś pełni sił – powiedział. – Ten upadek podczas lądowania nie był przypadkowy. Musi minąć trochę czasu zanim wampir osiągnie pełnię swych mocy. Ty zaś dodatkowo ucierpiałaś od pchnięcia mieczem. Może minąć kilka dni, a nawet tygodni, zanim ta rana zagoi się na dobre. Jeśli polecisz, możesz zranić sama siebie. Pole bitwy to na razie nie miejsce dla ciebie. Tutaj otrzymasz wyszkolenie. Z tego powodu cię tu sprowadziłem.

      Odwrócił się i przeszedł z nią przez taras. Spojrzeli w dół na dziedziniec.

      Tam, w oddali, dziesiątki wampirów ćwiczyły w świetle pochodni, walcząc ze sobą, ścierając się na koniach i w walce wręcz.

      Na tej wysepce mieszka jeden z najwspanialszych klanów – powiedział. – Zgodzili się ciebie przyjąć. Będą cię uczyć. I szkolić. Sprawią, że będziesz silniejsza. Wówczas, kiedy twe moce w pełni się rozwiną, kiedy odzyskasz zdrowie, będę zaszczycony, widząc ciebie walczącą u mego boku. Do tego czasu jednak, nie mogę ci na to pozwolić. Wojna, na którą idę, będzie bardzo niebezpieczna. Nawet dla wampira.

      Caitlin zmarszczyła brwi. Bała się, że powie właśnie coś takiego.

      − A jeśli nie wrócisz? – spytała.

      − Jeśli przeżyję, to wrócę po ciebie. Obiecuję.

      − A jeśli nie przeżyjesz? – spytała, obawiając się już samych tych słów.

      Caleb odwrócił się i spojrzał na horyzont. Odetchnął głęboko, wpatrując się w chmury, lecz nic nie powiedział.

      Postanowiła skorzystać z okazji. Rozpaczliwie pragnęła zmienić temat. Caleb podjął już decyzję o swym odejściu. Widziała to. Nic nie było w stanie go zatrzymać. Było jasne, że nie może zabrać jej ze sobą. Poczuła się wyczerpana. Wiedziała, że miał rację: nie była jeszcze gotowa na walkę. Musiała wyzdrowieć.

      Nie chciała marnować ani chwili dłużej na próbach zatrzymania go przy sobie. Nie chciała też rozmawiać o wampirach, wojnach, czy mieczach. Pragnęła wykorzystać tę odrobinę drogocennego czasu, jaki im został, na rozmowę o nich. O Caitlin i Calebie. O nich, jako o parze. O ich przyszłości. Ich wzajemnej miłości. Ich oddaniu. Na czym tak naprawdę stoją?

      Co ważniejsze, uświadomiła sobie, że przez ten cały czas, od momentu, kiedy go poznała, zawsze uważała jego obecność za coś normalnego. Nigdy nie poświęciła choćby chwili, by spojrzeć mu w oczy i powiedzieć dokładnie, jak głębokim uczuciem go darzy. Była już kobietą. Czuła, że nadszedł dla niej czas, by się postawić, postąpić dojrzale, jak kobieta. Powiedzieć mu, co tak naprawdę do niego czuje. Chciała, by wiedział. Być może to przeczuwał, czuł, jak bardzo go kocha, jednak ona nigdy jeszcze mu tego nie powiedziała. Caleb, kocham cię od chwili, w której cię poznałam. Zawsze będę cię kochać.

      Serce jej waliło. Tak przerażona nie była jeszcze nigdy w życiu. Cała drżąc, podniosła dłoń i przyłożyła delikatnie do jego policzka.

      Powoli odwrócił się do niej.

      Była gotowa, w końcu, by powiedzieć, co myśli.

      Kiedy spróbowała, słowa ugrzęzły jej w gardle.

      W tej samej chwili spojrzał na nią z niepokojem i otworzył usta, by przemówić.

      − Caitlin, muszę ci o czymś powiedzieć− zaczął.

      Nie dane mu było jednak dokończyć zdania.

      Nagle dotarł do nich dźwięk otwieranych drzwi. Caitlin wyczuła natychmiast, że nie byli już sami.

      Obrócili się na pięcie oboje w kierunku, z którego dobiegł hałas, by zobaczyć, kto to.

      Ktoś, jakiś wampir, piękne, niesamowite stworzenie było wyższe, szczuplejsze i lepiej zbudowane od Caitlin. Miało długie, opadające rude włosy i błyszczące zielone oczy.

      Kiedy uświadomiła sobie, kim była ta osoba, jej serce stanęło.

      Nie, niemożliwe.

      To Sera. Była żona Caleba.

      Caitlin spotkała ją tylko raz i to przelotnie, w Cloisters. Nigdy jednak jej nie zapomniała.

      Sera podeszła do nich w gracją stworzenia, które spędziło na tej planecie tysiące lat, pewna siebie. Nie zwolniwszy ani na chwilę, z oczami utkwionymi w Caitlin, podeszła do Caleba.

      Podniosła bladą, cudowną dłoń i położyła na barku Caleba, po czym spojrzała na Caitlin z nieukrywaną pogardą.

      − Calebie? – powiedziała cicho ze złowrogim uśmiechem na twarzy. – Powiedziałeś jej o nas?

      Te kilka słów sprawiło, że Caitlin poczuła, jakby ktoś zatopił jej nóż w sercu.

      ROZDZIAŁ PIĄTY

      Samantha obserwowała z przerażeniem, jak kocioł przechyla się na twarz Sama. Walczyła ze wszystkich sił, ale w żaden sposób nie mogła wyrwać się z rąk swych oprawców. Była bezradna. Musiała stać i patrzeć, jak unicestwiają osobę, którą pokochała.

      Kiedy ciecz poleciała na Sama, Samantha spięła się, oczekując przeraźliwych wrzasków towarzyszących tak często kąpieli w Kwasie Jorowym.

      Kiedy jednak Sam zniknął kompletnie pod kwasowym wodospadem, nie usłyszała, co dziwne, żadnego dźwięku.

      Czyżby zabił go tak szybko, tak zupełnie, że Sam nie miał nawet szansy krzyknąć? Ciecz zleciała i Sam wynurzył się z niej.

      Samantha była w prawdziwym szoku. Jak każdy wampir w komnacie.

      Samowi nic się nie stało. Zamrugał powiekami i rozejrzał się. Najwyraźniej w ogóle nie ucierpiał. Patrzył wręcz wyzywająco.

      Nie do wiary. Samantha nigdy jeszcze nie widziała czegoś podobnego – ani nikogo, czy to człowieka, czy wampira, kto byłby odporny na kwas. To znaczy, nikogo poza jedną osobą. Teraz sobie przypomniała. Caitlin. Jego siostra. Ona również była odporna. Co to mogło znaczyć? Czy to dlatego, że byli spokrewnieni? Przypomniała sobie napis na jego zegarku. Róża i Cierń. Czy dynastia przetrwała w nich obojgu? Czy mogło być tak, że ona nie była Wybrańcem?

      Że on nim był?

      Caitlin była o kilka lat starsza od Sama i być może oznaki dojrzewania pojawiły się u niej wcześniej. Być może, gdyby poczekali kilka lat, Sam również zacząłby przejawiać symptomy przemiany w półkrwi mieszańca.

      Jakakolwiek