Noc Śmiałków . Морган Райс

Читать онлайн.
Название Noc Śmiałków
Автор произведения Морган Райс
Жанр Героическая фантастика
Серия Królowie I Czarnoksiężnicy
Издательство Героическая фантастика
Год выпуска 0
isbn 9781632916952



Скачать книгу

przyszła w sam czas: czerwony rekin wyskoczył z wody i rzucił się na jej nogi, chybiając o włos.

      Trzymającą Thurna Lornę wciągano w górę przy podmuchach lodowatego wichru. Kołysała się mocno, uderzając o kadłub okrętu. Po chwili obaj zostali wciągnięci przez załogę, lecz nim znalazła się znów na pokładzie, Lorna spojrzała ostatni raz w dół i zobaczyła kłębiące się w dole rekiny, rozwścieczone utratą posiłku.

      Kobieta upadła na pokład z głuchym hukiem, z Thurnem w ramionach. Natychmiast obróciła go i przyjrzała się mu bacznie. Pół jego twarzy było zeszpecone, strawione płomieniami, lecz przynajmniej przeżył. Oczy miał zamknięte. Nie były przynajmniej otwarte i zwrócone ku niebu; to dobry znak. Położyła dłonie na jego sercu i poczuła coś. Choć słabo, jego serce biło.

      Lorna położyła dłonie na jego sercu, a wtedy poczuła przypływ energii, intensywne ciepło przepływające z jej dłoni w jego ciało. Przyzwała swe moce i modliła się, by Thurn powrócił do życia.

      Nagle mężczyzna otworzył oczy i usiadł, wciągając gwałtownie powietrze. Dyszał ciężko, wypluwając wodę. Zakasłał, a pozostali mężczyźni podbiegli do niego i okryli go futrami, by się rozgrzał. Lorna nie posiadała się z radości. Patrzyła, jak rumieniec wraca na jego twarz i wiedziała, że będzie żył.

      Nagle Lorna poczuła, jak ktoś otula jej plecy ciepłym futrem i obróciwszy się ujrzała stojącego nad nią Merka. Uśmiechnął się i pomógł jej wstać.

      Mężczyźni szybko zebrali się wokół niej, patrząc na nią z jeszcze większym szacunkiem.

      – A teraz? – spytał poważnie, stając obok niej. Musiał niemal krzyczeć, by było go słychać przez wiatr i skrzypienie ich rozkołysanego okrętu.

      Lorna wiedziała, że nie pozostało im wiele czasu. Zamknęła oczy i wyciągnęła dłonie ku niebu. Z wolna wyczuła istotę wszechświata. Miecz Ognia został zniszczony, Knossos zniknęło, smoki uciekły, a Lorna musiała dowiedzieć się, w którym miejscu Escalon najbardziej ich potrzebował w tych trudnych chwilach.

      Nagle poczuła obok siebie drżenie Niedokończonego Miecza i już wiedziała. Odwróciła się i spojrzała na Aleca, który patrzył na nią wyczekująco.

      Poczuła, że poznaje, jak wyjątkowe jest jego przeznaczenie.

      – Nie będziesz już podążał za smokami – powiedziała. – Te, które uciekły nie zbliżą się do ciebie – lękają się ciebie teraz. A jeśli będziesz ich szukał, nie znajdziesz ich. Wyruszyły toczyć boje w innej części Escalonu. Zadanie uśmiercenia ich należy teraz do kogoś innego.

      – Co mam zatem zrobić, pani? – zapytał, wyraźnie zaskoczony.

      Zamknęła oczy i poczuła, jak spływa na nią odpowiedź.

      – Płomienie – odrzekła, czując, że to właściwa odpowiedź. – Muszą wznieść się ponownie. Tylko w ten sposób powstrzymamy Mardę przed zniszczeniem Escalonu. To ma teraz największe znaczenie.

      Alec zdawał się zakłopotany.

      – A co ja mam z tym wspólnego? – zapytał.

      Spojrzała na niego.

      – Niedokończony Miecz – odparła. – To ostatnia nadzieja. On – tylko on – może sprawić, że Ściana Ognia wzniesie się ponownie. Musi powrócić do swego prawdziwego domu. Do tej chwili Escalon nie będzie bezpieczny.

      Spojrzał na nią z zaskoczeniem.

      – A gdzie leży jego dom? – zapytał, a mężczyźni zbliżyli się, by posłuchać.

      – Na północy – powiedziała. – W Wieży Ur.

      – Ur? – spytał skołowany Alec. – Czy wieża nie została już zniszczona?

      Lorna skinęła głową.

      – Wieża – owszem – odrzekła. – Lecz nie to, co leży pod nią.

      Wzięła głęboki oddech, a wszyscy spojrzeli na nią jak zaczarowani.

      – W wieży znajduje się ukryta komnata, głęboko pod ziemią. To nie wieża była ważna – była jedynie odwróceniem uwagi. Chodziło o to, co kryje się pod nią. Tam Niedokończony Miecz odnajdzie swój dom. Gdy przywrócisz go na miejsce, kraj będzie bezpieczny, a Płomienie przywrócone już po wsze czasy.

      Alec wziął głęboki oddech, przyswajając sobie wszystkie te nowiny.

      – Chcecie, bym udał się na północ? – zapytał. – Do wieży?

      Skinęła głową.

      – To będzie niebezpieczna podróż – odrzekła. – Na każdym kroku będziesz natykał się na wrogów. Zabierz ze sobą wojowników z Zaginionych Wysp. Wyruszcie przez Morze Smutku i nie zatrzymujcie się, póki nie dotrzecie do Ur.

      Dała krok naprzód i położyła dłoń na jego ramieniu.

      – Zwróć miecz – rozkazała. – I ocal nas.

      – A ty, pani? – zapytał Alec.

      Zamknęła oczy i poczuła przeraźliwy ból. Od razu wiedziała, dokąd musi się udać.

      – W tej właśnie chwili umiera Duncan – rzekła. – i tylko ja mogę go ocalić.

      ROZDZIAŁ SIÓDMY

      Aidan zmierzał przez pustkowie z ludźmi Leifalla. Kasandra jechała po jednej jego stronie, Anvin po drugiej, a Biały biegł przy nim. Galopowali, wzniecając tumany kurzu, a Aidan nie posiadał się z radości z powodu swego zwycięstwa i dumy. Pomógł osiągnąć niemożliwe, odwrócić bieg wodospadu, zmienić kierunek potężnych wód Everfall, skierować jego wody rwącym strumieniem przez równinę i zalać kanion – i ocalić swego ojca w samą porę. Zbliżali się już i Aidan, który pragnął spotkać się znów z ojcem, widział jego ludzi w oddali, nawet tutaj słyszał ich radosne okrzyki i przepełniała go duma. Udało im się.

      Aidan nie posiadał się z radości, że on i jego ludzie przeżyli, że kanion został zatopiony, aż wylewała się z niego woda i wyrzucała tysiące martwych Pandezjan. Po raz pierwszy Aidan poczuł, że ma jakiś cel, że do czegoś przynależy. Mimo młodego wieku, znacząco przyczynił się do sprawy ojca i czuł się teraz jak równy pośród mężczyzn. Czuł, że jest to jedna z wielkich chwil w jego życiu.

      Pędzili galopem w pełnym słońcu, a Aidan nie mógł się doczekać, aż zobaczy swego ojca, dumę w jego oczach, wdzięczność i nade wszystko – szacunek. Jego ojciec będzie teraz – Aidan był tego pewien – widział w nim równego sobie, jednego spośród nich, prawdziwego wojownika. Aidan nie pragnął nigdy niczego więcej.

      Chłopiec jechał przed siebie, a w uszach dudnił mu tętent kopyt końskich. Pokryty był kurzem i spalony słońcem od długiej jazdy. Gdy wreszcie wspięli się na wzgórze i ruszyli w dół, ujrzał przed sobą ostatni odcinek drogi. Spojrzał na grupę ludzi swego ojca, serce biło mu niespokojnie z niecierpliwości – gdy nagle zorientował się, że coś jest nie tak.

      W oddali ludzie jego ojca rozstępowali się na boki, a między nimi Aidan ujrzał jakąś postać, idącą samotnie przez pustynię. Dziewczynę.

      To nie miało sensu. Co robiła tutaj dziewczyna, sama, i czemu szła w stronę jego ojca?  Dlaczego wszyscy mężczyźni zatrzymali się i przepuszczają ją? Aidan nie wiedział, co dokładnie jest nie w porządku, lecz po sposobie, w jaki serce tłukło mu się w piersi, coś w głębi duszy podpowiadało mu, że jego ojciec jest w niebezpieczeństwie.

      Co dziwniejsze, gdy Aidan zbliżył się do nich, zbił go z tropu szczególny wygląd dziewczyny. Dojrzał jej zamszowo-skórzaną pelerynę, wysokie czarne buty, laskę u boku, jej długie, jasne włosy, dumny wyraz twarzy i jej rysy i zamrugał, zdezorientowany.

      Kyra.

      Jego