Название | Powrót Walecznych |
---|---|
Автор произведения | Морган Райс |
Жанр | Героическая фантастика |
Серия | Królowie I Czarnoksiężnicy |
Издательство | Героическая фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9781632913869 |
W miarę jak zbliżali się do granicy Cierniowego Lasu, zwalniali coraz bardziej. Kyra obejrzała się przez ramię na równiny Argos i ostatni raz popatrzyła w otwarte niebo. Westchnęła na myśl o tym, że tego widoku nie uświadczy przez dłuższy czas. Odwróciła się znowu w stronę lasu. Wiedziała, co tam na nich czeka i wiedziała też, że od tej chwili nie ma już dla nich odwrotu.
– Jesteś gotowa? – Kyra zapytała Dierdre.
Dierdre wydawała się być teraz zupełnie inną dziewczyną, niż tam, w więzieniu. Była dużo silniejsza, bardziej zdecydowana, jak gdyby powróciła z piekieł, gotowa stawić czoła największym wyzwaniom.
– Najgorsze, co mogło mnie spotkać, już mnie spotkało – odpowiedziała Dierdre głosem zimnym i twardym.
Kyra skinęła głową, na znak zrozumienia, po czym razem wjechały w odmęty lasu.
W chwili, gdy przekroczyły linię drzew, Kyra poczuła przeszywający chłód. Ogarnęła je klaustrofobiczna ciemność, którą dodatkowo zagęszczały pradawne czarne drzewa, z sękatymi gałęziami przypominającymi ciernie i grubymi czarnymi liśćmi. Las ten wręcz emanował złem.
Ruszyły stępem pomiędzy drzewami. Śnieg skrzypiał pod ich wierzchowcami, a z głębin lasu zaczęły wydobywać się przerażające odgłosy dzikich i niespotykanych nigdzie indziej stworzeń. Kyra rozejrzała się wokół, chcąc zlokalizować ich źródło, ciemność jednak była zbyt nieprzenikniona. I bez tego wiedziała, że są obserwowani.
Zapuszczały się coraz głębiej w las, próbując kierować się na zachód i północ, tak jak radził ojciec Kyry. Leo i Andor co chwilę powarkiwali na stworzenia ukryte w gęstwinach, ona zaś próbowała omijać kaleczące ją gałęzie. Kyra myślała o długiej drodze, którą mają przed sobą. Choć myśl o poszukiwaniach wuja przyprawiała ją o szybsze bicie serca, równie mocno pragnęła być teraz ze swoimi ludźmi, by wspierać ich w walce. Czuła, że chce jak najszybciej do nich powrócić.
Mijały kolejne godziny. Kyra, spoglądając w otchłań lasu, zastanawiała się ile czasu jeszcze upłynie, zanim dotrą do morza. Wiedziała, że dużo ryzykują, kontynuując podróż w ciemnościach, z drugiej jednak strony, rozbijając obozowisko w tym miejscu i o tej porze, z pewnością naraziliby się na jeszcze większe niebezpieczeństwo.
– Gdzie jest morze? – Kyra zapytał w końcu Dierdre, głównie po to by przerwać milczenie.
Dierdre drgnęła nerwowo, wyrwana z odmętów własnych myśli; Kyra mogła się tylko domyślać, jakie koszmary ją prześladowały.
Dierdre pokręciła głową.
– Chciałbym to wiedzieć – odpowiedziała ochrypłym głosem.
Kyra była zdziwiona.
– Czy nie tędy cię wieźli? – spytała.
Dierdre wzruszyła ramionami.
– Jechałam zamknięta w klatce z tyłu wozu – odpowiedziała – Przez większość drogi byłam nieprzytomna. Nie znam tego lasu.
Westchnęła, wpatrując się w ciemność.
– Ale gdy znajdziemy się w pobliżu Białego Lasu, powinnam lepiej się orientować.
Dalszą podróż kontynuowały w milczeniu. Kyra mimowolnie zaczęła zastanawiać się nad przeszłością Dierdre. Czuła bijącą od niej siłę, ale i przemożny smutek. Kyrę zaczęły ogarniać czarne myśli o podróży, braku żywności, przenikliwym zimnie i dzikich stworzeniach, które czyhały na nie w zaroślach. Musiała skupić na czymś innym swoją uwagę.
– Opowiedz mi o wieży Ur – poprosiła Kyra – jaka ona jest?
Dierdre spojrzała na nią swoimi podkrążonymi ze zmęczenia oczami i wzruszyła ramionami.
– Nigdy nie byłam w wieży – odpowiedziała – Jestem z miasta Ur – a to jest dobry dzień jazdy na południe.
– Opowiedz mi zatem o swoim mieście – nalegała Kyra, chcąc oderwać się od swych myśli.
Oczy Dierdre rozjaśniły się.
– Ur to piękne miejsce – powiedziała z tęsknotą w głosie – Miasto położone nad morzem.
– Jak byłam dzieckiem, ojciec zabrał mnie raz do miasta położonego nad morzem – wspominała Kyra – Do Esephus, dzień drogi na południe od Volis.
Dierdre pokręciła głową.
– To nie jest morze – odpowiedziała.
Jej słowa zbiły Kyrę z tropu.
– Co masz na myśli?
– Tam jest Morze Łez – wyjaśniła Dierdre – Ur znajduje się nad Morzem Smutku. Nasze morze jest o wiele ciekawsze. Na wschodnim wybrzeżu dominują niewielkie fale, za to na zachodzie, fale osiągają prawie dziesięć metrów, a pływy są tak silne, że nawet statki, nie wspominając już o ludziach, nie dają im rady. Nasze miasto jest jedynym miejscem w całym Escalonie, gdzie klify są na tyle niskie, by pozwolić statkom przybić do brzegu. I tylko my mamy plażę. To dlatego Andros zostało zbudowane dzień jazdy na wschód od nas.
Kyra chłonęła jej słowa, szczęśliwa, że może pomyśleć o czymś innym. Pamiętała, że o Ur uczuła się trochę w przeszłości, ale nigdy nie znała nikogo, kto by stamtąd pochodził.
– A twoi ludzie? – dopytywała Kyra – Jacy oni są?
Dierdre westchnęła.
– Są dumni – odpowiedziała – jak wszyscy w Escalonie. Ale jest w nich też coś wyjątkowego. Mówi się, że ludzie w Ur mają jedno oko na Escalon a drugie na morze. Patrzymy w dal. Jesteśmy mniej prowincjonalni, być może dlatego, że tak wielu obcokrajowców przybija do naszych brzegów. Ludzie z Ur byli niegdyś słynnymi wojownikami, a w wśród nich przede wszystkim mój ojciec. Teraz jesteśmy poddanymi, jak wszyscy inni.
Westchnęła i zamilkła na dłuższy czas. Kyra była zaskoczona, gdy znów zaczęła mówić.
– Nasze miasto poprzecinane jest kanałami – ciągnęła – Kiedy byłam mała, siadywałam na szczycie wzgórza i całymi godzinami przypatrywałam się statkom wpływającym i wypływającym z naszych portów. Przypływały do nas z całego świata, pod różnymi banderami i żaglami. Przywozili przyprawy, jedwab, broń i przeróżne egzotyczne przysmaki, a czasem nawet zwierzęta. Obserwowałam ludzi i wyobrażałam sobie kim są, skąd pochodzą. Rozpaczliwie chciałam być jedną z nich.
Kyra zobaczyła, jak na myśl o tym miejscu twarz Dierdre się nieco rozpromienia.
– Kiedyś miałam marzenie, – powiedziała Dierdre – że kiedy dorosnę, wkradnę się na pokład jednego z tych statków i popłynę do jakiegoś odległego kraju. Tam spotkam mojego księcia, z którym zamieszkam gdzieś na wyspie we wspaniałym zamku. Gdzieś daleko od Escalonu.
Kyra zobaczyła szeroki uśmiech na jej twarzy.
– A teraz? – zapytał Kyra.
Dierdre natychmiast zwiesiła nos na kwintę i ze łzami w oczach pokręciła głową.
– Teraz jest już dla mnie za późno – powiedziała cicho – Po tym, co mi zrobili.
– Nigdy nie jest za późno – Kyra próbowała dodać przyjaciółce otuchy.
Ale Dierdre tylko pokręciła znowu głową.
– To były marzenia niewinnej dziewczyny – powiedziała, jej głos był ciężki od wyrzutów sumienia – A ta dziewczyna już dawno odeszła.
Zapadła cisza. Kyra czuła ogromny żal, współczucie dla cierpienia swojej przyjaciółki. Pragnęła uśmierzyć jej ból, ale nie wiedziała jak. Rozmyślała nad bólem, który odczuwali